Zbliża się koniec kryzysu migracyjnego? Liczby najmniejsze od lat. Ale są też nowe szlaki
W 2017 roku przez Morze Śródziemne do Europy przedostała się najmniejsza liczba migrantów od lat. Ale znajdują nowe szlaki. Tym razem przez Morze Czarne do Rumunii.
24.11.2017 | aktual.: 24.11.2017 14:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeszcze kilka lat temu, liczba 150 tysięcy migrantów przeprawiających się przez morze do Europy byłaby uznana za szokująco wysoką. Ale w czasach kryzysu migracyjnego, takie statystyki dają nadzieję, że jest to początek końca wielkiej migracyjnej fali. Według opublikowanego przez ONZ raportu raportu, w ciągu pierwszych 9 miesięcy liczba przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu wyniosła 148 tysięcy. To prawie dwa razy mniej niż rok temu i prawie pięć razy mniej niż w szczytowym okresie kryzysu w 2015 roku. A wiele wskazuje na to, że tempo jeszcze spadnie.
Według danych UNHCR, oenzetowskiej agencji ds. uchodźców, przez najpopularniejszy obecnie szlak migracyjny - z Libii do Włoch, w trzecim kwartale przedostało się 20 tys. migrantów, co jest liczbą najmniejszą od czterech lat. To przede wszystkim efekt działań włoskiego rządu, który aby ograniczyć liczbę przybywających ludzi, porozumiał się z częścią władzami Libii. W ramach porozumienia włoska marynarka może patrolować libijskie wody terytorialne i zawracać łodzie z migrantami z powrotem do brzegu. Skuteczna okazała się też strategia Unii Europejskiej, która zawarła szereg porozumień z innymi państwami Afryki migracyjnego szlaku. Nie jest to najczystsza metoda; generalnie rzecz biorąc polega ona na wysyłaniu pomocy finansowej i materialnej w zamian za przerywanie przemytniczych szlaków. Czasem, jak w przypadku Libii, odbiorcami tych pieniędzy są po prostu grupy zbrojne powiązane z przemytniczą mafią, którym płaci się za ograniczenie procederu.
Jak pokazują statystyki, ten sposób okazał się dość skuteczny - ale tylko częściowo. Stara zasada przemytników ludzi brzmi: jeśli zamykają jeden szlak, to przerzuć się na inny. I rzeczywiście, w czasie kiedy liczby przeprawiających się przez środkową część Morza Śródziemnego maleje, rośnie - choć w mniejszym tempie - liczba migrantów przeprawiających się przez inne odcinki. W tym roku doszło do "odrodzenia" szlaku zachodniego, między Marokiem i Hiszpanią. Szmuglerzy i migranci wykazują się tam dużą kreatywnością - morską trasę pokonują za pomocą nart wodnych, desek do windsurfingu, dmuchanych pontonów i drewnianych łódek.
Szmuglerzy znów częściej wybierają też przeprawę z Turcji do Grecji. Kierunek ten był przedtem mniej używany, ze względu na zamknięcie "szlaku bałkańskiego" przez UE i współpracujące z nią kraje. W odróżnieniu od pozostałych szlaków, gdzie wśród migrantów dominują mężczyźni z północnej i zachodniej Afryki, tą drogą do Europy przedostają się w zdecydowanej większości kobiety i dzieci z krajów objętych wojną - z Syrii, Iraku i Afganistanu.
Ale przemytnicy wciąż szukają nowych tras. W ostatnich miesiącach łodzie z setkami migrantów zaczęły pojawiać się u wybrzeży Rumunii. Łącznie dotarło tam 476 osób. Prawie tysiąc innych próbowało to zrobić, lecz zostało zatrzymanych jeszcze na tureckich wodach terytorialnych.
- Szlaki migracji zmieniają się cały czas, czasem niemal błyskawicznie - powiedział WP Rafał Kostrzyński, rzecznik biura Wysokiego Przedstawiciela Narodów Zjednoczonych. - Przemytnicy ludzi cały czas monitorują sytuację i reagują na zmieniające się warunki - dodał.
Jeśli Rumunia jako miejsce docelowe się nie sprawdzi, nowym kierunkiem może być Ukraina i Polska. Na taki scenariusz i aktywację "ukraińskiego korytarza" od miesięcy przygotowują się eksperci i polskie władze.
To pokazuje, że o ile europejskie wysiłki - czasem desperackie i dwuznaczne etycznie - odnoszą skutki, to pokonać kreatywność szmuglerów będzie ciężko. Ten rok może być początkiem końca migracyjnej fali, ale do ostatecznego sukcesu jest jeszcze daleko.