Znaleziono ciało Grzegorza Borysa. Doświadczony policjant zabiera głos
- Z mojej perspektywy działania służb zakończyły się szybkim efektem i były skuteczne - ocenia Aleksander Lawreszuk, doświadczony policjant, były naczelnik wydziału w biurze spraw wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim.
Poszukiwania Grzegorza Borysa podejrzanego o zabójstwo własnego syna w Gdyni śledziła cała Polska. W poniedziałek przed południem, prokuratura potwierdziła, że na terenie mokradeł w okolicy rozlewiska Lepusz znaleziono jego ciało.
- Statystycznie, w 99 procentach przypadków, jeżeli rodzic zabija dziecko, to zabija potem siebie - komentuje te doniesienia Lawreszuk.
Jak relacjonowaliśmy w Wirtualnej Polsce, służby od początku podejrzewały, że Grzegorz Borys znajduje się na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Od dnia morderstwa (20 października) Żandarmeria Wojskowa i policja przeszukiwały każdy skrawek lasu. Okoliczny teren jest bardzo trudny - nie dość, że jest bagnisty, to posiada jeszcze wiele kryjówek. Borys miał doskonale znać tę okolicę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Teren, gdzie w poniedziałek znaleziono ciało, był już raz przeszukiwany przez służby. To właśnie w tej okolicy 20 października pies tropiący zgubił trop. Jak pisaliśmy, policjanci kilka dni później znaleźli tam plecak z gotówką. Zapadła decyzja, żeby jeszcze raz skierować ekipy. Tym razem do akcji zaangażowano nurków i specjalistyczny sprzęt.
Lawreszuk nie chce oceniać, dlaczego za pierwszym razem nie znaleziono Grzegorza Borysa. - Nie wiem, co działo się w głowie głównodowodzącego. Ale znam mechanizmy, jakie mają miejsce w takich przypadkach. Policja działa pod ogromną presją. Podejrzewam, że tutaj zagrały też działania nadzorcze z Komendy Głównej Policji, a może nawet i ministerstwa, które próbuje zaistnieć w głośnych sprawach - mówi.
- Im bardziej się kogoś szuka, tym bardziej się go nie znajduje. Potem następuje chwila refleksji, a po kilku tygodniach oceniane jest, co nie wychodzi - opisuje.
Poszukiwania Grzegorza Borysa. Ocena działań policji
Rozmówca Wirtualnej Polski w serwisie społecznościowym X (dawny Twitter) przypomniał podobny przypadek z województwa lubuskiego. Wówczas trwały poszukiwania policjanta, który po kłótni z żoną wyszedł z domu i zaginął. Po roku okazało się, że mężczyzna popełnił samobójstwo, a jego ciało 150 metrów od miejsca zamieszkania znalazły dzieci.
- Miejscowa policja ze strażakami i żołnierzami przeszukiwała ten teren. My nie powtarzaliśmy ich w tym miejscu. Gdybyśmy wrócili i przeszukali jeszcze raz... A my uwierzyliśmy w skuteczność tych pierwszych poszukiwań - przypomina.
Jak mówi "trudno jest określić", co w przypadku sprawy Grzegorza Borysa zadziałało, że policjanci postanowili powrócić w przeszukany już wcześniej rejon zbrodni.
- Być może założono, że nie żyje, i że szukają zwłok. Trudno mi powiedzieć. Ja podkreślam, że policjanci często działają pod presją przełożonych i innych osób. Pojawiają się proliferzy, doradcy itp. To też miało znaczenie. Musiały zajść też procesy myślowe, decyzyjne - ocenia.
- Zbiornik wodny to miejsce trudne do przeszukania. Jeżeli powiesiłby się na drzewie, to miałoby to wpływ na czas poszukiwań, bo kamery termowizyjne by wykryły zwłoki. W tym przypadku kamery czy psy nie są skuteczne. Chociaż za moich czasów był jeden pies, który byłby w stanie doprowadzić do zatopionego ciała - dodaje.
Rozmówca WP radzi, żeby z dalszymi ocenami poczekać do wyników sekcji zwłok i kolejnych ustaleń ze śledztwa. - Ja nie będę wydawał opinii, mogę zwrócić uwagę tylko na pewne procesy. Z mojej perspektywy działania służb zakończyły się szybkim efektem i były skuteczne - podsumowuje.
Czytaj też:
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski