Ziobro i Wassermann: nie ma wojny między nami
Nie ma między nami wojny - zapewniali wspólnie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann. O takiej "wojnie" donosiła "Rzeczpospolita".
Według gazety, miało do niej dojść na tle sprawy powołanego przez Ziobrę nowego szefa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Wacława Wiechniaka - który 6 lat temu miał wziąć łapówkę. Zdaniem gazety, w dniu nominacji o korupcji nowego szefa doniósł jeden z prokuratorów. Ziobro nakazał śledztwo.
Według gazety, obaj ministrowie "na długo przed wyborami mieli chrapkę na stanowisko ministra sprawiedliwości" i "dla obu krakowska prokuratura ma prestiżowe znaczenie: jest ich własnym podwórkiem". "Szczególnie duże wpływy miał w niej od dawna Wassermann", a "dowodem tego może być śledztwo w sprawie budowy jego domu, w którym prokuratura postawiła zarzuty nierzetelnym, zdaniem Wassermanna, wykonawcom" - napisała gazeta. Jak podaje "Rz", kiedy po wyborach ministrem sprawiedliwości został Ziobro, "w Krakowie zaczęli awansować jego ludzie".
"Rzeczpospolita" pisała, że śledztwo prowadzi katowicka prokuratura, która m.in. "zajmuje się sprawdzaniem, skąd dziennikarze wiedzą o sprawie". Zdaniem "Rz", Ziobro zastanawia się, jak odsunąć od pracy Marka Wełnę, prowadzącego z sukcesami największe śledztwo w kraju, dotyczące afery paliwowej.
Te doniesienia zdumiewają; są w ogromnej mierze nieprawdziwe - powiedział Ziobro na wspólnej z Wassermannem konferencji prasowej. Przyznał zarazem, że katowicka prokuratura prowadzi na jego polecenie śledztwo, by wyjaśnić, czy istotnie doszło do łapówkarstwa, czy to tylko próba pomówienia prokuratora. Ziobro zaprzeczył, by rozważał odwołanie Wełny.
Nie mam żadnych "swoich ludzi" - zapewniał Wassermann. Dodał, że Ziobro "zawsze może na niego liczyć". Publikację "Rzeczpospolitej" określił mianem "dalszego ciągu czarnego PR-u" w stosunku do jego osoby.
Katowicka prokuratura przesłuchała dotąd kilkanaście osób; nikomu nie przedstawiono zarzutów - poinformował w czwartek jej rzecznik Tomasz Tadla, nie ujawniając szczegółów.
Nie jest to postępowanie, które w jakiś sposób dotyczyłoby dziennikarzy, dotyczy ono korupcji funkcjonariusza publicznego. To, że pojawiają się tacy, a nie inni świadkowie, wynika tylko i wyłącznie z potrzeb dowodowych pojawiających się w tej sprawie - dodał Tadla.