"Zeznający SB‑cy są przeważnie dotknięci przedwczesną sklerozą"
Zeznania składane przez funkcjonariuszy SB są często mało wiarygodne. Wszyscy oni zeznają mniej więcej w ten sam sposób, nic nie pamiętają i dotknięci są przedwczesną sklerozą. Jest reguła, która pokazuje, że ci świadkowie zeznają tak, żeby nikomu nie zaszkodzić. Dla mnie oczywiste jest, że zeznający w procesie Gilowskiej Wieczorek nie mówi prawdy. Jednak w tej chwili nie mam powodu, żeby kwestionować oświadczenie złożone przez Zytę Gilowską – powiedział b. premier Jan Olszewski w "Poranku w Radiu TOK FM".
Katarzyna Kolenda-Zaleska: Panie premierze, wierzy pan Zycie Gilowskiej?
Jan Olszewski: To nie jest kwestia wiary, to będzie kwestia ustalenia przez sąd faktów. Ja w tej chwili nie chciałbym komentować procesu, który się dopiero zaczął. Sąd będzie tą sprawę rozstrzygał.
Tylko już się mówi, że gdyby sąd szybko pracował nad tą sprawą, Zyta Gilowska mogłaby bardzo szybko powrócić do rządu. To dla koalicji rządowej, dla rządu, dla premiera jest sprawą ważną czy wierzyć, czy jej nie wierzyć. Dlatego pytam pana czy uwierzył pan w jej wczorajsze oświadczenia?
- W każdym procesie obowiązuje zasada domniemania niewinności. Nie mam powodu, żeby w tym momencie kwestionować złożone przez panią Zytę Gilowską oświadczenie. Powiedziałbym, że zeznania jednego do tej pory przesłuchanego świadka są typowe.
To znaczy?
- Wszyscy byli funkcjonariusze mniej więcej w ten sposób zeznają, nic nie pamiętają, dotknięci są przedwczesną sklerozą. Sąd będzie musiał ostatecznie rozstrzygnąć na podstawie całokształtu dowodów. Nie znam pełnego stanu dokumentacji, więc trudno mi się w tej sprawie wypowiadać.
Ale z drugiej strony pan Wieczorek, były funkcjonariusz SB mówił, że zarejestrował Zytę Gilowską w ogóle wbrew jej wiedzy po to, żeby ją chronić.
- To może być zupełnie mało wiarygodne. Mogą być bardzo różne powody, dla których ten świadek szuka usprawiedliwienia swojego postępowania. Oczywiście tu pojawił się motyw szlachetny, gdyby wszyscy funkcjonariusze SB zajmowali wtedy taką postawę, to żylibyśmy w ciągu tych 45 lat PRL w innym ustroju. To jest pewna wersja na dzień dzisiejszy.
Jest nieprawdziwa pana zdaniem?
- Jest już pewien schemat przyjęty jeśli chodzi o świadków, którzy byli funkcjonariuszami SB. To co usłyszeliśmy wczoraj nie odbiega od tego schematu.
Chce pan zasugerować, że to jest taki schemat, w którym byli esbecy bronią swoich dawnych współpracowników?
- Jest jakaś taka reguła, że ci świadkowie wychodzą z założenia, że w tej sytuacji lepiej po prostu nikomu nie szkodzić. Raczej wyjątkowe są sytuacje, kiedy można liczyć na pełną szczerość.
Muszę powiedzieć, że wierzę Zycie Gilowskiej, od początku jej wierzyłam. Jest dla mnie paradoksem, że wcześniej były premier chyba jej nie uwierzył, skoro ją zdymisjonował i teraz o jej niewinności, o tym czy wróci do rządu decyduje były esbek, który jak ustaliliśmy wcześniej w tej rozmowie nie do końca może mówić prawdę.
- Użyłbym ostrzejszego określenia, oczywiście że ten człowiek nie mówi prawdy. Dla mnie to nie ulega wątpliwości. Bardzo trudno dociec jaka ta prawda jest, natomiast to jest zadanie sądu, żeby z tego wszystkiego wyprowadzać wnioski. W tej chwili wszystkie okoliczności, które w tej sprawie budzą wątpliwości, a jest ich sporo, muszą być tłumaczone na korzyść Zyty Gilowskiej. To jest oczywiście przesłanka pozwalająca mniemać, że ten proces zakończy się dla niej pozytywnie. Myślę, że do wszystkich zeznań tego typu, składanych przez byłych funkcjonariuszy Sądy Lustracyjne mają na ogół dość zdystansowany stosunek. A teraz, zgodnie z ustawą, którą uchwalił sejm Sądu Lustracyjnego ma nie być. Senat pracuje nad poprawkami, pan brał w tym udział, czy obserwował jak się tworzą te poprawki razem z senatorem Romaszewskim, senatorem Piesiewiczem. Która ostatecznie wersja znowelizowanej ustawy lustracyjnej powinna być? Ta sejmowa, o której Lech Kaczyński mówił, że prawdopodobnie ją zawetuje, czy ta poprawiona senacka i w
którym kierunku poprawiona?
- Myślę, że tutaj jest pewna różnica stanowiska między Sejmem a Senatem, którą nazwałbym różnica pokoleniową. Posłowie, którzy pracowali nad tą ustawą, to są na ogół ludzie w wieku pokolenia, które nie miało bezpośrednio związku z PRL. Ja mówię o samych twórcach ustawy, poseł Rokita nie uczestniczył bezpośrednio, zajmował stanowisko generalne. W Senacie to stanowisko odmienne reprezentują ci ludzie z pokolenia, które bezpośrednio uczestniczyło w działalności konspiracyjnej, było przedmiotem tych zabiegów SB, wiec ma inne doświadczenie, i inne spojrzenie na te sprawy. Ja nie ukrywam, że mi bliższe jest spojrzenie senatorów, ja mam ten sam typ doświadczenia i taką samą perspektywę. Dla mnie to jest gorzka satysfakcja, przed 14 laty, kiedy po raz pierwszy problem lustracji stanął, i dokładnie myśmy proponowali Sejmowi, przekazując listę osób, które były odnotowane w archiwach SB jako agenci, rozwiązania dokładnie podobne do tych, które dzisiaj proponuje Senat. To zostało zignorowane, podniósł się krzyk
wszystkich przeciwników lustracji, zostaliśmy okrzyczani jako nienawistnicy, oszołomy, nawiasem mówiąc senator Romaszewski był w tym gronie. A dzisiaj ta wersja wraca i wraca już jako wyraz umiarkowania, dystansu. Ja wtedy powiedziałem, ze ci którzy się przed tą lustracją bronią nieuchronnie narażają się na to, że ona wróci, ale wróci w następnym pokoleniu, które będzie miało znacznie bardziej radykalny stosunek do całej sprawy, i tak się stało. Dla młodych ludzi, którzy patrzą na te wydarzenia z punktu widzenia wiadomości historycznych, oni są radykalni, i chcą wiedzieć jak jest naprawdę.