"Znalazła się!". Internauci w trzy dni pomogli w odszukaniu biologicznej siostry Agnieszki
- Pani Moniko, patrzę na jej zdjęcie i czuję całym swoim sercem, że to jest ona. Jestem tego pewna. Te same brązowe oczy, blond włosy. Nawet usta ma takie, jak ja! To musi być ona - usłyszałam w słuchawce wybuch radości Agnieszki, która od lat szuka swojej biologicznej siostry.
Agnieszka miała 13 lat, kiedy musiała stać się dorosła. Swojej kilkumiesięcznej siostrze zastępowała matkę, bo ta prawdziwa wyprzedawała cały majątek i upijała się do nieprzytomności. Nie miały co jeść, dlatego razem z pozostałymi siostrami podkradały sąsiadom ziemniaki z pola. Drzewo na opał kradły z lasu, żeby choć odrobinę ogrzać pustą kuchnię, w której spała mała Paulinka.
Całą odpowiedzialność za siostry Agnieszka wzięła na siebie. Była najstarsza. Funkcjonowała tak przez kolejne miesiące, aż w końcu przyznała się przed sobą, że dłużej nie da rady. Wsadziła swoją kilkumiesięczną siostrę do plecaka i poszła po pomoc. Później sprawy potoczyły się błyskawicznie. Dwa różne domy dziecka, dwie różne rodziny adopcyjne. Gdy Paulina miała 2 latka, Agnieszka zobaczyła ją ostatni raz. - Zawołała do mnie wtedy: "mama!" - wspomina. Od kilku lat próbuje ją odnaleźć. Historię Agnieszki opisywaliśmy na początku lutego.
Słowa, które obiegły świat
"Drodzy czytelnicy Wirtualnej Polski, pomóżcie mi proszę" - apel Agnieszki z prośbą o pomoc w poszukiwaniu siostry dotarł aż do Szwecji, gdzie mała Paulinka miała trafić do adopcji. Polacy mieszkający tam na stałe zaczęli przesyłać do redakcji Wirtualnej Polski wiadomości, oferując swoją pomoc. Wśród nich była pani Hanna, która napisała: "Mam trop. Proszę o kontakt".
Po kilku minutach przesłała profil dziewczyny. "Data urodzenia się zgadza, imię nieznacznie zmienione - Pauline. Przeglądając jej zdjęcia sadzę, że może być siostrą Agnieszki. Mają te same oczy - brązowe, o podobnym wykroju" - napisała pani Hanna.
Agnieszka na bieżąco relacjonowała mi próbę podjęcia kontaktu z dziewczyną. - Przed momentem wysłałam jej wiadomość. Jedna z internautek pomogła mi w przetłumaczeniu kilku słów na szwedzki - słyszę w słuchawce. - O! Widzę, że zaakceptowała moją prośbę na Facebooku i właśnie odczytuje to, co do niej napisałam. Co za emocje! Trzęsą mi się ręce - mówi.
"To naprawdę ty?"
- Znalazłam ją pani Moniko! - po kilku minutach odebrałam od Agnieszki kolejny telefon. "Wszystko się zgadza - data i miejsce urodzenia. Byłam adoptowana. Szukałam mojej biologicznej rodziny przez cały czas. To naprawdę ty? Nie wierzę, że kontaktujemy się przez Facebooka!" - tak po przetłumaczeniu brzmiały pierwsze słowa Pauliny, które przeczytała Agnieszka.
Jeszcze tego samego dnia ściągnęła do domu tłumacza szwedzkiego tak, by mogły swobodnie rozmawiać. Paulina opowiedziała, że o swojej adopcji dowiedziała się, gdy miała 12 lat. Gdy skończyła 18, chciała dotrzeć do swoich korzeni. Nie zgodzili się na to jej adopcyjni rodzice, a, jak opowiada Paulina, proces szukania biologicznej rodziny jest w Szwecji bardzo kosztowny. Nie mogła sobie na to pozwolić.
- Obie jesteśmy niesamowicie szczęśliwe. Podczas pierwszej rozmowy było dużo śmiechu i dużo płaczu. Nie opowiadałam jej o naszej przeszłości. Jeszcze za wcześnie. Może wrócę do tej historii, gdy relacje między nami będą silniejsze - mówi Agnieszka. Ponieważ Paulina nie może pozwolić sobie wizytę w Polsce, Agnieszka zdecydowała, że poleci do Szwecji.
Od opublikowania historii sióstr na łamach Wirtualnej Polski minęły zaledwie trzy dni. Tekst i apel Agnieszki dotarł do ponad 140 tys. internautów na całym świecie. - Jesteście niesamowici. Internauci też. Gdy pierwszy raz zobaczyłam jej zdjęcie wiedziałam już, podskórnie, że to ona. Ale gdy moje przypuszczenia sprawdziły się, to była magia. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Mogę powtarzać tylko "dziękuję" - mówi Agnieszka.
Agnieszka i Paulina są już drugim rodzeństwem, które odnalazło się dzięki czytelnikom Wirtualnej Polski. Pod koniec stycznia opisywaliśmy historię Małgorzaty, która od lat szukała biologicznego brata i siostry. Jej także się udało. Obie nasze bohaterki nawiązały ze sobą kontakt. - Przez cały ten czas wspierałyśmy się. Okazało się, że mieszkamy od siebie całkiem niedaleko. Teraz możemy dzielić się swoją radością. Obie rodziny mamy już w komplecie - mówi Agnieszka.