Zdjęcie Ewy Kopacz ze Smoleńska. "Niewykluczone, że to akcja rosyjskich służb"
Zdjęcie byłej premier i minister zdrowia Ewy Kopacz pozującej z Rosjanami pracującymi przy sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej wywołało prawdziwą burzę. Zdaniem byłego szefa GROM i b. wiceszefa BBN gen. Romana Polko, za jego ujawnieniem mogą stać rosyjskie służby. - Żeby skłócić polskie społeczeństwo i odwrócić uwagę od swoich działań - mówi WP Roman Polko.
19.04.2021 13:35
Przypomnijmy, w niedzielę wieczorem TVP zaprezentowała film Ewy Stankiewicz "Stan zagrożenia" dotyczący katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. Telewizja przekazała, że "na specjalne życzenie widzów" pokaże materiał jeszcze raz, w poniedziałek.
Największe kontrowersje wywołały zdjęcia ówczesnej minister zdrowia, a późniejszej premier Ewy Kopacz. W swoim filmie Stankiewicz prezentuje fotografie, które – jej zdaniem – zostały wykonane podczas prac w rosyjskim prosektorium po katastrofie. Kopacz pozuje na nich z Rosjanami pracującymi przy sekcjach zwłok.
Film powiela zamachowe teorie, które reżyserka głosi od lat. W opinii gen. Romana Polko, który podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego pełnił funkcję wiceszefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, zdjęcie nie wywołuje tyle kontrowersji, co sama ówczesna postawa Ewy Kopacz.
- Pani minister skompromitowała się bardziej, kiedy po smoleńskiej katastrofie publicznie oświadczyła, że ziemia była przekopana na głębokość jednego metra. Zapewniała nas, że ziemia była dokładnie sprawdzana, przesiewana przez sita. Kłamała... Bezczelnie kłamała… Wprowadziła wówczas opinię publiczną w błąd. Z tego powodu uważam, że nie zasługuje na jakikolwiek szacunek. W tak ważnej, wrażliwej sprawie nie można kłamać - mówi Wirtualnej Polsce gen. Roman Polko.
Zdaniem doświadczonego funkcjonariusza polskich służb po 10 kwietnia polskiemu rządowi zabrakło odwagi. - Niewiele osób było stać, by jechać do Moskwy i pomagać przy sekcji zwłok. Pani Ewa Kopacz może i miała dobre chęci, ale najwyraźniej została przytłoczona tamtymi wydarzeniami. Może i chciała, żeby wówczas było wszystko dobrze, ale podkreślmy – nie było dobrze - ocenia nasz rozmówca.
- Jeśli chodzi natomiast o zdjęcie, które pokazano w filmie dokumentalnym Ewy Stankiewicz, to każdego można złapać na jakimś grymasie twarzy czy dziwnej minie. Granie na negatywnych emocjach w kwestii katastrofy smoleńskiej jest nieuczciwe - uważa Polko.
W jego ocenie opinii publicznej bardziej powinno zależeć na wyjaśnieniu tragicznego zdarzenia.
- Powinno się przedstawiać fakty, powinni to badać prawdziwi eksperci. A nie specjaliści od pękających parówek… Nie powinno się szukać międzynarodowych instytucji tylko po to, by potwierdziły z góry narzuconą tezę. Niestety, ale nie mieliśmy znaczących i uznanych ekspertów, którzy badali przyczyny lotniczej katastrofy. Brakuje słów, żeby nazwać to, co powstało i nazywa się rzekomym reportem podkomisji smoleńskiej. I to za wiele milionów złotych, z pieniędzy podatnika. Ogląda się i czyta takie doniesienia z bólem, komuś zabrakło szacunku dla rodzin osób, które zginęły. Nie po to się bada i wyjaśnia lotniczą katastrofę, by osiągać jakiekolwiek polityczne cele, tylko żeby choć wyciągnąć wnioski odnośnie do systemu funkcjonowania państwa - ocenia były szef GROM.
"Tak działają rosyjscy trolle"
Według naszego rozmówcy niewykluczone, że za ujawnieniem zdjęcia zrobionego po katastrofie smoleńskiej mogą stać rosyjskie służby.
- Tak działają rosyjscy trolle. Wrzucają w obieg elementy postprawdy po to, żeby tymi elementami rozgrywać poszczególne państwa. Rozpowszechnia się rzeczy z przeszłości, by odwrócić uwagę od bieżących spraw u siebie. Pamiętajmy, że mamy napiętą sytuację na Ukrainie. Jest tam prowadzona rosyjska ofensywa, już nie tylko z lądu, ale i z morza. Na Krymie mamy rosyjskie wojska. Wygląda to na realizację projektu Nowej Rosji. Ukraina upada, a Zachód przez swoją bierność wpycha ją w ramiona Władimira Putina. Dodatkowo mieliśmy informację o rosyjskich szpiegach w Czechach i dramatyczną sytuację w łagrze opozycjonisty Aleksandra Nawalnego - mówi WP Roman Polko.
- O tym, że Rosjanie prowadzą wojnę informacyjną poprzez dezinformację i rozgrywają wewnętrzne spory, to wiemy wszyscy. To oczywistość. A my się zachowujemy, jakby się to działo nie u nas, tylko w Wielkiej Brytanii czy w USA. Tak jakby nasze służby nad wszystkim panowały. A nie panują - puentuje były szef GROM.