Żona prezydenta Gruzji: za dużo pytań ws. Smoleńska
Mamy wciąż aż nazbyt wiele pytań i wątpliwości dotyczących tragedii pod Smoleńskiem. Przyznam jednak, że staram się nad nimi nie zastanawiać. Mój ból jest wystarczająco duży z powodu utraty przyjaciół i świadomości, że zginęli wraz z prawie stu innymi osobami, które były na pokładzie rządowego tupolewa – z Sandrą E. Roelofs, żoną prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego, autorką wydanych po polsku wspomnień „Historia idealistki”, rozmawia Rafał Kotomski.
08.02.2011 | aktual.: 08.02.2011 14:51
Swoją książkę zadedykowała Pani śp. Marii Kaczyńskiej. Ma Pani bardzo wiele wspomnień związanych z polską Pierwszą Damą. Które z nich jest najbardziej osobiste?
W „Historia idealistki” napisałam, że Maria była dla mnie naprawdę bliską osobą. Z racji wieku mogłaby być moją matką, ale traktowałam ją raczej jak starszą siostrę. Zawsze żywo interesowała się naszą rodziną, dużo rozmawiała z naszymi synami. Przywoziła piękne prezenty. Do Gruzji przyjeżdżała za każdym razem z prawdziwą przyjemnością. A najbardziej osobiste wspomnienie? Wiąże się z pięknym serwisem do herbaty, którego dzisiaj używam bardzo często, zawsze kiedy podejmuję gości i przyjaciół. Motywem zdobniczym jest tutaj obraz polskiego artysty Stanisława Wyspiańskiego, który sportretował matkę tulącą dziecko. Maria podarowała mi właśnie taki serwis, bo wiedziała, że jestem bardzo zaangażowana w promocję karmienia piersią wśród młodych gruzińskich matek, aktywnie angażuję się w propagowanie wśród nich zdrowego trybu życia. Dlatego potraktowała ten niezwykły prezent w sposób bardzo osobisty.
Czy w waszych przyjacielskich relacjach polityka odgrywała istotną rolę?
Wydawało się, że nie jest aż tak bardzo ważna. Chociaż – co zawsze podkreślam – nie mogłyśmy zapomnieć, że jesteśmy żonami prezydentów, a nasi mężowie mieli bardzo wiele cech wspólnych. Obaj byli politycznymi wojownikami, walczyli o niepodległość swoich krajów i o to, by ludziom żyło się w nich lepiej, by stali się wolnymi obywatelami. Oczywiście Maria zawsze podkreślała, jak bardzo jest dumna ze swojego męża.
Będąc w Tbilisi, rozmawiałem z taksówkarzem, który nie chciał wziąć ode mnie pieniędzy za kurs, gdy dowiedział się, że jestem Polakiem. O śp. pamięci Lechu Kaczyńskim mówił, że jest bohaterem Gruzji. Jak bardzo nasz prezydent był ważny dla sprawy niepodległości Pani kraju?
Był postacią niezwykle ważną! Nazwałabym go sumieniem Europy, sumieniem Unii Europejskiej. Zawsze bronił gruzińskich interesów, starając się wytłumaczyć innym politykom unijnym, w jakiej sytuacji znajduje się Gruzja. Ponieważ to położenie było bardzo podobne do tego, w jakim kiedyś znajdowała się Polska, Lech Kaczyński rozumiał je najlepiej ze wszystkich. Poza tym udowodnił i pokazał, jak bardzo odważnym był człowiekiem. Przyjazd do Tbilisi w czasie rosyjskiej inwazji w sierpniu 2008 r. wymagał prawdziwego męstwa. Jak Pan wie, wizyta w kraju, gdzie trwała wojna, wiązała się ze sporym ryzykiem. Tłumaczka mojej książki była wówczas na pokładzie prezydenckiego samolotu i znam tamte wydarzenia z pierwszej ręki.
Najważniejsze cele sprawy gruzińskiej się nie zmieniły, ale czy nie obawia się Pani, że trudno będzie o takiego rzecznika Gruzji w NATO i Unii Europejskiej jak śp. Lech Kaczyński?
Mam nadzieję, że dzisiaj polski rząd bardzo dobrze rozumie pozycję Gruzji i nasze polityczne cele. A moje oczekiwania są tym większe, że Polska przejmie wkrótce przewodnictwo w Unii Europejskiej.
(...)
Czym była dla Pani tragedia smoleńska?
To straszne wydarzenie dla Polski, Gruzji, dla całej ludzkości. Mamy wciąż aż zbyt wiele pytań i wątpliwości dotyczących tej katastrofy. Taka sytuacja powoduje, że dla ludzi przeżywających żałobę, opłakujących najbliższych, których stracili tamtego ranka, cała sprawa jest jeszcze trudniejsza. Przyznam jednak, że staram się nie zastanawiać nad wszystkimi tymi wątpliwościami. Mój ból jest wystarczająco duży z powodu utraty przyjaciół i świadomości, że zginęli wraz z prawie stu innymi osobami, które były na pokładzie rządowego tupolewa.
W czasie żałoby po tragedii smoleńskiej i uroczystościach pogrzebowych naszej pary prezydenckiej Pani i prezydent Micheil Saakaszwili zaimponowaliście wszystkim swoją postawą. Wielu europejskich i światowych polityków nie przyjechało na pogrzeb, tłumacząc się warunkami pogodowymi i emisją pyłów z wulkanów na Islandii. Dla Państwa nie było to żadną przeszkodą, za co zresztą ludzie w Polsce wciąż dziękują, choćby podczas spotkań poświęconych promocji napisanej przez Panią „Historii idealistki”.
Nie wyobrażałam sobie, by mojego męża i mnie mogło zabraknąć podczas uroczystości pogrzebowych Marii i Lecha Kaczyńskich. Do Krakowa dotarłam samochodem z Belgii, a Micheil kilkoma samolotami ze Stanów Zjednoczonych. Żadne pyły wulkaniczne czy inne przeszkody nie mogły mieć tutaj najmniejszego znaczenia. Ważna była determinacja i nic więcej się nie liczyło. Poza tym czuliśmy, że przyjeżdżamy nie tylko jako bliscy przyjaciele, ale również jako przedstawiciele narodu gruzińskiego. W tym sensie nasza obecność na pogrzebie polskiej pary prezydenckiej była obowiązkiem, jaki wypełnialiśmy w imieniu Gruzinów.