Tomasz Lis podczas spotkania z okazji premiery jego książki "Historia prywatna". Październik 2018 roku© PAP | Piotr Nowak

"Złapał ją za twarz, przycisnął do ściany, pocałował". Ujawniamy ustalenia prokuratury w sprawie Tomasza Lisa

Szymon Jadczak
22 maja 2024

Prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie zachowań Tomasza Lisa. Wątek naruszenia nietykalności cielesnej dwóch współpracowniczek został umorzony z powodu… przedawnienia karalności czynu. Na 18 stronach uzasadnienia śledczy opisali jednak przykłady nagannych zachowań byłego naczelnego "Newsweeka". Z dokumentu, do którego dotarła Wirtualna Polska, wynika, że Lis stracił funkcję tuż po zgłoszeniu przez jedną z kobiet naruszenia nietykalności o podłożu seksualnym.

Fragment numer 1, pierwszy świadek: poszkodowana kobieta zeznała, że "Tomasz Lis miał pójść za nią przyspieszonym krokiem, złapać ją za twarz, przycisnąć do ściany i pocałować w policzek, mimo że kobieta próbowała się wyrwać".

Fragment numer 2, drugi świadek: "Tomasz Lis (…) podjął próbę pocałowania kobiety w usta, jednak ona zdołała się przed tym uchylić".

Fragment numer 3, trzeci świadek: "doświadczyła jednej dziwnej sytuacji z udziałem Tomasza Lisa, kiedy ten wybrał swoją sypialnię jako miejsce wykonywania makijażu. Kobieta czuła się po prostu w tej sytuacji niezręcznie".

To część zeznań w zakończonym już dochodzeniu dotyczącym zachowań Tomasza Lisa, byłego redaktora naczelnego tygodnika "Newsweek".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wirtualna Polska dotarła do dokumentów prokuratury w tej sprawie. Dochodzenie, jak ustaliliśmy, zakończyło się umorzeniem - w części dotyczącej naruszenia nietykalności cielesnej ze względu na przedawnienie czynu.

Prokuratura uznała, że "zachowanie Tomasza Lisa względem nich (współpracujących z Lisem kobiet - red.) nie może zostać ocenione inaczej niż w kategorii naruszenia nietykalności cielesnej". A tego przestępstwa po upływie roku nie można już ścigać.

Z kolei w zakresie dotyczącym łamania praw pracowniczych śledczy uznali, że czyny Lisa nie były mobbingiem. Przy czym stwierdzili, że "większość przesłuchanych dziennikarzy stwierdziła, że takie zachowania naczelnego, jak opowiadanie homofobicznych i nieprzyzwoitych dowcipów, straszenie utratą pracy, trzymanie nóg na stole, tworzenie nieprzyjemnej atmosfery, mogły nosić znamiona mobbingu". Pod umorzeniem podpisała się prokuratorka Edyta Dudzińska.

"Wymagało się tego, aby zachowania Tomasza Lisa akceptować"

W szoku byli sami dziennikarze tygodnika. Pojawiły się spekulacje, że ich szef odszedł ze względu na ostatni felieton, w którym krytykował media w czasach rządów PiS. Zarzucał im brak niezależności, a dziennikarzy oskarżał o zaplątanie w "sieć politycznych, personalnych i towarzyskich zależności z władzą i jej ludźmi".

Miesiąc później w tekście Wirtualnej Polski pt. "'Płakałam, miałam ataki paniki'. Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa" opisaliśmy, że były redaktor tygodnika swoim zachowaniem doprowadzał pracowników do ataków paniki. Poza tym poniżał, rzucał do nich wulgarne i seksistowskie odzywki.

Tomasz Lis zaprzeczał wszystkim zarzutom, a jego były pracodawca nie odpowiedział na przesłane pytania. Jak wynika z treści umorzenia, po naszym tekście do prokuratury trafił jednak szereg zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez Lisa.

W sierpniu 2022 roku zostało w tej sprawie wszczęte dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Śledczy prowadzili je pod kątem podejrzenia popełnienia dwóch przestępstw - uporczywego i złośliwego naruszania praw pracowniczych oraz naruszenia nietykalności cielesnej. Przez niemal dwa lata przesłuchano kilkudziesięciu świadków, w tym pracowników i menadżerów wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska oraz inne osoby związane ze sprawą.

Ostatecznie 26 kwietnia 2024 roku prokuratura umorzyła dochodzenie. Dokument kończący sprawę opisuje jednak ze szczegółami zachowania byłego redaktora naczelnego. Prezentujemy jego fragmenty. To zeznania świadków oraz wnioski prowadzącej dochodzenie prokuratorki.

Prokuratura ustaliła, że niewłaściwe zachowania ze strony Tomasza Lisa dotyczyły kobiet odpowiedzialnych za pracę przy produkcji materiałów wideo w wydawnictwie. Ówczesny szef tygodnika prowadził od 2021 roku program "Świat_pl". I to właśnie przy jego nagrywaniu miało dochodzić do zdarzeń objętych postępowaniem prokuratury. Warto podkreślić - poniższe informacje pochodzą z zeznań świadków w tej sprawie zawartych w oficjalnych dokumentach prokuratury.

Jak zeznała jedna z kobiet zaangażowanych w pracę przy tej produkcji, Tomasz Lis sprawiał kłopoty wszystkim jej koleżankom.

Kolejna stwierdziła, że dziennikarz był dla niej na tyle uciążliwy, że cyklicznie rezygnowała ze współpracy przy jego programie, aby unikać spotkań. Bezpośrednia przełożona kobiet została poproszona, by była obecna, m.in. gdy pracownice będą wykonywać makijaż Tomasza Lisa. Dlaczego? Argumentowały to m. in. tym, że "Tomasz Lis rzuca głupie teksty".

W zeznaniach pojawiają się też inne zdarzenia. Były szef "Newsweeka" miał dotykać włosów jednej z kobiet wbrew jej woli. Kolejna opowiada o tym, że włożył palce przez dziury w jej spodniach - na wysokości ud.

"Gdy pewnego razu, kiedy nosiła spodnie z dziurami, Tomasz Lis w czasie makijażu, włożył swoje palce w dziury w spodniach makijażystki na wysokości ud. Kobieta, w pierwszym odruchu, odskoczyła. Redaktor naczelny 'Newsweeka' nigdy nie przeprosił za swoje zachowania, gdy widział, że kobieta nie życzy sobie takich sytuacji" - czytamy w uzasadnieniu umorzenia sprawy.

Tomasz Lis "sprawiał jej i pozostałym kobietom kłopoty - zapraszał je na wyjścia, komplementował, zdarzyło się również, że próbował ją pocałować. Do tej sytuacji doszło, gdy kobieta skończyła malować Tomasza Lisa, który wstając, podjął próbę pocałowania kobiety w usta, jednak ona zdołała się przed tym uchylić".

Kolejna z kobiet zeznała, że Tomasz Lis stosował słowne zaczepki, "które były jej zdaniem żenujące".

Do najpoważniejszego incydentu z udziałem Lisa miało dojść 16 maja 2022 roku, czyli na tydzień przed jego rozstaniem z tygodnikiem.

"Poszkodowana kobieta zeznała, że 'Tomasz Lis miał pójść za nią przyspieszonym krokiem, złapać ją za twarz, przycisnąć do ściany i pocałować w policzek, mimo że kobieta próbowała się wyrwać'" - tak wydarzenia podsumowuje prokuratorka prowadząca dochodzenie. Poszkodowana sprawy nie zostawiła, zgłosiła ją dalej.

Wcześniejszych incydentów kobiety nie sygnalizowały przełożonym, bo jak zeznała jedna z nich - "ludzie w firmie bali się Tomasza Lisa i czuli przed nim respekt. (...) stosunek szefostwa do Tomasza Lisa był jednak jasny i wymagało się tego, aby zachowania Tomasza Lisa akceptować, w związku z czym dla pracowników było oczywiste, że nic nie można zrobić i należy akceptować sytuację".

Tym razem jednak - w maju 2022 roku - została przekroczona granica tolerancji. Zaatakowana kobieta zgłosiła zachowanie Lisa bezpośredniej przełożonej. Tydzień później - 23 maja o całej sytuacji został poinformowany dział HR RASP.

W efekcie tego dnia odbyło się spotkanie, na którym każda z kobiet opowiadała o tym, jakich zachowań doświadczyła ze strony redaktora naczelnego "Newsweeka". Tu warto podkreślić - z dokumentu prokuratury wynika, że wydawnictwo nie wszczęło żadnej oficjalnej procedury związanej z naruszeniem nietykalności pracowniczek w miejscu pracy. Za to kobiecie, która poinformowała o incydencie z 16 maja, szef działu prawnego wydawnictwa udzielił porady prawnej. Dopytywany w prokuraturze o jej szczegóły, zasłonił się tajemnicą adwokacką i tajemnicą radcy prawnego.

Natomiast kobiety zgłaszające negatywne zachowania Tomasza Lisa pouczono w wydawnictwie o konieczności zachowania poufności w tej sprawie.

Następnego dnia RASP poinformował, że z dniem 24 maja 2022 roku Tomasz Lis przestaje pełnić funkcję redaktora naczelnego i odchodzi z firmy.

Przyczyny tej decyzji nigdy nie zostały ujawnione. Sam Lis jeszcze dzień wcześniej planował kolejny numer wydania, zamieszczał wpisy w mediach społecznościowych. Po oficjalnym komunikacie o jego odejściu zamieścił pożegnalny wpis.

I nigdy nie podał powodów rozstania z tygodnikiem.

Prokuratorka prowadząca sprawę zakwalifikowała zachowania Tomasza Lisa wobec dwóch współpracowniczek jako mogące naruszać artykuł kodeksu karnego dotyczący naruszenia nietykalności cielesnej. Tego typu przestępstwo przedawnia się po roku od jego popełnienia. Do przedawnienia doszło więc w maju 2023 roku, a przesłuchania kobiet miały miejsce dopiero w drugiej połowie 2023 roku.

Sam Lis pytany przez prokuraturę o sytuacje z udziałem kobiet pracujących przy jego programie stwierdził, że nie zna tych osób, a ich nazwiska nic mu nie mówią.

Mroźna atmosfera

W uzasadnieniu umorzenia dochodzenia opisany jest również drugi badany przez prokuraturę wątek - uporczywego naruszania praw pracowniczych. Z zeznań dziennikarzy wynika, że do zmiany zachowań Tomasza Lisa doszło po wyborach w 2015 roku. Lis miał się stać wtedy "obsesyjny i bardziej radykalny", a "atmosfera zmieniła się na gorsze".

Jak stwierdził jeden z doświadczonych dziennikarzy, Lis "potrafił wprowadzać mroźną atmosferę, a ludzi w stan dygotania samym tylko sposobem swojej wypowiedzi. (...) Dziennikarze nie pozwalali sobie na to, aby nie zgodzić się z Tomaszem Lisem, ponieważ się go bali".

Inny określił zachowanie naczelnego jako "chamstwo".

"Niejednokrotnie zdarzało się, że Tomasz Lis wchodził do któregoś z dziennikarzy do pokoju i zakładał nogi na jego biurko" - opisywał. I dodał, że "Tomasz Lis jest inteligentnym człowiekiem i wie, na co może sobie pozwolić, nigdy nie kierował przekleństw do konkretnej osoby, nikogo nie znieważał, jednak dało się wyczuć jego poczucie wyższości, próbę przekazania innym komunikatu, że zależą od niego".

Kolejny z dziennikarzy zauważył, że Tomasz Lis wynajdywał sobie w redakcji ofiary i wobec nich "intensyfikował swoje działania, to jest nadmierną krytykę, w tym również personalną, nie tylko merytoryczną".

Wskazane w tych zeznaniach osoby stwierdziły, że nie czuły się pokrzywdzone - a jedna z nich stwierdziła, że "nie czuła się mobbowana, bo nie chciała tak się czuć".

Część osób, które zeznawały w sprawie, nie dostrzegała w zachowaniu Tomasza Lisa niczego niewłaściwego. Ale szefostwo Ringier Axel Springer Polska dostrzegło ostatecznie, że problem istnieje.

Rozmowa dyscyplinująca z prezesem

W czerwcu 2018 roku jedna z dziennikarek zgłosiła się do działu personalnego wydawcy, wskazując na niewłaściwą, jej zdaniem, atmosferę panującą w tygodniku, powodowaną zachowaniem redaktora naczelnego. Kobieta była namawiana do złożenia oficjalnej skargi, ale ostatecznie odmówiła, "ponieważ boi się, że Tomasz Lis ją zniszczy".

Sam Lis, gdy dowiedział się o krążących na jego temat plotkach, złożył w firmie wniosek o przeprowadzenie wobec siebie postępowania antymobbingowego. Zarząd spółki zdecydował się jednak nie wszczynać oficjalnego postępowania ze względu na nietypowość tego zgłoszenia - wynika z dokumentów.

Jak wynika z treści umorzenia dochodzenia, spółka miała załatwić problem na szczeblu nieformalnym. Ówczesny prezes RASP Mark Dekan odbył rozmowę dyscyplinującą z Tomaszem Lisem. Zobowiązał naczelnego do uczestnictwa w cyklu szkoleń, które miały poprawić jego styl zarządzania.

Jak zeznała szefowa HR w RASP, przeprowadzono nieformalne dochodzenie, które wykazało nieprawidłowości w zachowaniu Tomasza Lisa - stosowanie wulgaryzmów, niewybrednych żartów, a także wybuchowość i emocjonalność.

Wtedy nikt z pracowników nie zdecydował się na złożenie oficjalnej skargi o mobbing - wskazuje prowadząca dochodzenie.

Bardzo dobrze wychowany człowiek

Podczas przesłuchania w prokuraturze Tomasz Lis zaprzeczył, by kiedykolwiek jego zachowanie nosiło znamiona mobbingu.

Wielokrotnie w toku składania zeznań podkreślał fakt swojego dobrego wychowania, które nie pozwoliłoby mu na trzymanie nóg na stole, krzyki czy obrażanie kogokolwiek. W jego ocenie wszyscy w redakcji byli niemal jak rodzina, a kolegia miały przyjemną, domową atmosferę.

Prokuratorka, umarzając wątek dotyczący mobbingu, podkreśliła, że kluczowe było w tym przypadku znaczenie pojęć "złośliwego" i "uporczywego" łamania praw pracowniczych, o których mówi art. 218 par 1a kodeksu karnego.

I tego nie dopatrzyła się w zachowaniu Tomasza Lisa.

Prokuratorka przyznała, że żaden z dziennikarzy nie stwierdził, że był ofiarą mobbingu, ani nie zaobserwował, aby ktokolwiek w redakcji był mobbowany przez Tomasza Lisa. Ale jak czytamy w dokumencie sporządzonym przez prokuratorkę, "większość przesłuchanych dziennikarzy stwierdziła, że takie zachowania naczelnego, jak opowiadanie homofobicznych i nieprzyzwoitych dowcipów, strasznie utratą pracy, trzymanie nóg na stole, tworzenie nieprzyjemnej atmosfery, mogły nosić znamiona mobbingu".

Prokuratorka uznała jednak w decyzji o umorzeniu postępowania, że "Tomasz Lis nie był mobberem. Był szefem, którego styl zarządzania zatrzymał się w latach 90. - jego grubiańskie zachowania, dowcipy z seksualnym podtekstem, straszenie utratą pracy, władczy styl zarządzania, budziły coraz większy sprzeciw podległych mu osób. Do redakcji 'Newsweeka' przychodzić zaczęli również ludzie młodzi, wychowani w nowoczesnym społeczeństwie, którzy zupełnie nie rozumieli, że model zarządzania naczelnego 'Newsweeka' był kiedyś standardem w mediach i oceniali go jako nieakceptowalny".

Poprosiliśmy Tomasza Lisa o jego stanowisko do ustaleń prokuratury zawartych w decyzji o umorzeniu dochodzenia.

Lis odpisał, że przesłane mu pytania "mają charakter insynuacyjny, zniesławiający i naruszający moje dobra osobiste". "Nie wiem o żadnych rzekomych ustaleniach prokuratury. Nie dopuściłem się żadnych czynów, które próbuje mi pan przypisać" - zaznaczył.

Dodał: "Wezwany na przesłuchanie w prokuraturze - podkreślam, w charakterze świadka - stawiłem się i odpowiedziałem obszernie na wszystkie stawiane mi pytania, które nie zawierały zresztą nawet sugestii dotyczących tego, co pan nazywa ustaleniami. Było to bodajże w styczniu. Co się dzieje w śledztwie, nie wiem. Nie mam żadnych zarzutów".

Z kolei w stanowisku RASP, przysłanym przez Karolinę Sznajder, dyrektor komunikacji korporacyjnej firmy, czytamy, że "nie udzielamy mediom ani osobom postronnym szczegółowych informacji dotyczących spraw pracowniczych. Co do zasady w Ringier Axel Springer od dawna działają jasne i znane każdemu pracownikowi procedury dotyczące zapobiegania nieprawidłowościom. Podkreślamy, że każdorazowo, po otrzymaniu informacji o możliwych nadużyciach, uruchamiana jest procedura wyjaśniająca sprawę. Zawsze działamy zgodnie z prawem i - jeśli wymaga tego sytuacja - sprawy zgłaszane są odpowiednim organom, które zgodnie ze swoimi kompetencjami, przejmują je do wyjaśnienia".

***

Sprawę dla Wirtualnej Polski komentują ekspertki zajmujące się przeciwdziałaniem mobbingowi i dyskryminacji.

Dominika Sadowska, prawniczka specjalizująca się w negatywnych zachowaniach w środowisku pracy, od 15 lat realizuje audyty zachowań negatywnych, prowadzi postępowania wyjaśniające dotyczące dyskryminacji i mobbingu:

"Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Czyli w świetle prawa wolno robić takie rzeczy, bo są osoby, które są nietykalne? Tu nawet nie chodzi o prawo, tu chodzi o ludzką przyzwoitość. Nie wyobrażam sobie, że prokuratorka mogła zrobić coś takiego. Chciałabym, żeby po tym umorzeniu spojrzała w oczy pokrzywdzonym dziewczynom i powiedziała im, że nic się nie stało.

Ta sprawa w środowiskach, którym bliska jest walka z mobbingiem, była wyjątkowo ważna, bo mogła pokazać, że osobom, które są bardzo wpływowe, nie wszystko wolno, że są zachowania, na które jako społeczeństwo się nie godzimy i że nie chcemy żyć w takiej kulturze.

Polska przyjmuje standardy polityki antymobingowej, ale co z tego, jeśli takie przypadki pozostają bezkarne? Myślę sobie, że to jest nieprawdopodobna krótkowzroczność i konformizm ze strony prokuratury. Argument, że ktoś uczył się zarządzania w latach 90., nie jest żadnym argumentem. W dzisiejszym świecie takie zachowania już nie przechodzą. To, co robił ten człowiek, jest obrzydliwe i nie do przyjęcia. To postanowienie to jest dramat i pokazuje, jak bardzo potrzebujemy zmian w podejściu do tego typu spraw".

Dr Monika Wieczorek, radczyni prawna, specjalizująca się w przeciwdziałaniu mobbingowi i dyskryminacji:

"Należy pamiętać, że mobbing, także ten mieszczący się w kategorii 'złośliwego lub uporczywego naruszania praw pracowniczych' może zostać ustalony w odpowiednim postępowaniu nawet wtedy, gdy sami pracownicy nie potrafią jednoznacznie określić, czy 'doświadczyli mobbingu'.

Niestety, niejednokrotnie spotykam się z tym, że osoby przyzwyczajone do pewnego nieprawidłowego standardu pracy wskazują, że nie wiedzą, czy to, czego doświadczały, czy obserwowały, było mobbingiem, jednocześnie wskazując na fakty, które o mobbingu świadczą. Prawidłowa identyfikacja mobbingu pomaga radzić sobie z tym problemem w miejscu pracy, ale nie jest elementem koniecznym do ustalenia, że mobbing miał miejsce.

Co więcej, dla ustalenia, że doszło do mobbingu zarówno w reżimie prawa pracy, jak i prawa karnego, nie jest konieczne, aby pracownik wyraził sprzeciw wobec tych zachowań. Nie można też zapominać o tym, że wiele osób obawia się odwetu, czy to zawodowego, prywatnego, czy też społecznego i z tego powodu unika posługiwania się pojęciem 'mobbing' dla określenia grupy nieprawidłowych zachowań lub wręcz rezygnuje ze zgłoszenia tego problemu.

Dla ustalenia wystąpienia znamion czynu zabronionego z art. 218 § 1a k.k. wystarczy ustalenie, że to naruszanie było albo złośliwe, albo uporczywe - te przesłanki nie muszą wystąpić łącznie.

Prawo karne co prawda nie kreuje definicji mobbingu, ale udziela przed nim ochrony. Odpowiedzialność karną za złośliwe lub uporczywe naruszanie praw pracowniczych może ponieść np. osoba, która zarządzając danym działem, wywiera nadmierną presję na zespole, straszy utratą pracy lub uprawnień, używa wulgaryzmów, publicznie krytykuje czy lekceważy w komunikacji.

Brak świadomości po stronie szefa czy szefowej o naganności zachowań lub usprawiedliwianie ich przyjętymi metodami zarządzania nie może wyłączać odpowiedzialności za mobbing".

Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (1544)