Znaleźliśmy jednego ministra, który nie dostał nagrody. Wszyscy znacie go z memów
Jest! Jeden, jedyny, człowiek władzy, który nie tylko nie dostał nagrody na pracę w rządzie, ale jak mu przypomnieli i przyznali, to jej nie przyjął. Z głośnej afery z nagrodami dla urzędników, bez utraty honoru wychodzi tylko skromny sekretarz stanu KPRM.
Od kilku miesięcy media i komentarzy polityczni żyją skandalem wokół nagrodami dla członków rządu. Aferę wciąż podsyca poseł PO Krzysztof Brejza. Ilekroć zadaje publiczne pytanie czy interpelację, w odpowiedzi otrzymuje, dane kompromitujące kolejną grupę urzędników. Muszą oni przyznać, że połasili na publiczne pieniądze. Przez to wicepremier Beata Szydło traci głos krzycząc z sejmowej mównicy, że należało się jej, a "kto uderza w ministrów, ten uderza w Polskę".
Jedna nagroda, której nie było
Tymczasem poseł Brejza tropił pseudo-nagrody również w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jak się okazało szefowa gabinetu politycznego Elżbieta Witek pobierała nagrody już od 2016 roku. Za 2017 rok wzięła łącznie 65,1 tys. zł, po czym w grudniu gabinet został odwołany wraz rządem Beaty Szydło.
Miejsce nagradzanej minister zajął Marek Suski, polityk będący wiceprzewodniczącym komisji Amber Gold. Suskiego znacie jako bohatera politycznych memów, "człowieka pomyłkę", wyjątkowego pechowca, w którego ustach najpoważniejsze afery zamieniają się w żart. Między innymi dążył do ujawnienia udziału aferze Amber Gold Carycy Katarzyny.
W sprawie nagród nie mogło być inaczej. Suski nie otrzymał nagrody za 2017 rok. "System nagradzający ministrów" uwzględnił pechowego polityka dopiero w styczniu 2018 roku. Oczywiście dopisując mu do pensji 4 tys. zł. nagrody. - Nie przyjąłem. Zwróciłem na konto KPRM - odpowiada WP Marek Suski.
On chyba nie pracuje dla pieniędzy
Na tym nie koniec zdziwień. Jak się okazuje Marek Suski na awansie politycznym - z szeregowego posła na szefa Gabinetu Politycznego Prezesa Rady Ministrów stracił finansowo. Pracując w KPRM nie pobiera uposażenia poselskiego. Zamiast niego otrzymuje wynagrodzenie zasadnicze oraz dodatek funkcyjny zachował tez dietę poselską. Łącznie zarabia 2,5 tys. mniej niż jako szeregowy poseł.
Tym bardziej zasługuje na miano jedynego polityka, który nie rzucił się na publiczne pieniądze. Znamy już niemal kompletne dane z akcji rozdawania nagród urzędnikom. Ministrowie odchodzącego rządu Beaty Szydło rządu wypłacili sobie 1,5 mln złotych. To na otarcie łez po rekonstrukcji i jako uzupełnienie rzekomo niskich płac w ministerstwach. Prymusem był szef MSWiA Mariusz Błaszczak.
Zeskakujemy szczebel niżej w hierarchii i co się okazuje? Wiceministrowie też dostali. Na przykład ci z Ministerstwa Rolnictwa po ok. 50 tys. złotych. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki przyjął ponad 30 tys. zł. Na tym nie koniec. Szczery do bólu minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel zmuszony został do ujawnienia pełnej kwoty rocznej premii dla wszystkich urzędników. Za 2017 rok przekracza ona 5,9 mln złotych. Okazuje się, że nie zapomniano także o gabinetach politycznych - czyli ludziach, którzy pilnują kalendarza i noszą teczki ministrów. Oprócz pensji, sięgających od 8 do nawet 14 tys. zł miesięcznie, pracownicy gabinetów również dostali nagrody.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl