PublicystykaZuzanna Ziemska: Wojna rozmiarów – fit kontra plus size

Zuzanna Ziemska: Wojna rozmiarów – fit kontra plus size

Kiedy ktoś mówi, że trwa wojna o ciała kobiet, zwykle ma na myśli kwestie związane z aborcją czy antykoncepcją. Tymczasem gdzieś obok toczy się całkowicie inna batalia, z innymi konfliktami i o innym ciężarze moralnym. Wojna o rozmiary.

Zuzanna Ziemska: Wojna rozmiarów – fit kontra plus size
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Zuzanna Ziemska

Do decydującego starcia dochodzi właśnie teraz, kiedy na naszej półkuli zaczyna się okres wakacyjny, a turyści wysypują się na plaże lokalnie i globalnie. I tu pojawia się pytanie – jak mają wyglądać? Pytanie, które frapuje współplażowiczów, media, celebrytów. I, nie oszukujmy się, dotyczy głównie kobiet. Po jednej stronie ustawiają się siły wierzące w przekaz "kochaj swoje krągłości", po drugiej fani rozmiaru XXS.

Fitness w rozmiarze XXS

Ci drudzy, wydaje się, mają znacznie więcej do powiedzenia. Do nich należą przecież wybiegi największych domów mody, oni od lat kształtują gusta. Kreatorzy stawiają na androginiczne, szczupłe sylwetki głównie z dość banalnych powodów – to dobrze wygląda w obiektywie i łatwiej przygotowywać kolekcje unikając kobiecych krągłości. Tę rzekę wielokrotnie próbowano zawracać kijem. Choćby we Francji, gdzie weszło w życie prawo, w świetle którego domy mody nie mogą zatrudniać kobiet z niedowagą, pod groźbą kary wynoszącej do 75 000 euro.

Kolejnym krokiem ma być nakaz podpisywania retuszowanych zdjęć. Podobne regulacje zostały już wprowadzone we Włoszech, w Hiszpanii czy Izraelu. Prawo prawem a trendy trendami. Tym bardziej, że to, co dotyczy zawodowych modelek, łatwo obejść, będąc gwiazdą Instagrama czy hollywoodzką aktorką. Tu niezmiennie "nie można być za chudym", chociaż teraz jednocześnie wypada być fit. Heroin chic przebrzmiał razem z Kate Moss. Dziś przy niskiej tkance tłuszczowej, trzeba pokazać trochę mięśni. Są jednak nadal gwiazdy, które to ostatnie zostawiają nowym idolkom – trenerkom z internetu, same po prostu chudnąc w stary, dobry, niekoniecznie zdrowy sposób. Wprawdzie to prosta droga, by narazić się na artykuł typu "fani się o nią niepokoją", trzeba jednak przyznać, że będzie on utrzymany w znacznie bardziej sympatycznym tonie niż "Szok, ona już tak nie wygląda – zobacz, jak przytyła".

Zakochane w sobie XXL-ki

Równie silna jest grupa, która na sztandarach wypisaną ma dewizę "pokochaj swoje krągłości". I niestety, poza chlubnymi przypadkami, skupia się bardziej na promowaniu owych krągłości niż miłości własnej. Takim pozytywnym wyjątkiem jest chociażby strategia marketingowa Dove. Marka od lat prowadzi kolejne kampanie pokazujące, że kobiety mogą być piękne niezależnie od figury. Można przymknąć nawet oko na to, że "mogą" najczęściej gdzieś podprogowo oznacza "muszą", dbając o siebie za pomocą kosmetyków Dove. W końcu to reklama, a nie akcja charytatywna. Ale reklama robiona ciekawie, konsekwentnie i dobrze.

Na tego typu zagranie zdecydował się niedawno Mattel. Firma wypuściła wersje lalki Barbie w różnych kształtach, w tym Curvy – Barbie z krągłościami. "Uważamy, że ciąży na nas odpowiedzialność wobec dziewczynek i ich rodziców związana z propagowaniem różnorodnego pojmowania piękna" – uzasadniała taką decyzję wiceprezes firmy Evelyn Mazzocco. Wbrew tym słowom, "bazowa" wersja lalki pozostała jednak niedorzecznie chuda. Z kolei zaokrąglona Barbie (wraz z koleżankami – w tym bardzo niską i wysoką) w uniwersum różowej lali jest równie dziwnym okazem jak syrenka. A więc z jednej strony chcemy, by dziewczynki pojmowały piękno w rozmiarze XXL, z drugiej jest to trochę freak show.

Podobne wrażenie można odnieść obserwując ukłony niektórych magazynów w stronę kobiet z nadwagą czy otyłością. Co jakiś czas wypuszczają np., jak "Vogue"," Elle" czy "Cosmopolitan" numer z okładką, na której widnieją modelki o obfitych kształtach. Trochę jakby redakcja mówiła przez to: "Patrzcie oto okładka z grubymi dziewczynami, ale spokojnie, zaraz wrócimy do normy, którą definiujemy, jako rozmiar XXS". Czasem dodatkowo wyretuszują modelkę tak, że jej skóra staje się napięta jak balon i w niczym nie przypomina faktycznych kształtów pulchnej dziewczyny. Oczywiście oficjalnie wszystkie te działania wpisują się w przekaz "kochaj swoje krągłości".

XXL ma zresztą na podorędziu nie tylko okładkowe piękności, ale także swoje ambasadorki – w stylu glamour, jak słynna Kim Kardashian, czy w klimacie inteligentnej dziewczyny z sąsiedztwa, jak Lena Dunham. Ta ostatnia pada regularnie ofiarą Photoshopa, wbrew własnym intencjom. Ostatnio także w polskiej wersji magazynu "Glamour". Kochaj swoje krągłości, ale pozwól, że je poprawimy.

Akceptację wysokiej wagi ma promować także planowany program Polsatu "Supermodelka Plus Size". To swego rodzaju odpowiedź na "Top Model", ale ponieważ jesteśmy po puszystej stronie barykady, to poszukiwane są panie od rozmiaru 42. Oczywiście, przy odpowiednim wzroście jest to rozmiar całkowicie normalny i nie musi oznaczać nadwagi, ale w programie raczej nie o taki przypadek chodzi. Twórcy wcale nie ukrywają, że celują w XXL. "Branża modowa przechodzi spektakularną rewolucję i wiele marek otwiera się na "duże kobiety". Ostatnio, tylko w samych w Stanach Zjednoczonych, rynek XL wzrósł do 20 miliardów dolarów". – piszą na swojej stronie internetowej.

Dodają także: "To program przełomowy, który ma szansę zmienić nasze postrzeganie piękna i udowodnić, że prawdziwe piękno nie jest zdefiniowane rozmiarem. Aż 81 proc. mężczyzn na świecie już to wie i preferuje pełne krągłości kobiety!". Jak policzono te 81 proc., trudno dociec. Zresztą nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że od "Top Model" gładko przeskakuje się do prezentowanych na zdjęciach promocyjnych otyłych modelek. Od XXS do XXL. Pomijając całkowicie panie w rozmiarach S, M, L. Ale skoro 81 proc. mężczyzn oraz rosnący rynek XL w USA ma je gdzieś, to czemuż ja się dziwię?

Ze skrajności w skrajność

Mamy więc armię wyznawców figury XXS, gotowych namierzyć i głośno, nieprzychylnie ocenić każdą fałdkę, każdy nadprogramowy centymetr obwodu i każdy dodatkowy kilogram. Z drugiej strony barykady stoją z kolei ci, którzy każą kochać "kobiece kształty", jednocześnie bardzo często utożsamiając je po prostu z nadwagą czy wręcz otyłością.

Oczywiście, gdyby postawić sprawę następująco – "o zdrową sylwetkę należy dbać, ale nie warto się w tym zatracić – ważne, żeby znać limity i lubić swoje ciało, jakim jest", być może wszyscy byliby pogodzeni i zadowoleni (może poza rosnącym rynkiem XL w USA i 81 proc. mężczyzn). Niestety, obie strony zachowują się najczęściej tak, jakby między XXS a XXL nie istniało zgoła nic. Przeciętna kobieta, ze standardowym BMI jest najwyraźniej zbyt nudna. Nie interesuje ani kreatorów mody ani piewców "piękna w każdym rozmiarze, pod warunkiem, że to XXL".

Rozmiar zdrowia

Jak kończy się pogoń za ekstremum? Pęd do bycia superszczupłą, przez całe lata zbierał żniwo w postaci kolejnych dziewczyn chorych na anoreksję. Dziś modne jest być jednocześnie fit, co samo w sobie jest godne pochwały, ale jeśli się przesadzi, dochodzi jeszcze jeden aspekt – wyrzuty sumienia. Nie bez przyczyny ostatnio było tak głośno o Annie Lewandowskiej i jej błyskawicznym powrocie do przedciążowej formy. To, co gwiazda fitnessu może pokazywać jako standard, jest dla wielu dziewczyn przyczynkiem do kompleksów, albo niepotrzebnego nadwyrężania organizmu. I to w momencie, kiedy można mieć całkowicie inne priorytety.

Druga strona ma z kolei skłonność do bagatelizowania. Ba! Czasem gloryfikowania czegoś, co jest równie niezdrowe i kto wie, czy nie bardziej niebezpieczne. Bo jakby nie zaklinać rzeczywistości, otyłość jest chorobą. I to nawet, jeżeli nazwiemy ją puszystością, uroczymi krągłościami czy plus size. WHO nie pozostawia złudzeń, to jedna z wyjątkowo groźnych chorób cywilizacyjnych. I to w dużej mierze właśnie cywilizacja ponosi winę za coraz szybsze tycie całych społeczeństw. Także naszego, choć na szczęście, do światowej czołówki mamy jeszcze daleko.

Czy wpływa na to skład potraw, brak work-life balance (jesteśmy narodem, który niestety pracuje zdecydowanie zbyt długo, a to nie wpływa pozytywnie na aktywność), inne choroby (np. coraz bardziej popularne Hashimoto czy depresja) albo czynniki genetyczne – to akurat w tym kontekście mniej ważne, chodzi o to, by "kochaniem swoich krągłości" i odpuszczeniem walki z otyłością, nie doprowadzić do stanu, który negatywnie działa na zdrowie.

Porównajmy to do zapalenia zatok – niech nawet powstanie program "piękna mimo kataru". Czy znajdzie się dziewczyna, która olśni nas wszystkich mimo zaczerwienionego nosa, wiecznie rozchylonych ust i pocierania bolących skroni? Oczywiście, że się znajdzie. A mimo to wmawianie jej, że ma zaakceptować ten stan, pokochać go, doprowadzi wyłącznie do powikłań.

Oczywiście otyłość jest całkowicie inną chorobą. Porównanie do chorych zatok jest tu jednak o tyle sensowne, że z jednym i drugim da się żyć stosując środki doraźne. I oszukując się, że nie jest tak źle.

Jak to pogodzić?

Jak w takim razie znaleźć rozwiązanie konfliktu? Tradycyjnie - odrzucając skrajności. Czując się ze sobą całkowicie OK, kiedy kilka kilogramów więcej jest czymś naturalnym (na przykład po porodzie), spokojnie pracując nad sylwetką, kiedy tylko to możliwe; nie poddając się żadnej z mód, a jednocześnie dbając o zdrowie. Nie dajmy się zwariować. Nie popadajmy w skrajności. To niezwykle trudne, ale możliwe. Niech żyje rozmiar M. Niech żyje przeciętność. Nawet jeśli dla mody i marketingu jest zwyczajnie nudna.

Zuzanna Ziemska dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)