Ta decyzja może zatrzymać migrację przez Morze Środziemne
Libia zwróciła się do Włoch o pomoc włoskiej marynarki w zwalczaniu działalności przemytników ludzi. Może to być punkt zwrotny, który doprowadzi do zamknięcia śródziemnomorskiego szlaku migracyjnego. Ale są też istotne problemy.
27.07.2017 | aktual.: 28.07.2017 10:21
Prośbę o wsparcie włoskich okrętów wysłał w liście do premiera Paolo Gentiloniego Fajez as-Sarradż, przywódca uznawanego przez ONZ rządu w Trypolisie. Decyzja Farradża to potencjalny przełom, bo dotychczas to Włochy - coraz bardziej zdesperowane, by zatrzymać falę migracji - zabiegały o zgodę libijskich władz na operacje wewnątrz libijskich wód terytorialnych.
W środę Gentiloni nie krył zadowolenia.
- Jeśli odpowiemy pozytywnie, to może być bardzo ważny punkt zwrotny w przeciwdziałaniu przemytowi ludzi - powiedział po spotkaniu z premierem rządu w Trypolisie - jednej z dwóch głównych frakcji walczących o prymat nad Libią.
Gamechanger
Z tym zdaniem zgadzają się niektórzy eksperci. Patrick Kingsley, dziennikarz "New York Times" i badacz migracji uznał to za "gamechanger". Dlaczego?
Głównie dlatego, że pozwoli Włochom i libijskiej straży przybrzeżnej na wyłapywanie łodzi z migrantami jeszcze przed wypłynięciem na wody międzynarodowe. To z kolei będzie oznaczać, że będą one odholowywane z powrotem do Libii, co pomoże ukrócić proceder przemytników.
- To faktycznie może zrobić różnicę. Jeśli szmuglerzy stracą dostęp do morza, będzie to dla nich bardzo trudne. To podejście zadziałało w przypadku Albanii w latach 90-tych - mówi WP Mattia Toaldo, ekspert European Centre for Foreign Relations w Londynie.
Ale są też i problemy. Przede wszystkim ten związany z panującą w Libii wojną domową. Libijska straż przybrzeżna nie znajduje się bowiem pod jednolitą kontrolą i tak jak inne siły w tym kraju jest podzielona między walczące ze sobą frakcje.
- To największy praktyczny problem: z kim Włochy tak naprawdę mają współpracować? - zaznacza Toaldo.
Rzym coraz bardziej zdesperowany
Do tego dochodzą kwestie humanitarne, bo pogrążona w chaosie i konflikcie Libia nie jest bezpiecznym miejscem. Te względy odgrywają jednak coraz mniejszą rolę. Włochy od dawna szukają sposobu, by podjąć bardziej zdecydowane działania na Morzu Środziemnym. Odkąd turecko-bałkański szlak migracyjny został przymknięty w zeszłym roku, morze stało się znów głównym kanałem, przez który szmuglerzy transportują migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy. W tym roku w ten sposób do Włoch trafiło ponad 100 tysięcy osób, z czego 20 tysięcy w ciagu jednego tygodnia pod koniec czerwca. Ponad 2 tysiące zginęło przeprawiając się przez morze.
Ta fala zmieniła podejście centrolewicowego rządu w Rzymie, który domaga się - bezskutecznie - od Unii Europejskiej większej pomocy i solidarności. Jednym z pomysłów ograniczenia napływu imigrantów było niewpuszczanie do włoskich portów statków pod inną banderą. Chodzi o statki operowane przez międzynarodowe organizacje pozarządowe, które prowadzą swoje misje ratownicze na Morzu Śródziemnym. Ten pomysł spotkał się z chłodnym przyjęciem w innych stolicach. Unia zaczęła co prawda szkolić libijską straż przybrzeżną, ale nie przyniosło to rezultatów.
W środę Gentiloni przekonywał, że w swoich działaniach Rzym ma poparcie niemieckiej kanclerz Angeli Merkel.
Macron stawia na "hotspoty"
Libijsko-włoska inicjatywa nie jest jednak jedynym nowym pomysłem na powstrzymanie migracyjnej fali. W czwartek swój plan ogłosił francuski prezydent Emmanuel Macron, który dwa dni po wynegocjowaniu zawieszenia broni w wojnie w Libii oznajmił, że Francja zamierza zbudować w Libii tzw. hotspoty, czyli miejsca, gdzie migranci będą poddawani wstępnej kontroli stwierdzającej, czy są oni uprawnieni do ubiegania się o status uchodźcy.
- Pomysł polega na tym, by powstrzymać ludzi podejmujących szalone ryzyko mimo że nie przysługuje im prawo do azylu - tłumaczył Macron.
Eksperci zgadzają się, że te pomysły mogą zadziałać - ale nie wiadomo na jak długo. Podobnie jak w przypadku zamknięcia szlaku migracyjnego przez Turcję, rezultatem może być po prostu zmiana trasy przemytu migrantów.
- To absolutnie możliwe, bo przemytnicy na pewno się nie poddadzą - podsumowuje.