Żołnierze pójdą polować na dziki. Najbardziej kuriozalny pomysł rolniczego lobby powrócił

Jeśli myśliwi nie dają rady, wspomoże ich wojsko. W całej Polsce trwa właśnie łapanka na żołnierzy, którzy mają uprawnienia do polowania, odpowiednią broń i mogliby pomóc w odstrzale dzików. Mieliby dostać urlop i zostać wysłani na polowanie.

Żołnierze pójdą polować na dziki. Najbardziej kuriozalny pomysł rolniczego lobby powrócił
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY | st. chor. mar. A.Dwulatek/COM CAM DORSZ
Tomasz Molga

23.11.2017 | aktual.: 23.11.2017 17:09

Pismo w sprawie mobilizacji żołnierzy w województwie mazowieckim ujawnił Tomasz Siemoniak, były Minister Obrony Narodowej. Czytamy w nim, że prowadzone są prace analityczne dotyczące możliwości udziału Sił Zbrojnych RP w redukcji pogłowia dzików na obszarze woj. mazowieckiego.

Następnie pojawił się komunikat MON: "W związku z rozpowszechnianiem informacji zawartych w korespondencji wewnętrznej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych informuję, że pismo skierowane do jednostek wojskowych miało na celu jedynie wysondowanie jaka liczba żołnierzy posiada uprawnienia myśliwego". Co tylko potwierdziło "koncepcję" kuriozalnej akcji.

- Nie bardzo w to wierzę, że jakiś oficer czy generał w ramach urlopu weźmie broń i pójdzie do lasu. Nasi myśliwi, również żołnierze, już są zaangażowani do polowań - mówi proszący o zachowanie anonimowości prezes wojskowego koła łowieckiego. Jak wyjaśnia, w Polskim Związku Łowieckim zrzeszonych jest około 120 tys. myśliwych. Ilu spośród nich jest czynnymi żołnierzami, dokładnie nie wiadomo. To ich, według koncepcji MON, możnaby nakłonić do polowania.

Wojsko przeciw dzikom

To część szalonego planu ministra Krzysztofa Jurgiela, który w tym roku zaplanował wytrzebienie ponad połowy żyjących w polskich lasach dzików. Konieczność tak szerokiej akcji przeciwko tym zwierzętom minister uzasadnia rozprzestrzeniającą się chorobą Afrykańskiego Pomoru Świń. Dziki zostały wskazane jako sprawcy rozprzestrzeniania się wirusa. Rolnicy pomstują, że po ujawnieniu przypadku choroby muszą uśmiercać całe stada świń.

Według założeń tego planu, na wschód od Wisły na jeden kilometr kwadratowy ma przypadać 0,1 dzika, na zachód 0,5 dzika. Z tego wynika, że z populacji 300 tys. dzików w Polsce miałoby zostać mniej niż 100 tys. zwierząt. W tym celu sojusznik Jurgiela minister ochrony środowiska Jan Szyszko, zmienił już regulaminy polowań i okresy ochronne dla zwierząt. Myśliwi mają wykonać plan, sięgając po wszelkie możliwe sposoby - w niektórych województwach nawet termowizję i noktowizory.

Ale się nie udaje. - Dziki siedzą na polach kukurydzy, która po wyjątkowo deszczowej jesieni pozostaje nieskoszona. Maja tam kryjówkę, ostoję i żywności pod dostatkiem. To utrudnia realizację planu polowań - usłyszeliśmy w Polskim Związku Łowieckim.

Tymczasem już latem dało o sobie znać lobby rolnicze. W czerwcu Lubelska Izba Rolnicza wysłała do Ministra Obrony Narodowej Antoniego Macierewicza apel o wsparcie kół łowieckich w odstrzale dzików. Następnie pojawił się pomysł, aby walka z dzikami była pierwszym zadaniem Wojsk Obrony Terytorialnej. Pomysł upadł, gdy okazało się że żołnierze nie zostali przeszkoleni do polowań. Ponadto niektóre typy broni, a szczególnie amunicja pełno-płaszczowa nie nadają się do polowań, lub stwarzają niebezpieczeństwo zranienia postronnych osób.

Rozprawa z dzikami nie będzie jednak prosta. Jak wynika ze statystyk Ministerstwa Środowiska sukcesem - czyli upolowaniem dzika - kończy się co piąte wyjście do lasu i minimum kilkanaście godzin poszukiwań. To jednak odnosi się do doświadczonego myśliwego, a nie amatora. Resort środowiska oszacował też, że tak wielki odstrzał dzików, jak zaplanowano, wiąże się z kosztem (dojazdy i amunicja) około 150 mln złotych.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
monrolnicydziki
Zobacz także
Komentarze (89)