Nagrody rządu Szydło "wypłacone na gębę". Zabrakło legalnej podkładki
Milionowe nagrody dla urzędników rządu Beaty Szydło powinny być przyznane z odpowiednim uzasadnieniem, uważają eksperci. Takiego papieru zabrakło, aby budząca oburzenie akcja pompowania pensji ministrom i ich zastępcom była zgodna z prawem.
Dlatego w rozmowie z WP poseł Krzysztof Brejza zapowiada, że będzie się domagał zwrotu nienależnie pobranych nagród. - Każdej nagrodzie powinno towarzyszyć zarządzenie, wraz z uzasadnieniem. Jeśli tego nie ma, to znaczy, że pieniądze zostały rozdane na gębę. Nawet nagrodzeni nie wiedzą dokładnie, za co dostali dodatkowe pieniądze - mówi Brejza.
Przywołuje komentarz Adama Lipińskiego, pełnomocnika Rządu do Spraw Równego Traktowania (wiceprezesa PiS). Ten oświadczył, że nikt mu żadnej nagrody nie dał. Dopiero dociskany przez dziennikarzy, zbystrzał i zrozumiał, że chodzi o te 51,4 tys.zł, które dostał na koniec rządów premier Szydło.
Zobacz także: polscy sportowcy grają w warunkach rodem z Czarnobyla
Za chodzenie do pracy jest pensja
Dopiero teraz wychodzi na jaw spontaniczność gestu premier. "Decyzję w sprawie nagród podjęła ówczesna premier Beata Szydło i to do niej należała ostateczna ocena pracy poszczególnych ministrów i ich resortów oraz zaangażowania priorytetowych zadań rządu - wyjaśniał Michał Dworczyk, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. - To jednak za mało aby rozdać 5 mln złotych z naszych podatków - uważa nie tylko szeregowy poseł Brejza, ale też eksperci prawa pracy.
- Za chodzenie do pracy i wywiązywanie się z obowiązków jest pensja. Do nagrody, a już na pewno w tej skali, wymagane jest uzasadnienie jakimi szczególnymi osiągnięciami zasłynął dany minister, że należy go nagrodzić - uważa Kazimierz Sedlak, ekspert rynku pracy i szef wyspecjalizowanego serwisu Wynagrodzenia.pl. - Według widzimisię swoje pieniądze może rozdawać właściciel prywatnej firmy , ale nie szef rządu, który dysponuje naszymi pieniędzmi. Ta sprawa pokazuje lekceważący stosunek władzy do obywateli - dodaje Sedlak. Dodaje, że przepisy prawa pracy zobowiązują zakład pracy do tworzenia regulaminów nagród i premii.
Zapomniana tabelka od nagród
Jak sprawdziliśmy, w poprawionym przez Michała Dworczyka regulaminie pracy KPRM, nie ma punktu mówiącego w jakich okolicznościach sami ministrowie mogą liczyć na nagrody. Jednak już w poszczególnych ministerstwach opracowano specjalne tabelki w sprawie nagród. Czytamy w nich, że aby otrzymać nagrodę należy uzyskać wysokie noty w pozycjach: rzetelność i terminowość, wiedza specjalistyczna oraz zorientowanie na cele.
Kto zasługiwałby na nagrodę? Pewnie Elżbieta Rafalska za wprowadzenie Programu 500+ i wzrost dzietności. Trudno odmówić, że zorientowany na cel jest Patryk Jaki. Należało mu się za pracę i nadgodziny przy wyjaśnianiu przekrętów reprywatyzacji.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wiceministrowi sprawiedliwości Michałowi Wosiowi należałoby się za rejestr pedofilów. Ujawnienie ich danych wymagało specjalnej ustawy i stworzenia bazy informacji o skazanych. Dodajmy, że ekipa Ziobry otrzymała od 32-34 tys. zł nagród na osobę. Już zupełnie nie wiadomo, za co dostał nagrodę Andrzej Adamczyk, minister od Mieszkania+. Zamiast obiecanej budowy 100 tys. mieszkań program zrealizował niewiele ponad tysiąc lokali.