Zemke: Macierewicz wprowadził władze państwa w błąd
Zdaniem SLD, raport z weryfikacji Wojskowych
Służb Informacyjnych zawiera nieprawdziwe informacje, ujawnia
nazwiska oficerów WSI uczestniczących w misjach ONZ, a ponadto
został opublikowany z naruszeniem prawa. Sojusz chce, by kulisy
powstawania raportu zbadała sejmowa komisja śledcza.
Pan Antoni Macierewicz co najmniej w kilku sprawach wprowadził w błąd najwyższe władze naszego państwa- ocenił szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych Janusz Zemke.
"Osobom ujawnionym w raporcie grożą poważne konsekwencje"
Według niego, dotyczy to przynajmniej trzech kwestii. Pierwsza z nich - mówił polityk Sojuszu - to fakt, że wbrew wcześniejszym zapewnieniom, w raporcie znalazły się dane osób, które uczestniczą w misjach poza terytorium Polski. Mamy dzisiaj taką sytuację, że niektóre osoby wymienione z imienia i nazwiska są teraz w misjach pod flagą ONZ - ocenił Zemke. Jego zdaniem, takich osób jest "co najmniej kilka".
Jak tłumaczył, Polska wysyłając tych ludzi na zagraniczne misje, zapewniała sojuszników, że są to specjaliści, nie ujawniając jednak, że są oni oficerami WSI. W opinii Zemkego, ujawnienie ich nazwisk w raporcie może rodzić dla nich "poważne konsekwencje".
Okaże się bowiem, że ich rola jest inna, niż mówił polski rząd. To może rodzić problemy z krajami, gdzie ci oficerowie dzisiaj są. To może też rodzić niemało problemów na linii między polskim MSZ a ONZ- uważa szef komisji ds. specsłużb.
"10 osób wymienionych w raporcie nigdy nie było oficerami WSI"
Inny przykład "ewidentnej nieprawdy" zawartej w raporcie, według Zemkego, to fakt, że co najmniej 10 osób, które znalazły się na liście rzekomych oficerów WSI, nigdy oficerami tych służb nie było. Jako przykład podał nazwisko gen. Andrzeja Tyszkiewicza, obecnego ambasadora RP w Bośni i Hercegowinie. Pan generał nigdy oficerem WSI nie był, aczkolwiek pracował w ataszatach w Egipcie, Turcji, dowodził też polską dywizją w Iraku - podkreślił Zemke.
Inny podobny przypadek, to według polityka, nazwisko obecnego polskiego attache wojskowego w Moskwie Andrzeja Lewandowskiego, który także - jak podkreśla Zemke - nigdy nie był oficerem WSI.
Trzecia sprawa "nieprawdy w raporcie" dotyczy zidentyfikowanych współpracowników i oficerów będących na etatach niejawnych. Informacje podane o niektórych osobach, które rzekomo łamały prawo i działały poza kwestiami ważnymi dla obronności państwa, są albo kuse, albo w ogóle nie wiadomo o co chodzi - ocenił polityk SLD.
Podał przykład wymienionego w raporcie historyka, prof. Andrzeja Grotha, wykładowcy Uniwersytetu Gdańskiego, w przypadku którego autorzy dokumentu nie podali w jaki sposób złamał prawo i dlaczego go tam umieścili.
Zemke przywołał też nazwisko byłego wiceprezesa ZUS Adama Kapicy, który nadzorował kontrakt z firmą Prokom Software na informatyzację ZUS. On od tego był jako wiceprezes, co to za zarzut, to jest śmieszna sprawa! - ocenił poseł SLD. Jak dodał, nie wiadomo także o co chodziło autorom raportu, którzy podali nazwisko dziennikarza Jarosława Kociszewskiego, który jako korespondent Polskiego Radia w Tel Awiwie "rozpracowywał podmioty gospodarcze". Pan Jarosław Kociszewski należy do nielicznych osób, które znają język hebrajski i pisał analizy o izraelskich firmach zbrojeniowych. One miały charakter jawny - podkreślił szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Oburzenie Zemkego wzbudziło też umieszczenie w dokumencie na liście oficerów WSI, uplasowanych poza wojskiem, a skierowanych do działań wykraczających poza sprawy obronności państwa, nazwiska Mariusza Marczewskiego, byłego wiceszefa WSI i sekretarza sejmowej komisji ds. specsłużb.
Gdyby było prawdą, że pan Mariusz Marczewski jako oficer WSI był sekretarzem komisji ds. służb specjalnych, byłaby to granda najwyższego rzędu - ocenił. Jak podkreślił, człowiek ten nigdy nie był ani oficerem WSI, ani nawet żołnierzem.
"Polskim władzom grożą procesy sądowe"
Zemke zaapelował do prezydenta Lecha Kaczyńskiego o wyjaśnienie "w trybie pilnym" przypadków podania nieprawdy w raporcie oraz przeproszenie osób, których nazwiska niesłusznie znalazły się w tym dokumencie.
Jeżeli się to nie stanie, to możemy mieć do czynienia z czymś, czego byśmy nie chcieli (...). To się może skończyć tak, że najwyższe władze naszego państwa, jeżeli się nie sprostuje oczywistych kłamstw, będą uwikłane miesiącami w różne procesy sądowe - ocenił szef komisji ds. specsłużb.
Szef klubu Sojuszu, zarazem b. szef MON w rządach Leszka Millera i Marka Belki, Jerzy Szmajdziński ocenił, że raport został ujawniony z naruszeniem przepisów ustawy, na mocy której powstał. Jego zdaniem, prezydent - jeśli po konsultacji z marszałkami Sejmu i Senatu miał uwagi co do jego treści - powinien był odesłać go do Macierewicza, a nie podpisywać.
Gdyby prezydentem był kto inny, na przykład poprzednik Lecha Kaczyńskiego, ci panowie: Macierewicz, Wassermann (Zbigniew Wasserman - koordynator ds. służb specjalnych - PAP) mówiliby, że doszło do obrzydliwej manipulacji (...), że wykreślono znajomych, kolesiów, naruszono prawo- podkreślił Szmajdziński.
Jego zdaniem, sprawą poprawek do raportu powinna zająć się sejmowa komisja śledcza. Przypomniał, że Sojusz złożył już w październiku projekt ustawy, na mocy której miałaby zostać powołana komisja śledcza do zbadania procesu tworzenia kontrwywiadu i wywiadu wojskowego oraz oceny rzetelności sprawozdania komisji likwidacyjnej.
Szmajdziński zapowiedział, że Sojusz dokona autopoprawki do projektu, która umożliwi zbadanie sprawy raportu. SLD chce, by Sejm rozpatrzył projekt na najbliższym posiedzeniu. "Ta komisja wydaje się być jedynym możliwym forum do określenia z jakiego rodzaju nieprawidłowościami, żeby nie mówić naruszeniami prawa, mieliśmy do czynienia w procesie niszczenia specjalnych służb wojskowych" - uważa Szmajdziński.