Zmasowany atak na Ukrainę. "Ostrzał lotniska utrudnił operację"
- Dzień ostrzału Ukrainy nie jest przypadkowy. Rosjanie przed Nowym Rokiem próbują po raz kolejny obniżyć morale Ukraińców. Trudno ocenić, jak długo będą jeszcze w ten sposób atakować, ale jeżeli realnie było tylko 69 pocisków, to świadczy albo o niedoborze sprzętu, albo że ostrzał lotniska Engels utrudnił całą operację - twierdzi prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Uniwersytetu w Białymstoku.
Jak pisaliśmy, od rana w Ukrainie wyły syreny alarmowe. Najpierw zagrożenie ogłoszono tylko na wschodzie kraju, a potem na całym jego terytorium. Eksplozje było słychać w rejonie Odessy, Białogrodu nad Dniestrem, Żytomierza i we Lwowie, który przez wiele godzin był sparaliżowany przez brak prądu. W rejonie Kijowa zadziałała obrona powietrzna, ale na miasto i tak spadło kilka rakiet.
Rosjanie w kierunku Ukrainy wystrzelili łącznie 69 pocisków, obrona przeciwrakietowa zestrzeliła 54 z nich.
"Jeden z najbardziej masowych ataków rakietowych... Dziękuję Siłom Zbrojnym Ukrainy za dzisiejszą pracę. Zestrzelenie 54 pocisków ocaliło życie dziesiątkom ludzi i ochroniło kluczowe części naszej infrastruktury gospodarczej. Każdy dzień militarnego sukcesu przybliża nasze zwycięstwo. Chwała ukraińskiej armii. Chwała Ukrainie" - napisał na Twitterze ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow.
W dniu zmasowanego ataku na Ukrainę, w rejonie lotniska Engels w Saratowie w Rosji słychać było odgłosy eksplozji. Gubernator Saratowa Roman Busargin powiedział, że w rejonie lotniska, na którym stacjonują bombowce strategiczne, obrona powietrzna zniszczyła "niezidentyfikowany obiekt".
- Ukraińcy ostrzeliwali lotnisko Engels już wcześniej, i być może nawet wiedzieli o planowanym ostrzale. Być może chcieli nawet wyłączyć część rakiet i próbowali działać z wyprzedzeniem. Planowanego ostrzału rakietowego nie da się ukryć. Wcześniej trzeba zgromadzić pociski, ściągnąć samoloty, wszystko podpiąć i wprowadzić koordynaty. Jeżeli Ukraińcy wiedzieli, że w Engels będzie koncentracja samolotów, to mogli próbować je zniszczyć, by utrudnić kolejny atak. Być może nawet okazało się to skuteczne - twierdzi prof. Boćkowski.
I przypomina, że Ukraińcy za każdym razem wiedzą - kiedy nastąpi atak rakietowy. - Jeżeli Rosjanie podrywają swoje jednostki, alarm ogłasza się w całej Ukrainie. Na początku nie wiadomo, jaka liczba pocisków zostanie zrzucona. Dopiero później na podstawie danych z radarów ustala się kierunki i cele, a następnie uruchamia kolejne sekwencje obrony - wyjaśnia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- W ostatnim czasie Rosjanie wystrzeliwali salwę około 100 pocisków, z czego 70 procent było zestrzeliwanych. Należy pamiętać, że oni nie obierają przy tym 100 różnych celów. Znając system obrony przeciwlotniczej, prawdopodobnie wyznaczają 20-30 celów i na każdy z nich wystrzeliwują 3-4 rakiety, po to, żeby którakolwiek z nich dokonała zniszczeń - dodaje.
Boćkowski zwraca uwagę, że ochrona powietrzna Ukrainy jest coraz bardziej szczelna. Dlatego Rosjanie chcą zadawać maksymalnie wysokie straty. - Oni nie strzelają non stop, bo nie są w stanie każdego dnia oddawać takich salw. Taka operacja jest skompilowana. Trzeba przygotować sprzęt, samoloty, zdobyć pociski, przewieźć je - podsumowuje.
"Byłem przekonany, że zapasy rakiet im się kończą"
Jak wylicza ppłk rez. Andrzej Kruczyński, każda rakieta to wydatek rzędu setek tysięcy dolarów. - To bardzo cenna rzecz. Byłem przekonany, że zapasy rakiet im się kończą, że są bardzo ograniczone, bo przecież muszą mieć tzw. zapas na czarną godzinę. Nie wiem skąd biorą nowe rakiety, ale kiedyś nastąpi tego kres - mówi.
Kruczyński nie wiąże ostrzału z konkretnymi wydarzeniami. - Ja bym nie dopisywał historii, że to z jakiegoś powodu. Pamiętajmy, że jedna i druga strona wykorzystuje każdy moment do ataku. Raczej nie stanie się tak jak wszyscy zapowiadali, że front zamarznie. W zimie nie da się budować fortyfikacji, więc próbują wykorzystać te "pięć minut" w inny sposób - zaznacza.
Były oficer GROM oraz ekspert Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego, twierdzi że w momencie kiedy w Ukrainie pojawią się Patrioty, Rosjanie nie będą wystrzeliwać pocisków w miejsca, które one będą ochraniać.
- Może skoncentrują się na innych lokalizacjach. Oczywiście nikt nie powie, gdzie konkretnie Ukraina postawi Patrioty, dlatego Rosjanie przeprowadzą test w postaci ataku i zobaczą, gdzie zostaną użyte. Moim zdaniem, one będą chronić Kijów - podsumowuje.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski