Złapali go na gorącym uczynku, gdy napadał na bank
Policjanci zatrzymali na gorącym uczynku mężczyznę, który usiłował napaść na jedną z placówek bankowych na warszawskim Mokotowie. 54-latek grożąc użyciem nitrogliceryny zażądał 650 tys. zł. Wpadł dzięki zachowaniu przez kasjerki „zimnej krwi”, szybkiej reakcji klienta banku, ochrony i błyskawicznego działania policjantów.
Ta niecodzienna sytuacja rozegrała się na terenie jednej z mokotowskich placówek bankowych. Po godzinie 16 pojawił się w niej 54-letni mężczyzna, który niczym nie odróżniał się od pozostałych przebywających tam osób. Mężczyzna jak inni klienci oddziału oczekiwał na swoją kolej, aby podejść do stanowiska kasowego. Kiedy stanął przy nim, kasjerka przeżyła chwile grozy. Została wówczas poinformowana, że to jest napad. Napastnik zażądał pieniędzy w kwocie 650 tysięcy złotych. Zamówił także nominały. Interesowały go, tylko banknoty 100 i 200-złotowe. Kasjerce podał zapisaną kartkę, na której widniał napis: "Proszę zastosować się do poleceń. To jest napad". Groził jednocześnie, że w przypadku nie wykonania jego "prośby", odpali zawartość swojej aktówki. W niej miało znajdować się 200 mililitrów nitrogliceryny.
Kobieta przekazała kartkę koleżance, aby poinformować ją o zaistniałej sytuacji. Druga z pracownic oddziału zapiski przekazała stojącemu przy okienku klientowi. Ten z kolei nie wzbudzając żadnych podejrzeń u sprawcy, informację przekazał ochronie placówki. Następnie informacja błyskawicznie trafiła do policji.
Policjanci od razu zatrzymali kompletnie zaskoczonego Edwarda M. Okazało się, że nie miał on przy sobie żadnych niebezpiecznych materiałów i nie udało mu się zrealizować planu napadu. Mężczyzna trafił do policyjnego aresztu. Śledczy przekażą materiały do prokuratury, która zadecyduje o dalszych losach bandyty. Grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności.