Zjazd pod ochroną
Apogeum działań Służby Bezpieczeństwa przeciwko Solidarności przypadło na I Krajowy Zjazd Delegatów związku. Odbył się w dwóch turach: 5–10 września oraz 26 września–7 października 1981 r. Agencja TASS nazwała go „antysocjalistyczną i antyradziecką orgią”.
W sierpniu 1980 r. władze PRL zdecydowały się na tzw. mniejsze zło, jakim była dla nich zgoda na realizację postulatu nr 1 strajkujących robotników, czyli utworzenie niezależnych i samorządnych związków zawodowych. Było to jednak chwilowe ustępstwo. Wytyczne PZPR były jasne: Solidarność musi zostać poddana kontroli partii. Miały temu służyć środki polityczne, a gdyby te zawiodły, pozostawało rozwiązanie siłowe. Główny ciężar działań spoczął na barkach funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Stanęli oni jednak w obliczu fenomenu organizacji masowej, w szczytowym okresie liczącej ponad 9,5 mln członków. W MSW uznano, że przeciwnika (bo tak SB traktowała Solidarność) nie uda się spacyfikować i należy go rozbić. Sięgnięto po szeroki wachlarz sprawdzonych działań: od nasyłania agentury, poprzez mnożenie konfliktów (personalnych i regionalnych), aż po prowokacje.
Poszczególne ogniwa związku (od władz krajowych, poprzez zarządy regionalne, aż po niektóre komisje zakładowe) były rozpracowywane przez SB (w żargonie resortu spraw wewnętrznych: operacyjnie ochraniane). Nie inaczej było z organami doradczymi i prasą związkową. W MSW nie przeoczono też imprez związkowych, takich jak np. I Ogólnopolski Przegląd Piosenki Prawdziwej w Operze Leśnej w Sopocie.
Przed zjazdem związku, w którym wzięło udział prawie 900 delegatów, Służba Bezpieczeństwa prowadziła działania na trzech szczeblach. Tzw. zabezpieczenie samego zjazdu, który miał się odbyć w hali Olivia, powierzono Komendzie Wojewódzkiej MO w Gdańsku (sprawa o kryptonimie Sejmik). Na szczeblu centralnym natomiast działała specjalnie powołana grupa operacyjna pod kierownictwem wiceministra spraw wewnętrznych Adama Krzysztoporskiego (operacja Debata). Poza tym działania wobec delegatów prowadziły poszczególne komendy wojewódzkie MO.
Już w czasie walnych zebrań delegatów w regionach starano się nie dopuścić do wyboru na zjazd działaczy uznanych za ekstremistów oraz osób związanych z opozycją demokratyczną. Najczęściej zresztą bez powodzenia. Np. w działania przeciwko Andrzejowi Rozpłochowskiemu podczas Walnego Zjazdu Delegatów Regionu Śląsko-Dąbrowskiego zaangażowano łącznie aż 170 agentów, a i tak otrzymał on mandat delegata na zjazd krajowy.
W czasie samego zjazdu działania SB miały się koncentrować na „zminimalizowaniu społecznego znaczenia i ograniczeniu negatywnego wpływu zjazdu na rozwój sytuacji społeczno-politycznej w kraju; ograniczeniu wpływów KSS KOR, KPN, RMP, ROPCiO itp. oraz ekstremistów w związku na przebieg, decyzje zjazdu i dalszą działalność Solidarności; sprowadzeniu Solidarności do działalności związkowej, zgodnej ze statutem”. W ramach tzw. działań specjalnych kolportowano fałszywki MSW. Np. do 186 delegatów wysłano dokument zatytułowany „Niepotrzebni nie chcą odejść”. Z intencją dezintegracji związku, jeszcze przed rozpoczęciem zjazdu, „zabezpieczono operacyjnie dotarcie” do Lecha Wałęsy „z zestawieniem informacji i danych obrazujących prowadzoną przeciwko niemu działalność opozycyjną (...), a dających mu możliwość uargumentowanego przeciwstawienia się tej kampanii”.W tym miejscu trzeba wspomnieć o taktyce SB czy, szerzej, władz wobec Wałęsy. Otóż uważano, iż lepiej, aby na czele związku stał umiarkowany gdański elektryk, a
nie przedstawiciel związkowej – jak ją widziano – ekstremy. Dlatego w czasie zjazdu aparat władzy starał się zwiększyć jego szanse wyborcze. Warto wszakże pamiętać, iż SB z jednej strony prowadziła grę mającą na celu zachowanie Wałęsy na stanowisku przewodniczącego związku, ale z drugiej dążyła do osłabienia jego pozycji jako przywódcy Solidarności. Temu służyło m.in. podsycanie konfliktu między nim a Andrzejem Gwiazdą czy Anną Walentynowicz. W czasie II tury zjazdu wśród delegatów i na terenie dużych zakładów pracy Gdańska i Gdyni rozkolportowano 19 rodzajów ulotek, broszur i listów – ponad 4 tys. sztuk. Wśród nich znalazło się m.in. opracowanie ośmieszające Lecha Wałęsę, co miało w zamyśle SB spowodować atak „wałęsiaków” na „korowców”, a „szczególnie [na] Gwiazdę”.
Chyba najciekawszą i najbardziej tajemniczą operacją władz było przygotowanie przez Wydział Socjalno-Zawodowy Komitetu Centralnego PZPR na II turę zjazdu „wyważonego programu dla związku w dwóch wersjach: pryncypialnej [i] kompromisowej”. Tę pierwszą zamierzano przekazać tajnym współpracownikom, którzy w ocenie SB mieli szansę wejść w skład władz krajowych związku, ta druga miała trafić kanałem specjalnym do Wałęsy.
Ważną rolę w działaniach SB związanych ze zjazdem odegrała agentura. SB chwaliła się, że udało jej się doprowadzić do wyboru na delegatów 38 tajnych współpracowników i pięciu kontaktów operacyjnych, a dalszych czterech agentów znalazło się wśród gości i obsługi prasowej. Części spośród nich udało się wejść w skład utworzonych podczas zjazdu komisji problemowych i zespołów tematycznych. Np. w skład komisji programowej wszedł najgłośniejszy agent SB we władzach związku przed 13 grudnia 1981 r. – Eligiusz Naszkowski (TW Grażyna). Z kolei wśród członków komisji mandatowo-wyborczej znalazł się TW Dorn, a w statutowej – TW Władek. Warto w tym miejscu przypomnieć, że np. w województwie gorzowskim w związku ze zjazdem zamierzano wykorzystać nie tylko agenturę SB i MO, ale też Wojskowej Służby Wewnętrznej, Wojsk Ochrony Pogranicza, a nawet radzieckiego kontrwywiadu wojskowego.
Ogółem w ramach sprawy Sejmik do operacyjnej ochrony obrad I Krajowego Zjazdu Delegatów zaangażowano 125 TW, w tym 53 agentów spoza Trójmiasta. Co ciekawe, do zabezpieczenia samych obrad zjazdu wykorzystano 78 osobowych źródeł informacji, w tym 37 spośród delegatów, a 41 z obsługi i zaproszonych gości. Uzyskano od nich 1014 informacji, z czego 21 proc. oceniono jako bardzo dobre, 44 proc. jako dobre oraz 35 proc. jako słabe. Najwięcej doniesień na koncie miał TW Zec – 17, ale tylko jedno z nich uznano za bardzo dobre, a pięć za dobre. Zapewne osiągnięcia SB byłyby większe, gdyby nie problemy w komunikacji z agenturą. Tak było np. z najcenniejszym agentem SB wśród słupskich delegatów – TW Jolą. Jak wynika z relacji złożonej przez niego cztery dni po zakończeniu zjazdu, próba nawiązania kontaktu z przełożonymi z SB podczas drugiej tury nie powiodła się. Kiedy bowiem zgodnie z instrukcją zadzwonił pod umówiony numer telefonu i podał ustalone hasło „Proszę do aparatu Bronka”, jego rozmówca zaczął się dopytywać,
o jakiego Bronka chodzi.
Chociaż, jak później stwierdzano, efektywność agentów była z reguły duża, a przekazywane przez nich informacje dotyczyły „spraw istotnych dla całokształtu poznania prawdziwych zamierzeń działaczy i delegatów, jak również bieżących działań o charakterze antypaństwowym”, zastosowana w możliwie szerokim zakresie technika operacyjna (głównie podsłuchy) pozwoliła na uzyskanie „informacji pełniejszych i nadających się w większym stopniu do wykorzystania w meldunkach operacyjnych niż informacje uzyskiwane od osobowych źródeł informacji”. I nic dziwnego, skoro podsłuchy zainstalowano nie tylko w miejscu obrad delegatów, komisji problemowych i zespołów tematycznych, czy w miejscach zakwaterowania uczestników zjazdu, ale nawet w katedrze oliwskiej, gdzie 4 września prymas Glemp odprawiał mszę świętą w intencji owocnych obrad. Anegdotyczny jest przypadek funkcjonariusza, który miał nagrywać obrady. Ukryty pod sceną hali Olivia ponoć (ze strachu?) osiwiał.
Mimo zaangażowania ogromnych sił i środków efekty pracy SB były mizerne. W czasie I tury udało się „spowodować” jedynie 17 „pozytywnych wystąpień i replik”. Jak później stwierdzano, w wytworzonej podczas zjazdu atmosferze agenci „nie mogli szeroko proponować pozytywnego programu” – wystąpienia takie były bowiem przerywane przez obecnych na sali, szczególnie podczas pierwszych trzech dni zjazdu (według funkcjonariuszy SB miało to być efektem działań KSS KOR i innych ugrupowań opozycyjnych oraz ekstremistów). W esbeckich meldunkach pojawia się nawet informacja, iż na wystąpienia krytyczne wobec „radykalnego nurtu” mogły sobie pozwolić jedynie „osoby nieubiegające się o wejście do władz związku i nieuważające swej pracy w Solidarności jako szansy [sic!] na realizację ambicji życiowych”. Atmosfera panująca na sali obrad zmusiła Służbę Bezpieczeństwa do zmiany taktyki – agenturze nakazano realizować zadanie w rozmowach zakulisowych i miejscach zakwaterowania.
Nazajutrz po zakończeniu I tury zjazdu wiceminister Krzysztoporski uznał jego wyniki za „rezultat dywersyjnej dział[alności] antykomunistycznej”. A nawet pytał dramatycznie: „Co ma zrobić Biuro Polityczne, czy ma odbyć się II tura Zjazdu »S[olidarności]«, czy zwołać Nadzwyczajny Zjazd [KC PZPR]. Konfrontacja, zamkniemy 1500 ludzi, wywołamy strajk generalny i co dalej?”. Na konfrontację, czyli stan wojenny, zdecydowano się jednak dopiero trzy miesiące później.Na odbywające się w przerwie między obiema turami zjazdu spotkania delegatów z załogami zakładów pracy MSW przygotowało zestaw 15 starannie dobranych pytań. Oto przykładowe: „Dwa najpopularniejsze słowa na zjeździe – pisze o tym nawet prasa związkowa – to manipulacja i paranoja. Czy faktycznie zjazd był manipulowany, jeśli tak, to przez kogo i jaki jest do tego stosunek delegatów? Czego dotyczyło słowo »paranoja«?” lub „Czy na zjeździe rozliczono się z sum pieniężnych pochodzących ze składek członkowskich oraz społecznych: z krążących pogłosek wynika, że
pieniądze te są wydawane na bankiety, wyjazdy zagraniczne oraz pijatyki w knajpach takich działaczy jak Kołodziej i Gwiazda, Lis i inni – co na to Komisja Rewizyjna?”. W miarę rozwoju sytuacji w MSW modyfikowano plany. Ze względu na „niemożność doprowadzenia do trwałych zmian prosocjalistycznych” w kierownictwie Solidarności zrezygnowano z „udzielania szerokiego poparcia dla Wałęsy i jego programu”, a skupiono się na działaniach w celu „wymuszenia czysto związkowego charakteru II tury” (w tym do stworzenia tzw. frakcji robotniczej w związku). W przeddzień wznowienia obrad w SB zastanawiano się nawet, czy ze względów taktycznych: 1) oddziaływać na przebieg zjazdu łagodząco, czy też raczej w kierunku jego zaostrzenia; 2) czy dążyć do „wyciszenia i izolowania ekstremy”, czy też dopuścić do wyboru jej przedstawicieli (np. Rozpłochowskiego, Jana Rulewskiego i Stanisława Wądołowskiego) do władz związku; 3) czy działać w kierunku kompromitacji doradców (Bronisława Geremka, Adama Michnika, Tadeusza Mazowieckiego)
„ze względu na ich pochodzenie”, czy wykorzystać skłonność niektórych osób do „korzystania z życia”?
Jak wynika z ocen MSW, działania resortu były jedynie częściowo skuteczne. „Zasługą naszych działań operacyjnych jest m.in. fakt korzystnego rezultatu głosowania w kwestii zapisu w statucie dot. roli PZPR, wyniku wyborów do Prezydium Komisji Krajowej i na funkcję przewodniczącego związku, jak też pogłębienie różnic poglądów między delegatami i wyraźnego zarysowania się podziału na dwa nurty – ekstremalny i robotniczy”. Zapewne większość z tych sukcesów SB przypisywała sobie na wyrost. Np. poprawki do statutu związku w sprawie wykreślenia kierowniczej roli PZPR w ogóle nie poddano pod głosowanie w obawie przed delegalizacją Solidarności (a jej przeciwnikiem był m.in. uznawany przez władze za wroga nr 1 Jacek Kuroń)
. Z kolei członków Prezydium KK dobrał osobiście Wałęsa.
Trudno też określić, czy prowadzone przez MSW w czasie zjazdu działania rzeczywiście przyczyniły się do wyboru Wałęsy na stanowisko przewodniczącego. Tym bardziej że przed samymi wyborami SB dążyła zarówno do zminimalizowania liczby głosów na Gwiazdę i Rulewskiego, jak też do „zachwiania pozycji L. Wałęsy w drodze pozbawienia go znacznej ilości głosów”. Natomiast nie ulega kwestii, iż SB niezwykle trafnie przewidziała wyniki wyborów na przewodniczącego związku. Oceniano, iż Wałęsa może liczyć na 50–55 proc., a otrzymał – według obliczeń SB – 55,2 proc. (czyli 462 głosy). Bez wątpienia natomiast Służba Bezpieczeństwa odniosła sukces w pozyskiwaniu agentury. W stosunku do I tury zjazdu zwiększono bowiem liczbę tajnych współpracowników biorących bezpośredni udział w II turze (delegaci, obsługa) o ponad 27 proc. Agentów wśród delegatów werbowano również po zakończeniu zjazdu. Według późniejszych obliczeń SB, do 13 grudnia 1981 r. z SB współpracowało 82 delegatów. Kilku z nich zostało członkami liczącej ponad 100
osób Komisji Krajowej, a jeden wszedł nawet w skład prezydium KK. Ten sukces wynikał ze skali działań SB – w tym samym czasie rozpracowywano niemalże co trzeciego delegata.
Jednak ogólna ocena SB była pesymistyczna. Uznano bowiem, iż „Solidarność stała się ruchem społecznym z elementami charakterystycznymi dla partii opozycyjnej, a większość podjętych przez zjazd uchwał ma jednoznacznie polityczny charakter i są one wymierzone w kierowniczą rolę PZPR w życiu narodu”. Najgłośniejszą spośród nich stało się Posłanie do Ludzi Pracy Europy Wschodniej, w którym wyrażano poparcie dla osób walczących o niezależne związki zawodowe w państwach bloku wschodniego. Nic zatem dziwnego, że radziecka agencja TASS (czyli de facto kierownictwo ZSRR) określiła zjazd mianem „antysocjalistycznej i antyradzieckiej orgii”.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest historykiem, pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN. Przygotowuje książkę o rozpracowaniu kierowniczych ogniw Solidarności przez Służbę Bezpieczeństwa w latach 1980–1982.