Złapaliśmy posła na kłamstwie. Jego asystent bez uprawnień wszedł na salę plenarną Sejmu
W czwartek po południu na sali plenarnej Sejmu, gdzie mogą przebywać wyłącznie posłowie i osoby, które posiadają specjalną przepustkę, pojawiła się tajemnicza osoba. Mężczyzna przez blisko pół godziny zmieniał miejsca, krążył wokół posłów i robił zdjęcia. Jak ustaliła Wirtualna Polska, tajemniczym gościem był jeden z asystentów społecznych posła Tadeusza Tomaszewskiego. Polityk Lewicy okłamał dziennikarza Wirtualnej Polski i podkreślał, że "był zaskoczony sytuacją". Nie mógł być zaskoczony, bo z asystentem robił sobie zdjęcia na sali plenarnej.
- Czy ta osoba, która tutaj zajmowała miejsce, to osoba, która miała przepustkę? To jest ktoś z państwa znajomych? - pytał w czwartek po południu wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL, który prowadził obrady. Chwilę później podkreślił, że trzeba jak najszybciej ustalić tożsamość mężczyzny, bo Straż Marszałkowska nie powinna wpuścić osoby, która nie jest albo posłem, albo nie posiada przepustki. - Innej możliwości nie ma, żeby tutaj przebywać - tłumaczył Zgorzelski.
Jak ustaliła Wirtualna Polska, tajemniczym gościem na sali plenarnej był jeden z asystentów społecznych posła Lewicy Tadeusza Tomaszewskiego. Na sejmowych nagraniach nie byliśmy w stanie zidentyfikować momentu, kiedy asystent wszedł na salę. Widać jednak, że przez blisko pół godziny krążył wśród pustych poselskich miejsc. Mężczyzna zaczyna być widoczny na nagraniu z sejmowych kamer, kiedy na sejmową mównicę wchodzi właśnie poseł Tomaszewski. Jego współpracownik wstaje, wędruje z końca sali sejmowej i robi zdjęcia politykowi.
Jeszcze przed przejrzeniem sejmowych nagrań o sytuację zapytaliśmy posła Lewicy, który potwierdził nam, że na sali plenarnej był jego asystent społeczny, który pierwszy raz w życiu odwiedził Sejm. - Nie wiem, jak zawędrował na salę plenarną. Byłem na sali sejmowej, zabrałem głos i szybko wyjeżdżałem. Popełnił olbrzymi błąd, bardzo mnie przepraszał. Nie wiem, jak tam zawędrował, zostawiłem go na korytarzu - przekonywał. Na uwagę dziennikarza, że wejście było zaskakujące, Tomaszewski dodał:
- Dla mnie też było zaskakujące, bo ani na chwilę do głowy by mi nie przyszło, kiedy mam 25 lat stażu poselskiego, żeby kogoś zaprosić do środka - wyraźnie podkreślił poseł.
Kłamstwo posła ma krótkie nogi. "Nic panu nie tego"
Tomaszewski nie mógł być zaskoczony. Tuż po wystąpieniu z mównicy sejmowej, asystent społeczny dosiadł się do niego na sali plenarnej. Mężczyźni uśmiechali się, a chwilę później poseł Lewicy zrobił wspólne zdjęcie. Co więcej, poseł opuścił swoje miejsce, zostawiając swojego asystenta na sali plenarnej, choć - jak wynika z jego wypowiedzi - zdawał sobie sprawę, że współpracownik nie miał prawa tam być.
Polityka Lewicy wprost zapytaliśmy, dlaczego nas okłamał, skoro robił sobie zdjęcia z asystentem.
- Nic panu do tego, tylko mówię, że zszedłem z trybuny, zauważyłem asystenta i zrobił swoim aparatem zdjęcie, wziąłem torbę i wyszedłem. Nie wiedziałem, że on przyszedł, kiedy zszedłem z trybuny sejmowej. Asystent nie był za moją wiedzą - brnął poseł Tomaszewski.
Zwróciliśmy uwagę, by poseł poważnie odpowiadał na pytania, bo jak może twierdzić, że asystent nie był za jego wiedzą, skoro spotkał go i robili razem zdjęcia.- Z asystentem zetknąłem się, kiedy zszedłem z trybuny sejmowej - dodał. - Czyli wiedział pan, że asystent jest na sali plenarnej i pozwolił mu pan tam zostać? - dopytywaliśmy. - Nie, nie pozwoliłem, wychodziłem, mówiłem w ten sposób, że nie powinien przebywać, ale ja wyjeżdżam i tak się rozstaliśmy - stwierdził polityk Lewicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Ostre słowa o Czarnku. Ma długą listę grzechów
O sprawę w programie "Tłit" w piątek rano pytany był Adrian Zandberg. Poseł tłumaczył, że był skupiony na prawach pracowników Amazona, bo tego dotyczył punkt obrad, a nie na "przedziwnym wydarzeniu". - Faktycznie, pojawił się na sali ktoś, kto nie jest posłem i z tego, co rozumiem, nie był pracownikiem Kancelarii, ale bliższych szczegółów nie znam - zaznaczył Zandberg. Na sejmowym nagraniu widać, że asystent posła Tomaszewskiego, opuszczając salę plenarną, podszedł do Zandberga, a mężczyźni uścisnęli sobie ręce.
Będą konsekwencje wobec Straży Marszałkowskiej
Zwróciliśmy się do Kancelarii Sejmu z pytaniami o to, dlaczego Straż Marszałkowska pozwoliła, by nieuprawniona osoba weszła na salę planarną Sejmu i czy zostały wyciągnięte jakiekolwiek konsekwencje. Z odpowiedzi dowiadujemy się, że "pomimo faktu, iż zdarzenie powstało w wyniku sugestii i prośby posła na wpuszczenie asystenta w strefy, do których nie posiadał uprawnień, odpowiedzialni funkcjonariusze poniosą konsekwencje służbowe wynikające z ustawy". To kolejny dowód na to, że poseł Lewicy kłamał w sprawie swojego asystenta. Poniżej publikujemy całe oświadczenie Centrum Informacyjnego Sejmu.
"Odpowiadając na Pana pytania, wyjaśniamy, że wstęp na teren będący w zarządzie Kancelarii Sejmu odbywa się wyłącznie na podstawie ważnych dokumentów, zawsze z zachowaniem kontroli bezpieczeństwa. Podstawą tych działań są akty prawne regulujące te kwestie.
Personalia osoby, której dotyczy pytanie, są oczywiście znane zarówno Kancelarii Sejmu jak i Straży Marszałkowskiej. Wchodząc na teren Sejmu mężczyzna ten przeszedł kontrolę pirotechniczną, posiadał też ważną kartę wstępu uprawniającą do wejścia do gmachu, będąc asystentem społecznym pos. Tadeusza Tomaszewskiego.
Fakt przebywania wskazanej osoby w kuluarach otaczających Salę Posiedzeń Sejmu, a następnie w samej Sali Plenarnej, jest przekroczeniem zasad porządkowych obowiązujących w Sejmie. Należy zauważyć, że nie doszło do zagrożenia bezpieczeństwa któregokolwiek z parlamentarzystów. Pomimo faktu, iż zdarzenie powstało w wyniku sugestii i prośby posła na wpuszczenie asystenta w strefy, do których nie posiadał uprawnień, odpowiedzialni funkcjonariusze poniosą konsekwencje służbowe wynikające z ustawy.
Pozostali funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej zostali zobligowani do rygorystycznej kontroli uprawnień osób wchodzących w kuluary sejmowe, także w towarzystwie posłów. Zostanie skierowana również do klubów i kół poselskich i parlamentarnych korespondencja zwracająca uwagę posłów na bezwzględną konieczność przestrzegania obowiązujących zasad wstępu i przebywania na terenie pozostającym w zarządzie Kancelarii Sejmu w stosunku do ich współpracowników".
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski