Zniszczenia po ostrzale we wschodniej Ukrainie. "Już tylko Bóg nas nie opuścił"
- Przynajmniej Bóg nas nie opuścił. Wszyscy inni już nas opuścili – podkreśla Nadieżda Manha ze wsi Nowohnatiwka, która żyje w obwodzie donieckim na linii frontu. Jej wieś we wschodniej Ukrainie jest regularnie ostrzeliwana. Ścierają się tu siły rządowe z prorosyjskimi separatystami. Stale dochodzi do naruszeń porozumienia mińskiego. Mieszkańcy wsi wyszli z domów i piwnic w niedzielę 19 lutego oszacować straty. 16 domów zostało zniszczonych po ostatnim ostrzale. Pozostali tu ludzie żyją bez prądu i gazu. - Jest gorzej niż w 2014 r. Wtedy mniej walczyli. Teraz uderzają w nas codziennie. Jesteśmy na skraju załamania nerwowego – tłumaczy w rozmowie z agencją Associated Press Ekaterina Evseeva, mieszkanka Novognativki. - Nie ma stąd dokąd uciec. Rozumiecie? Gdybym tylko miała pieniądze, mogłabym gdzieś wyjechać, ale nie mogę przeżyć z emeryturą o równowartości 280 zł – dodaje. Załamani sytuacją są także inni mieszkańcy wsi. Część chowa się do piwnic w trakcie ostrzałów. Gdzie my mamy iść? Ok, wszyscy wyjedziemy, ale czy ktoś tam na nas czeka? Gdzie ja mam iść – pyta Nadieżda Manha, mieszkanka Novognativki. - Kto mnie przyjmie? Może na dzień lub dwa. Ale co potem? Jak wrócę, to tu nie będzie nic. Ruiny – dodaje zrozpaczona.