Znowu horror w szpitalach
Wrócił koszmarny sen. Większość szpitali na Pomorzu zaostrzyła od wczoraj trwający od maja protest i w ramach tzw. strajku absencyjnego przyjmuje tylko chorych w stanie zagrożenia życia.
25.09.2007 | aktual.: 05.06.2018 15:46
A to oznacza, że pacjenci zapisani na badania i operacje znowu będą musieli czekać. Jak długo – nie wiadomo. – Normalnie pracuje tylko stacja dializ, położnictwo i oddziały onkologiczne – mówi Irena Erecińska-Siwy, dyrektor Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni Redłowie. Na pozostałych oddziałach pozostali jedynie ordynatorzy i lekarze dyżurni. I 217 chorych. To jednak tylko preludium. Za tydzień zacznie się prawdziwy horror. Tylko w tym jednym gdyńskim szpitalu wstrzymać trzeba będzie przyjęcia na kilkanaście oddziałów, w tym: intensywną terapię, chirurgię dziecięcą, pediatrię, pulmonologię, kardiologię i ginekologię. Powód? – 1 października ze szpitala odejdzie z pracy 47 lekarzy. A wraz z nimi ponad 200 specjalistów z pozostałych placówek na całym Pomorzu. Podobny scenariusz jak w Gdyni Redłowie grozi więc "Miejskiemu" w Gdyni, placówkom w Wejherowie, Starogardzie Gdańskim, szpitalowi na gdańskiej Zaspie. Pacjentów leczonych w Słupsku czeka ewakuacja. Władze pomorskiej służby zdrowia liczą na pomoc prezesa
NFZ Andrzeja Sośnierza. Wygląda jednak na to, że się przeliczą.
Do strajkujących od wczoraj szpitali w Gdańsku (Akademickie Centrum Kliniczne, Wojewódzki, Zaspa), Sopocie (Reumatologiczny), Gdyni (Miejski i Morski), Wejherowie i Słupsku mają dziś dołączyć kolejne placówki – Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej oraz szpital w Lęborku. W większości z nich lekarze wrócili do znanego od maja strajku absencyjnego – na oddziałach pozostali ordynatorzy i lekarze dyżurni, a do placówek przyjmowani są jedynie pacjenci w stanie zagrożenia życia. Zdecydowaliśmy się wyłączyć z tej formy protestu oddziały onkologiczne – zastrzega dr Jerzy Zadrożny, szef związków w Szpitalu Morskim w Gdyni Redłowie. Pełną parą pracują też: położnictwo, noworodki, stacja dializ. – Żadnemu choremu nie dzieje się krzywda. Tego jednak, co stać się może z pacjentami już w przyszłym tygodniu, strajkujący lekarze nie są w stanie przewidzieć. O tym, że złożyli wypowiedzenia z pracy, wiadomo było od dawna. Jednak władze pomorskiej służby zdrowia permanentnie to lekceważyły. Jak twierdzi Irena
Erecińska-Siwy, dyrektor redłowskiej placówki – 295 leczonym tu pacjentom nie grozi ewakuacja. Wstrzymać trzeba będzie natomiast przyjęcia na oddziały: intensywnej terapii, chirurgii dziecięcej, pediatrii, pulmonologii, kardiologii, ginekologii i położnictwa. Powód? – na tych oddziałach pozostaną pojedynczy lekarze.
Będą w stanie zaopiekować się jedynie chorymi, którzy wracają tu już do zdrowia. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Akademickie Centrum Kliniczne AMG – największy szpital na Pomorzu – pracował wczoraj prawie normalnie. Lekarze nie opuścili chorych, operacje i badania szły zgodnie z planem. Nie rejestrowano tylko pacjentów do kilku przyszpitalnych poradni, ale ta forma protestu trwa tu od kilku miesięcy, nie jest więc dla pacjentów niczym nowym. Związkowcy z ACK zagrozili za to, że nie będą przekazywać kuponów RUM. Żaden z pracujących w ACK lekarzy nie złożył natomiast wypowiedzenia. W szpitalu na gdańskiej Zaspie rankiem okazało się, że trzeba na krótko zablokować przyjęcia nowych pacjentów ze względu na przepełnienie kilku oddziałów. – Nie było wolnych łóżek – tłumaczy wicedyrektor szpitala, dr Krzysztof Wójcikiewicz. – O godzinie 2 w nocy „zatkała się” kardiologia, potem zablokowała się interna. Z tego powodu część lekarzy mimo strajku została w szpitalu. Z Zaspy zamierza odejść 22 lekarzy – przeważnie
anestezjologów i radiologów. Ich decyzja może zablokować pracę innych oddziałów szpitalnych. Z końcem września zamierzają za to odejść z pracy prawie wszyscy specjaliści ze Szpitala Specjalistycznego św. Jana w Starogardzie Gdańskim, co grozi zamknięciem m. in. chirurgii oraz interny. Tadeusz Rocławski, dyrektor placówki, zaprzecza. Twierdzi, że to plotki i ma jeszcze cały tydzień na negocjacje z lekarzami. – Wszystkie oddziały funkcjonują i nadal będą funkcjonować – przekonuje. Podwyżek lekarzom nie jest jednak w stanie dać, bo – jak mówi – nie jest złotą rybką. Na efekt dramatycznego apelu władz służby zdrowia na Pomorzu do prezesa NFZ Andrzeja Sośnierza z niepokojem czeka też Ryszard Stus, dyrektor szpitala w Słupsku. Związkowcy nie przystąpili tu, co prawda, do strajku absencyjnego, ale z dniem 1 października chce tu odejść z pracy 107 na 170 lekarzy. Dyrektor próbuje z nimi negocjować. – Nie dostaliśmy żadnej konkretnej propozycji, chciano, byśmy wycofali wypowiedzenia za mglistą obietnicę podwyżek w
przyszłości – mówi Wojciech Galla, przewodniczący lekarskiego związku w Słupsku. – Nie damy się na to nabrać. Jeśli nie będzie porozumienia, odejdziemy z pracy. Wczorajsza runda rozmów nie przyniosła jeszcze rozstrzygnięcia.
– Opracowaliśmy formułę porozumienia, przedłożymy ją marszałkowi – twierdzi Ryszard Stus. Ostatnich złudzeń pozbawia nas centrala NFZ w Warszawie. Jolanta Kocjan, rzeczniczka prezesa, potwierdza to, co wcześniej usłyszeliśmy od dyrektora NFZ na Pomorzu – Mirosława Górskiego. Zwiększenie wartości punktu z 12 do 14 zł, o co apeluje Zarząd Województwa Pomorskiego, to pomysł absurdalny i niezgodny z prawem. Wolno to zrobić prezesowi NFZ, ale tylko w sytuacji nadzwyczajnej, a więc np. hiperinflacji. I natychmiast po tym – ogłosić nowy konkurs ofert dla wszystkich świadczeniodawców. Jest koniec września i nie ma na to czasu. Zmęczeni są pacjenci, bezsilni lekarze. Już teraz wiadomo, że część specjalistów... i tak odejdzie niezależnie od wyników ewentualnych negocjacji. Dramatyczną sytuację publicznych szpitali próbują wykorzystać placówki prywatne i firmy pośredniczące w załatwianiu pracy za granicą. – Odbieram codziennie kilka telefonów z ofertami – mówi lekarz – specjalista z jednego z trójmiejskich szpitali. –
Pierwsze pytanie brzmi: "Czy złożył pan wypowiedzenie?". A drugie: "Czy już ma pan nową pracę?" Strajk absencyjny
Ustawa o związkach zawodowych i rozwiązywaniu sporów zbiorowych wyraźnie mówi, że pracownikom, w tym przypadku, lekarzom, przysługuje prawo do strajku w formie, jaką wybiorą. Natomiast przystąpić do strajku mogą one dopiero wówczas, gdy wyczerpią całą procedurę przewidzianą prawem: złożenie postulatów, negocjacje itd. I tę procedurę terenowe organizacje Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy wyczerpały na przełomie kwietnia i maja, przed rozpoczęciem protestu. Potem protest został zawieszony. Teraz lekarze go odwiesili. W Szpitalu im. PCK w Gdyni Redłowie lekarze powiadomili o tym dyrekcję na piśmie, choć takiego obowiązku nie mają. Wystarczyło, by zrobili to ustnie. – Strajk absencyjny polega na tym, że szpital pracuje jak podczas ostrego dyżuru – tłumaczy dr Jerzy Zadrożny, wiceprzewodniczący zarządu regionu OZZL na Pomorzu. W szpitalach mają obowiązek być tylko lekarze dyżurni.
Martwię się o pacjentów, nie o siebie
Z dr. Krzysztofem Cymermanem, kardiologiem, który za tydzień może odejść z pracy ze szpitala w Gdyni Redłowie, rozmawia Dorota Abramowicz
Co będzie pan robił 1 października o 8 rano?
– Jeśli nic się nie zmieni, nie będzie mnie już w tym szpitalu. Będę szukał pracy.
Tak na ostatnią chwilę?
– Na pewno nie będzie żadnych przestojów. Już wcześniej dostałem kilka interesujących propozycji.
Skąd?
– Z prywatnych gabinetów, spółek, miejsc, gdzie oferuje się o wiele lepsze zarobki niż mam w szpitalu. Jestem lekarzem z 15-letnim stażem pracy, ze specjalizacjami z interny i kardiologii. W szpitalu otrzymuję pensję w wysokości 2600 złotych brutto. Chcę wyraźnie powiedzieć – odejdę wyłącznie ze względów finansowych.
Nie wyjedzie pan za granicę?
– Mógłbym, ale nie muszę. W kraju jest też wiele dobrych propozycji dla lekarzy specjalistów.
A co się stanie z pacjentami, których ma pan pod swoją opieką?
– Jeśli pyta pani, czy martwię się o chorych, to odpowiem – martwię się. Pacjenci idą za lekarzem i wiem, że większość będzie próbowała mnie znaleźć. Niestety, nie odpowiadam ani za ich problemy, ani za kłopoty związane z ewentualną ewakuacją. Wypowiedzenie złożyłem trzy miesiące temu i nikt się tym nie interesował. Dopiero niedawno wokół nas zrobił się szum. Trochę za późno, prawda?
* Dorota Abramowicz, Jolanta Gromadzka-Anzelewicz*