Wielki sukces czytelników Wirtualnej Polski. Dzięki nim Małgorzata odnalazła biologiczne rodzeństwo
- Udało się! - usłyszałam w słuchawce telefonu krzyk Małgorzaty. Po kilku latach starań odnalazła swoje biologiczne rodzeństwo. Wszystko dzięki czytelnikom Wirtualnej Polski, którzy niemal trzy tysiące razy udostępnili artykuł opowiadający o jej historii.
08.02.2017 | aktual.: 08.02.2017 16:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy poprosiła mnie o pomoc w odnalezieniu Joanny i Marcina - biologicznego rodzeństwa, które trafiło do innego domu dziecka, a później zostało adoptowane - była sceptyczna. Resztkami wiary powtarzała, że nie spocznie, póki ich nie znajdzie, ale jasno dawała do zrozumienia, że do sprawy podchodzi z dystansem. - Tyle lat ich szukam. Ciągle odbijam się od ściany znieczulicy urzędów, które nie chcą podać mi żadnych informacji - mówiła. A ja powtarzałam: "proszę uwierzyć w siłę internetu".
Na ten moment czekała latami
Rodzice Małgorzaty pili. Matka rodziła kolejne dzieci, które po kolei trafiały do różnych domów dziecka, a później do adopcji. Było ich ośmioro. Pięcioro z nich udało się Małgorzacie odnaleźć. Choć żyją w zupełnie innych światach, utrzymują ze sobą stały kontakt. Najmłodszych - Joanny i Marcina - Małgorzata nigdy nie poznała. Gdy się urodzili, była już w domu dziecka. Całą historię Małgorzaty opisywaliśmy pod koniec stycznia tego roku.
Tuż po publikacji czytelnicy Wirtualnej Polski masowo udostępniali artykuł. Historia rozchodziła się po sieci, a Małgorzata czekała. Dużo krócej, niż zakładała. Już po kilku dniach odezwała się do niej koordynatorka grupy na Facebooku "Łączymy więzi". - Powiedziała, że pomoże mi w ustaleniu nazwiska Joanny i Marcina. Bo to był dla mnie największy problem. Ani dom dziecka, ani ośrodek adopcyjny nie chcieli mi udostępnić ich nowych danych - mówi Wirtualnej Polsce Małgorzata.
Po kolejnych kilku dniach miała już ich nazwisko w tekście sms-a. - Od razu zaczęłam ich szukać na Facebooku. Zajęło mi to chwilę. Chwilę! Nie mogłam w to uwierzyć - opowiada Małgorzata. Czekała na ten moment od 2012 roku, ale gdy się udało, czuła niepokój. Przyznaje, że nie była pewna, czy rodzeństwo chce ją poznać. Napisała do Joanny wiadomość: "Czy urodziłaś się tu i tu, wtedy i wtedy?". Na odpowiedź czekała kilka chwil. - Potwierdziła. Byłam w szoku. Oboje byłyśmy - wspomina.
"Gdyby nie internauci..."
Zgadzały się wszystkie dane. Okazało się, że Joanna i Marcin po adopcji nie zmienili miejsca zamieszkania. Okazało się też, że oboje przez lata szukali Małgorzaty. - Cały czas rozmawiamy na Facebooku. Na razie padają pytania o choroby genetyczne i o to, jak nam się teraz wiedzie, co robimy w życiu. Nie wracamy jeszcze do przeszłości. Na to jest za wcześnie - mówi Małgorzata.
Po dwóch dniach internetowych rozmów Joanna zdecydowała się podać Małgorzacie swój numer telefonu. - Ja to rozumiem, musiała ochłonąć, przetrawić to wszystko. Ale teraz ciągle ze sobą rozmawiamy - opowiada Wirtualnej Polsce. Z Marcinem, który mieszka w Anglii, jest podobnie. - On to się dopiero ucieszył! - mówi Małgorzata. Cała ósemka w komplecie.
Planują spotkanie. - To oczywiste - mówi. Ale nie spieszą się z nim tym bardziej, że to spore przedsięwzięcie logistyczne. Każdy mieszka w innym mieście, a i na przylot Marcina do Polski muszą cierpliwie poczekać. - Jestem taka szczęśliwa! Już nie mogę się doczekać! - niemal krzyczy do słuchawki Małgorzata.
Na koniec rozmowy kilka razy dziękuje i wylicza: "Pani za opublikowanie tekstu, i paniom Beacie i Mirelli z grupy 'Łączymy Więzi' za nazwisko rodzeństwa, ale bez internautów…to nie wiem co by było. Pewnie szukałabym kolejnych kilka lat".
Polska jest jednym z niewielu krajów Unii Europejskiej, w którym adopcja nie jest w pełni jawna. Prawo nowo utworzonej rodziny zapewnia jej ochronę danych osobowych. Instytucje adopcyjne nie mogą więc udzielać osobom trzecim informacji o rodzinach adopcyjnych. A adoptowane dziecko nierzadko ma zmieniane imię, nazwisko, miejsce urodzenia a nawet pesel. Staje się zupełnie nowym człowiekiem. Przepisy całkowicie uniemożliwiają dorosłemu już dziecku odszukanie adoptowanego rodzeństwa, które trafiło do innej rodziny. Z badań wynika, że w Polsce jest około 3 mln osób poszukujących swoich bliskich.