Został wydalony z Rosji. Tak polskim dyplomatom utrudniano wyjazd
Dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie był jednym z 45 polskich dyplomatów, którym Kreml nakazał opuszczenie Rosji. Teraz Piotr Skwieciński opowiada o kulisach tej sytuacji. Jak mówi, choć formalnie wydano decyzję o wyrzuceniu Polaków, faktycznie robiono wszystko, by utrudnić im powrót do kraju. - Celem władz rosyjskich było to, żeby jak najwięcej ludzi nie dotrzymało terminu wyjechania z Rosji - mówi Skwieciński.
Rosjanie posunęli się nawet do fizycznego utrudnienia opuszczenia ambasady i budynku mieszkalnego w którym mieszkali Polacy.
W rozmowie z TVN24 Skwieciński potwierdził wcześniejsze doniesienia o tym, że wokół kompleksu bez uprzedzenia "zostały wykopane rowy uniemożliwiające wyjazd". Pozostawiono jedynie jeden z kilku wjazdów. Miało do tego dojść dzień przed wydaniem decyzji o wydaleniu polskich dyplomatów. Na opuszczenie Rosji Polacy dostali pięć dni.
Skwieciński zaznaczył, że budynek ambasady od bloku mieszkalnego oddziela płot bez bramy. - Ludzie mający swoje samochody przed blokiem mieszkalnym nie mieli możliwości przejechania po terenie ambasady. Tym samym nie mogli dostać się do głównej bramy - mówił.
Zobacz też: niesamowita propaganda w telewizji w Rosji. "Gróźb będziemy słyszeli wiele"
Rosjanie utrudniali Polakom opuszczenie ambasady. Taki mógł być ich cel
Według niego, Rosjanie celowo i świadomie doprowadzili do takiej sytuacji, aby Polacy nie zdążyli wyjechać na czas. - Wtedy byliby na terenie Rosji, łamiąc prawo, nielegalnie. Nie mogliby wychodzić z placówki. Co wtedy? Wtedy, po pierwsze, można zrobić jakąś kampanię propagandową: "jacy ci Polacy są bezczelni". Po drugie, trzeba jakoś rozwiązać problem tych ludzi, tych zakładników. Wtedy mogłyby się odbyć jakieś pertraktacje na szczeblu ministrów spraw zagranicznych i za wypuszczenie tych ludzi Rosja mogłaby czegoś od Polski oczekiwać - mówił Skwieciński.
Ostatecznie jednak do tego nie doszło. Dyplomata wyjaśnił, że nad wykopanym przez Rosjan rowem Polacy przerzucili "grube arkusze blachy". - Po tym sobie spokojnie, ale szybko wyjechały te zablokowane (pod budynkiem mieszkalnym - red.) samochody. Wjechały na teren ambasady z drugiego końca, to znaczy tam, gdzie była ta ambasadzka brama, której już Rosjanie nie zdecydowali się zablokować - tłumaczył.
Przeczytaj też:
Źródło: TVN24