Wsadziła kilkumiesięczną siostrę do plecaka i poszła po pomoc. Po latach chce ją odnaleźć
Nie miały co jeść, więc podbierała sąsiadom ziemniaki z pola. Kradła też drzewo z lasu, żeby choć trochę ogrzać siostry. Agnieszka miała 13 lat, kiedy powiedziała sobie, że nie daje już rady. Włożyła kilkumiesięczną Paulinkę do plecaka i poszła prosto do szkoły. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dwa różne domy dziecka, adopcja. Nigdy więcej się nie zobaczyły. - Bardzo za nią tęsknię i mam tylko jedno marzenie. Chcę ją odnaleźć - mówi Wirtualnej Polsce.
Agnieszka dotarła do historii Małgorzaty, którą opublikowaliśmy na łamach Wirtualnej Polski. Dzięki naszym czytelnikom odnalazła biologiczne rodzeństwo. - Ja też postanowiłam spróbować. Czemu nie? Macie przecież wielką moc - mówi i wysyła apel do czytelników Wirtualnej Polski i siostry Pauliny.
Było ich pięć. Agnieszka była najstarsza. Cała wioska szanowała jej rodzinę. - W domu nigdy nie było alkoholu, a tata pracował w masarni. W tamtych czasach był człowiekiem na stanowisku. Mieliśmy wszystko - opowiada Agnieszka. Wystarczyła jedna chwila, która całkowicie przekreśliła ich dotychczasowe życie. - Tata wracał z pracy. Padał śnieg, na drodze było ślisko. Gdy wysiadał z autobusu, śmiertelnie potrącił go jakiś samochód. Zginął na miejscu - wspomina.
Pierwszy krok do piekła
Po śmierci taty sprawy potoczyły się bardzo szybko. Już wtedy matka Agnieszki była w ciąży z Pauliną. Ojcem był inny mężczyzna, który od razu wprowadził się do ich domu. - To był pierwszy krok do zniszczenia nam życia - mówi Agnieszka.
- Ojczym chlał dzień w dzień. Bardzo szybko rozpił naszą matkę, która przestała się interesować i nami, i nowo narodzonym dzieckiem. Jak to maleństwo przyszło na świat, stałam się dla niego matką, bo nasza piła na umór - wspomina. Agnieszka nie wiedziała, jak opiekować się tak małą dziewczynką. Chodziła do sąsiadów i nieśmiało podpytywała, czym powinna ją karmić i co robić, gdy płacze. Miała wtedy 13 lat, Paulinka - kilka miesięcy.
- Pamiętam wrzesień, październik, listopad. To były najgorsze miesiące w naszym życiu. Ja i młodsze siostry kilka razy w nocy, na zmianę, wstawałyśmy do Paulinki. Później pobudka, ogrzewanie domu, organizowanie coś do jedzenia i do szkoły, do której chodziłyśmy na zmianę, by móc zająć się Paulinką - opowiada Agnieszka.
Najtrudniejsza decyzja w życiu
Matce i ojczymowi zaczynało brakować na alkohol. Wyprzedawali całe wyposażenie domu. A ludzie byli perfidni. - Wiedzieli, że nie mamy co jeść, że w domu jest Sajgon, a i tak wszystko od niej kupowali: kryształy, pralkę, inne sprzęty domowe - wspomina Agnieszka. Po kilku tygodniach siostry nie miały na czym spać. W domu zostały tylko dywany.
Nie miały ani światła, ani wody, ani jedzenia. Próbowały radzić sobie na własną rękę. Żeby nie głodować, podbierały sąsiadom ziemniaki z pola. Kradły z lasu drewno, by móc choć trochę ogrzać kuchnię, w której spała Paulinka. Wspierały się, ale i tak całą odpowiedzialność wzięła na siebie Agnieszka. Była przecież najstarsza.
Gdy ojczym i matka zaczynali pić, on zawsze wszczynał awantury, na które Paulinka reagowała płaczem. Agnieszka brała ją wtedy na ręce i próbowała uspokoić. - Krzyk maleństwa bardzo denerwował ojczyma i rzucał się do bicia. Bałyśmy się, że zrobi Paulinie krzywdę. Więc bujałyśmy ją godzinami - opowiada.
Powoli problemy i obowiązki zaczęły przerastać 13-letnią dziewczynę. Opowiada, jak włożyła kilkumiesięczną Paulinkę do plecaka i poszła prosto do szkoły. Powiedziała nauczycielce, że dłużej już tak nie może, że nie daje rady. Nie wróciły już do domu. W ciągu godziny Agnieszka i Paulina trafiły do oddzielnych domówi dziecka. Następnego dnia opieka społeczna zabrała pozostałe cztery siostry. - Musiałam to zrobić. Dla siebie, dla sióstr i przede wszystkim dla tego maleństwa - mówi.
Pożegnanie
Sąd pozbawił matkę praw rodzicielskich do Pauliny. Agnieszki wyrzekła się sama. - Stwierdziła, że nie czuje do mnie instynktu rodzicielskiego. Ale prawda jest taka, że nienawidziła mnie od zawsze. Urodziłam się z tak zwanej wpadki. Później moja matka wyszła za tatę i urodziła mu jeszcze cztery córki. Ale to nie było małżeństwo z miłości. Dlatego gnoiła mnie od małego - opowiada Agnieszka.
Po roku przebywania w ośrodku opiekuńczym pozostałe cztery siostry wróciły do matki i ojczyma, którym urodziły się jeszcze dwie kolejne córki. Agnieszka i Paulina zostały w domach dziecka. - Pewnego dnia przyszła do mnie pani psycholog. Powiedziała, że zabiera mnie do Domu Małego Dziecka, gdzie mieszkała Paulinka, bym mogła się z nią pożegnać. Była przygotowywana do adopcji - wspomina.
Po pięciu miesiącach rozłąki siostry miały spotkać się ostatni raz. - Odwróciła się do mnie i zawołała "mama!". To było nasze pożegnanie. Ja miałam wtedy 14 lat, a Paulinka 2 latka. Nie wiem, czy do końca zdawałam sobie sprawę, że mogę jej już nigdy więcej nie zobaczyć.
"Wszystko jest możliwe"
Dorastała z myślą, że kiedyś odnajdzie Paulinę. Nie ma jej zdjęć, ale doskonale pamięta, jak wygląda. Wspomina o blond kręconych włosach i dużych, brązowych oczach. Zaczyna płakać. Mówi, że sama jest teraz mamą i czuje się tak, jakby straciła jedno ze swoich dzieci. - Czasami zastanawiam się, gdzie jest Bóg. Dlaczego zabrał nam tak wspaniałego tatę, który oddałby nam całe serce, a zostawił matkę, która zniszczyła nam życie? Dlaczego tak się stało? - pyta przez łzy.
Agnieszka mówi, że nie zrezygnuje z poszukiwań Pauliny, choć od kilku lat odbija się od ściany. Urzędy nie mogą jej podać nowych danych siostry. Wie, że na pewno ma zmienione nazwisko, może nawet imię. Ale jedno pozostało bez zmian. Data i miejsce urodzenia.
- 10 czerwca 1994 roku, Goleniowo. To wiem na pewno. Ostatnio udało mi się dowiedzieć, że trafiła do adopcji zagranicznej. Do Szwecji - mówi Wirtualnej Polsce. Agnieszka boi się, że to szukanie igły w stogu siana, ale stara się myśleć pozytywnie. - W chwilach zwątpienia przypominam sobie historię pani Małgorzaty, którą opisaliście na łamach Wirtualnej Polski, i która dzięki temu odnalazła swoje rodzeństwo. Siła internetu. Wszystko jest możliwe - mówi.