Zenon Kuchciak: być może Czeczeńcy są aż tak zdesperowani
Gościem Radia Zet jest ambasador Polski w Uzbekistanie, Zenon Kuchciak. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Dzisiejsza „Rzeczpospolita” zamieszcza wstrząsający reportaż. Autorka reportażu pisze tak o Czeczenii: „Widziałam dziewczynkę z dziurą w czaszce, w której pulsuje przykryty przezroczystą błoną mózg. Widziałam zupełnie inną sparaliżowaną przez odłamek bomby, który utkwił gdzieś w okolicy kręgosłupa. Rozmawiałam z piętnastoletnim świadkiem rozpruwania brzuchów dwóm żywym chłopcom czeczeńskim, których wnętrzności pijani żołnierze rzucali psom. Te dzieci, gdy je kaleczono i zabijano krzyczały zapewne głośniej, niż dzieci ze szkoły nr 1 w Biesłanie, ale miały mniej szczęścia. Ich cierpienia to codzienność w Czeczenii.” Jak to jest, że Czeczeńcy, którzy mają na co dzień taki horror mogą zabijać dzieci? Myślę, że rzeczywiście prawdą jest od kilku dni banalne już stwierdzenie, że została przekroczona kolejna już granica strachu i łamania tego co dla nas wszystkich było do tej pory tabu,
najświętsze, czyli niewinność, jeżeli tak możemy powiedzieć. Ale jak to możliwe, że dopuścili do tego Czeczeńcy, dla których takie rzeczy są codziennością? Jeżeli pani cytowała „Rzeczpospolitą", powołałbym się na „Gazetę Wyborczą” i Adama Michnika, który pisze w swoim komentarzu, że świat chyba przyzwyczaił się do tego, że cierpienie w Czeczenii jest rzeczą codzienną i lepiej udawać, że tego nie widzimy. Być może Czeczeńcy są do tego stopnia zdesperowani, a nie widzą dla siebie innej drogi, innego wyjścia i zobojętnieli na cierpienia innych ludzi, bądź też uważają, że jeżeli my cierpimy, jesteśmy ofiarami, to inni powinni być nimi również. Czy to możliwe, żeby takie rzeczy leżały w ich charakterze? Czy możliwe jest, żeby Czeczeńcy tak zobojętnieli na to co się dzieje, żeby mordowali dzieci? Myślę, że to nie leży w niczyim charakterze. Nie powinniśmy chyba mówić Czeczeńcy, tak jak nie powinniśmy uogólniać tak strasznych rzeczy na narodowości czy kraje. Mówimy o grupie zwyrodnialców - inaczej się tego nie da
nazwać – o tych, którzy przeprowadzili ten straszliwy atak w Besłanie. Byli tam Czeczeńcy, ale również przedstawiciele innych narodowości. Jest więc prośba, by nie uogólniać. A czy jest możliwe? Myślę, że w realizacji tych szaleńczych planów, a był to od samego początku taki właśnie plan, nikt nie brał pod uwagę i nie zastanawiał się nad tym, jak wielkie cierpienia będą tych, którzy staną się ofiarami. Czy można było do tej tragedii nie dopuścić? Czy było możliwe znalezienie negocjatorów, którzy potrafiliby wyprowadzić dzieci ze szkoły czy było to z góry skazane na taką tragedię? Powiem rzecz straszną być może, którą jednak chyba trzeba wyrazić. Jestem przekonany, że nie udałoby się rozwiązać tego konfliktu i ktokolwiek by negocjacje prowadził i jak długo by one nie trwały, nie doprowadziłyby do zadowalającego wszystkich nas, ludzi współczujących ofiarom, rezultatu. Zamach ten był organizowany od dawna i przeprowadzony w jednym celu, po to by wstrząsnąć opinią publiczną i zwrócić uwagę na problem. Nie wiem
czy na problem czeczeński, bo jest to wracając do pani pytania, zupełnie inna historia. Dla każdego zdrowo myślącego człowieka natomiast, a takich wśród przestępców przecież nie brakuje, od samego początku powinno być jasne, że negocjacji nie będzie, że władze federalne nie dopuszczą - tak jak to miało miejsce w Budionnowsku, choć tam sytuacja była nieco inna – do takiego upolitycznienia dramatu by pozwolić aktorom płynnie wyjść na scenę, powrócić do aktywniejszego życia politycznego. Stąd też moje wcześniejsze stwierdzenie, że zakładam, że tak miało być od początku. To natomiast, że miało to trwać krótko, bo tak naprawdę to trwało krótko w porównaniu z innymi tego rodzaju zamachami, to jest pewnie rezultat ataku sił specjalnych. Jak to możliwe, że wokół szkoły nie było kordonu policyjnego, żeby przyjeżdżały karetki pogotowia bez lekarzy, żeby ta akcja była kompletnie nieprzygotowana, był totalny bałagan, tak jakby komuś to było na rękę? Nie wysuwałbym takiej hipotezy, że to komuś było na rękę i specjalnie
postąpiono tak, że nie było na miejscu lekarzy i nawet w relacjach w telewizji było widać, że jest totalny bałagan i chaos. Myślę, że zaskoczeni byli wszyscy, to po pierwsze. Po drugie, władze miejscowe, osetyńskie, zostały sparaliżowane, nie wiedziały co robić. Po trzecie, być może tak jak to miało miejsce w poprzednich tego typu sytuacjach, najważniejsi czekali na jakiś mityczny sygnał z góry, co mają robić, jak i jak daleko się posunąć. Śledzę na bieżąco relacje i hipotezy, bo to ciągle są hipotezy nie poparte żadnymi oficjalnymi komunikatami władz federalnych. W jednej z nich wybija się wątek taki, że służby specjalne od początku zakładały szturm, a ci, których wysłano po ciała to była forpoczta, a w innej, że rzeczywiście zostały zaskoczone akcją terrorystów, a ci z kolei zostali zaskoczeni nieoczekiwanym wybuchem w ten sposób scenariusz wymknął się spod kontroli. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić o takich szczegółach. Co może się teraz wydarzyć między Osetią a Czeczenią? Oby nie wydarzyło
się nic strasznego. Obawiam się, by ta niechęć, która istnieje między zwykłymi ludźmi na Płn. Kaukazie, tymi, którzy niedaleko są od Czeczenii, bądź bezpośrednio jak Inguszowie, nie przerodziła się w takie drobne, dokuczliwe i bardzo niebezpieczne ataki na zwykłych Czeczeńców, na ludzi, którzy z tym wszystkim nie mają nic wspólnego, oprócz tego, że są tej narodowości. Po drugie na pewno dojdzie do większego usztywnienia się instytucji federalnych na Płn. Kaukazie, bo ten problem trzeba teraz jakoś rozwiązać. Czy to jest metoda na rozwiązanie tego problemu, nie wiem. Komentatorzy powtarzają, że jest to polityczna klęska prezydenta Putina wobec tego co się dzieje w Czeczenii, i że teraz będzie miał przyzwolenie na to, by doszło do kolejnych tragicznych sytuacji. Przedwczoraj pytano mnie o to czy Rosjanie przestaną kochać swojego prezydenta. Myślę, że nie przestaną. Po wyjściu z pierwszego szoku po tragedii Rosjanie skupią się wokół prezydenta, bo nie mają innej alternatywy. Będą poszukiwać mitycznego chociażby
bezpieczeństwa i spokoju. Będą oczekiwać, że zrobi to za nich ktoś kto w sposób silny i zdecydowany nie dopuści do tego rodzaju tragedii w przyszłości. Chyba rzeczywiście jest tak jak od kilku dni powtarzają politycy, jak mówi prezydent Kwaśniewski, zachęcając do dialogu politycznego w Czeczenii, jak mówi to Solana, który potępił terroryzm, jednocześnie przypominając o jego korzeniach, że pojęcia Czeczenia uniknąć się nie da. Powiedział pan kiedyś, że istnieją różne siły, różne ugrupowania, którym niestabilny Kaukaz, czy to północny czy centralny, jest bardzo na rękę. Komu tak bardzo na rękę jest niestabilny Kaukaz? Staram się patrzeć na to z pewnej perspektywy. Kaukaz jest regionem, w którym skupiają się interesy bardzo wielu państw, ogromnych korporacji, wielkich religii światowych, gdzie są ogromne zasoby surowców energetycznych. Myślę, że bardzo wielu siłom. Ponieważ jest to tak bardzo skonfliktowany, skłócony i delikatny kawałek Federacji Rosyjskiej, to być może dlatego dla tych różnych ugrupowań
stanowi tak atrakcyjny, jeśli w obliczu tragedii w ogóle można tak powiedzieć, kąsek. Czy dla prezydenta Putina stabilny Kaukaz byłby lepszy? Byłoby dobrze dla wszystkich, gdyby Kaukaz był stabilny. W takim wydaniu, w jakim jest w tej chwili jest nie tylko problemem prezydenta Putina, ale nas wszystkich.