Zaszczuci, bo weszli na cudzy teren
Prokurator okręgowy w Białymstoku Sławomir Luks groził Markowi Karpowi – wynika z zeznań żony byłego dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. To że Karp bał się gróźb prokuratora, potwierdza także jego przyjaciel, biznesmen Mirosław Ciełuszecki.
18.09.2007 | aktual.: 18.09.2007 12:39
Karp i Ciełuszecki byli oskarżeni w kuriozalnej sprawie, która od 2003 r. toczyła się przed podlaskim sądem. Pierwszy z nich zmarł w 2004 r. w niejasnych okolicznościach, drugi, pomimo że zarzuty były absurdalne, został skazany na 4,5 roku więzienia.
Cela obok Ciełuszeckiego jest wolna
Dwaj przyjaciele – Marek Karp i Mirosław Ciełuszecki. Pierwszy był cenionym na świecie znawcą problematyki wschodniej, szczególnie Białorusi i Litwy. Określano go mianem „ostatniego obywatela Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Doradzał dwóm prezydentom, kolejnym rządom. Był ekspertem Komisji Europejskiej, jeździł na wykłady do Stanów Zjednoczonych. Drugi to biznesmen, jeden z najbogatszych mieszkańców Podlasia. Obaj zostali w 2002 r. oskarżeni w kuriozalnym procesie przed sądem w Bielsku Podlaskim. Ciełuszecki spędził 5 miesięcy w areszcie. Jak twierdzą nasi informatorzy, za oskarżeniem Karpa i Ciełuszeckiego stał ówczesny prokurator okręgowy w Białymstoku Sławomir Luks.
Marek Karp zmarł we wrześniu 2004 r. miesiąc po groźnym wypadku, którego okoliczności do dziś nie są wyjaśnione. Jak wynika z zeznań żony Marka Karpa, Anny, jej mąż żalił się, że podczas jednego z przesłuchań prokurator mu groził. Cela obok Ciełuszeckiego jest wolna – miał powiedzieć Luks. Wersję tę potwierdza Ciełuszecki: Marek wielokrotnie mówił, że zachowanie Luksa podczas przesłuchania przypominało próbę zastraszenia rodem z lat 80.
Anna Karp nie zgodziła się na rozmowę z nami, twierdząc, że sprawa jest dla niej wciąż zbyt bolesna i świeża.
Osaczyć Karpa i Ciełuszeckiego
Ciełuszecki biznesu uczył się w Stanach Zjednoczonych, skąd przyjechał w 1991 r. W pierwszych latach handlował zbożem. W roku 1997 stworzył spółkę Farm Agro Planta (FAP), która zajmowała się sprowadzaniem z Białorusi do Polski chlorku potasu (soli potasowej), substancji niezbędnej do produkcji nawozów sztucznych. Marek Karp doradzał Ciełuszewskiemu. Jego wiedza i świetne rozeznanie w tematyce wschodniej były dla mnie bezcenne – wspomina Ciełuszecki. Działalność FAP miała strategiczne znaczenie dla państwa – złoża chlorku potasu występują jedynie w Niemczech i na Białorusi. Są surowcem rzadziej występującym niż złoto. Sprawa miała znaczenie także polityczne – dzięki temu, że Polacy kupowali „białoruskie złoto”, pojawiała się nadzieja na odciągnięcie wschodniego sąsiada spod wpływu Rosji. Dlatego też przedsięwzięciem interesował się ówczesny minister gospodarki Janusz Steinhoff i premier Jerzy Buzek.
Sytuacja diametralnie zmieniła się w 2001 r., kiedy do władzy doszło SLD. W przypadku Karpa problemem była jego niezależność jako dyrektora ośrodka. Urzędnik MSZ miał powiedzieć: zrezygnuj z ośrodka, bo będziesz miał kłopoty. Karp odmówił. Czuł się osaczony. Minister gospodarki Jerzy Hausner powiedział mu, że są naciski, by go odwołać z funkcji dyrektora ośrodka. Zaproponował rozwiązanie – Karp zrezygnuje z funkcji, jednak sam wybierze następcę i zachowa funkcję doradcy. Karp się zgodził. Jednak nie osłabiło to ataków na niego. – Oskarżenie Ciełuszeckiego było także świetnym pretekstem do zniszczenia Marka – mówi nasz informator. Karp doradzał Ciełuszeckiemu, obaj naruszali interesy lewicy, Karp w ośrodku, na który chrapkę miało MSZ, z kolei Mirek w obszarze ważnych interesów biznesowych postkomunistów. Podobnie jak w przypadku Romana Kluski potwierdza się, że nikt spoza układu nie może robić w Polsce interesów – dodaje.
W kajdankach nad ranem
25 kwietnia 2002 r. w domu Ciełuszeckiego pojawia się UOP._ Było to dla mnie ogromne zaskoczenie_ – wspomina Ciełuszecki. O szóstej rano zjawili się u mnie funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa. Dokonali rewizji, przejrzeli dokumenty. W domu nie było żony, tylko ja z kilkuletnim dzieckiem. Mało brakowało, a musiałoby ono zostać bez opieki, na szczęście zanim mnie wyprowadzono, zdążyła przyjść moja mama. Ciełuszecki został aresztowany i przewieziony do Białegostoku. Tam dowiedział się, że jest zatrzymany pod zarzutem oszustwa. W wypowiedzi dla „Kuriera Porannego”, regionalnej gazety na Podlasiu, ówczesny prokurator okręgowy w Białymstoku Sławomir Luks mówił: „Mirosław C. miał wprowadzić w błąd firmę co do wartości sprzedanych jej nieruchomości. Spółce, w której był prezesem, sprzedał działki leżące pod Hajnówką za 7,6 mln złotych, podczas gdy w rzeczywistości były one warte 78,5 tys. zł. Tym samym nie tylko popełnił przestępstwo, ale jeszcze swoim działaniem wyrządził szkodę majątkową w wielkich
rozmiarach” („Kurier Poranny” 26.04.2002 r.). Sąd zdecydował o zastosowaniu wobec Ciełuszeckiego trzymiesięcznego aresztu tymczasowego. Biznesmen trafił do celi, w której zamiast 9 osób przebywało 16.
Nie miałem bielizny osobistej, żadnych rzeczy na zmianę, mogłem jedynie używać szczoteczki do zębów – mówi Ciełuszecki. Przez pierwsze dwa miesiące nie został ani razu przesłuchany. Sąd przedłużył mu areszt tymczasowy o następne trzy miesiące. Biznesmen siedział z pospolitymi przestępcami, lecz nie załamał się. Postanowił uczyć ich angielskiego, jedną godzinę dziennie. Jednak cierpliwości współwięźniów starczyło zaledwie na 15 minut. Zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszyły się krzyżówki, które również rozpropagował Ciełuszecki. Podczas rozwiązywania jednej z nich dwóch więźniów pokłóciło się o hasło „wyrób piekarza”. Jeden z przestępców twierdził, że chleb, drugi przekonywał, że w rubryce jest za dużo kratek. Obaj zwrócili się o pomoc „prezesa”, jak nazywali w celi Ciełuszeckiego. W ten sposób Mirek zresocjalizował areszt – ironicznie komentuje znajomy biznesmena.
Po pięciu miesiącach okazało się, że Ciełuszecki może wyjść za kaucją, która została ustalona na milion złotych. Ostatecznie obniżono ją o połowę. Pomoc zaoferował współwłaściciel Banku Wschodniego Krzysztof Giszczak, który wpłacił część kaucji, w wysokości 100 tys. zł. Okazało się, że nie bezinteresownie – Giszczak był partnerem Marka Barańskiego, importera paliw ze Wschodu. Był zainteresowany posiadanym przez firmę Ciełuszeckiego terminalem przeładunkowym. Ciełuszecki wyszedł z aresztu jesienią 2002 r. Wiosną 2003 r. odwiedził go Giszczak i złożył ofertę. Powiedział: sprzedaj nam firmę, dzięki zarobionym pieniądzom spłacisz swoje długi – wspomina Ciełuszecki. Niestety, nie miałem wyjścia.
Firma została sprzedana za kwotę czterokrotnie niższą, niż była warta przed aresztowaniem biznesmena.
Absurdalne zarzuty, Karp pośrednio skazany
Karpowi i Ciełuszeckiemu postawiono zarzuty. Wina dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich polegać miała na tym, że... miał udawać, że doradza w FAP i brać pieniądze za nic. Zarzut był absurdalny, gdyż to Karp namówił Ciełuszeckiego do projektu, rozmawiał z członkami rządu o FAP, był żywo zainteresowany przedsięwzięciem. Wersję Karpa potwierdziły oświadczenia i zeznania Jerzego Buzka, Janusza Steinhoffa, ale także komunistycznego ambasadora na wschodzie Stanisława Cioska. Po śmierci Karpa proces toczył się dalej. Zarzutem wobec Ciełuszeckiego było rzekome działanie na szkodę firmy w celu uzyskania korzyści majątkowej. Dowodem miał być fakt, że Ciełuszecki zarobił na sprzedaży ziemi ponad siedem milionów złotych. Jednak jak wynika z dokumentów bankowych, biznesmen nie wziął tych pieniędzy dla siebie, lecz sześć milionów złotych przeznaczył na podniesienie kapitału spółki, natomiast ponad dwa miliony na spłatę zobowiązań firmy wobec spółki Belurs Handel GMBH (białoruska firma, od której firma Ciełuszeckiego
kupowała sól potasową). Stąd też zarzut korzyści majątkowej był bezzasadny. Wszystko odbyło się w zgodzie ze statutem spółki i umową wspólników. W dodatku transakcję przeprowadzała w imieniu firmy rada nadzorcza, nie zarząd, w związku z czym to nie Ciełuszecki podejmował w tej sprawie decyzję. W wyniku transakcji spółka uzyskała działki potrzebne na rozbudowę inwestycji, jej majątek wzrósł o prawie osiem milionów złotych, a o ponad dwa miliony zmalały zobowiązania – mówi Ciełuszecki. Trudno to chyba nazwać działaniem na szkodę firmy.
Mimo niezbitych dowodów swojej niewinności Ciełuszecki został skazany na 4,5 roku więzienia. Pośrednio jest to też wyrok na Marka– mówi. Luks – pojawia się i znika
Udało nam się skontaktować z prokuratorem Sławomirem Luksem, który dziś jest szefem Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. Stwierdził on, że „Gazeta Polska” pisze kłamstwa na jego temat. Piszecie nieprawdę, sprostowań nie wysyłam tylko dlatego, że nie lubię awantur – mówi Luks. Jeśli macie jakieś pytania, proszę skierować je do rzecznika prasowego Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku.
W prokuraturze poinformowano nas jednak, że Luks już tam nie pracuje. Wieczorem tego samego dnia informacji tej zaprzeczył Piotr Matczuk z Ministerstwa Sprawiedliwości. Na dzień dzisiejszy prokurator Luks pozostaje szefem prokuratury apelacyjnej – powiedział „GP”. Skierowaliśmy pytania e-mailem, jednak do chwili zamknięcia numeru nie uzyskaliśmy na nie odpowiedzi.
Podobnie jak w przypadku ustalenia funkcji sprawowanej obecnie przez Luksa wiele niejasności pojawia się też przy określeniu jego rzeczywistego związku ze sprawą Karpa i Ciełuszeckiego. Oficjalnie był on niewielki – prokuraturę reprezentował Andrzej Bura, w sądzie orzekał Hubert Półkośnik, który na początku procesu był jeszcze asesorem. Jednak asesor nie jest sędzią, lecz urzędnikiem Ministerstwa Sprawiedliwości, mianowanym na określony czas, w związku z czym doświadczony prokurator może mieć na niego wpływ. Sędziami powinni zostawać prawnicy z długoletnim doświadczeniem. Dawanie tak młodym ludziom spraw karnych jest niepoważne – mówi Ciełuszecki. Podobne opinie wyraża wiele autorytetów prawniczych. „Asesor nie może uczyć się orzekania na błędach i czasami na ludzkiej krzywdzie” – mówił o tym prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka („Gazeta Prawna” 20–22.07.2007 r.).
Nasi informatorzy uważają, że było to celowe postępowanie Luksa: – W ten sposób, jako prokurator okręgowy, mógł nadzorować młodszych kolegów, i to nie tylko prokuratora, lecz także młodego sędziego. Jednocześnie nie ponosiłby też odpowiedzialności za ewentualne uchybienia. A tych było bardzo wiele. Sąd dał na przykład wiarę zeznaniom biegłego, który nie wiedział, że linie wysokiego napięcia mogą przebiegać pod ziemią, a słowo elixir (rodzaj przelewu bankowego) kojarzyło mu się z płynem. Mimo to nie zgodzono się na powołanie nowych biegłych. Luks w wypowiedziach dla lokalnych mediów twierdził, że nie nadzorował śledztwa. W takim wypadku należy zadać sobie parę pytań: dlaczego, skoro nie prowadził sprawy, przesłuchiwał Marka Karpa oraz czy i dlaczego mu groził. Niestety prokurator nie chciał na te pytania udzielić odpowiedzi.
Mirosław Ciełuszecki złożył apelację. Rozprawa, która miała odbyć się w lipcu, została odroczona, następną zaplanowano na październik. Biznesmen ma nadzieję, że tym razem uda mu się udowodnić swoją niewinność. Kiedyś był jednym z najbogatszych ludzi na Podlasiu, dziś wszystko musi zaczynać od nowa. I tak miałem sporo szczęścia. Straciłem majątek i reputację, ale żyję, mam rodzinę. Jestem przekonany, że Marek nagonkę na siebie przypłacił życiem– mówi „GP” Ciełuszecki.
Pytany przez nas rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Janusz Kordulski stwierdził, że nieprawdą jest, by prokurator apelacyjny Sławomir Luks kiedykolwiek, nawet w okresie pracy w Prokuraturze Okręgowej, przesłuchiwał w jakimkolwiek charakterze Marka Karpa, więc relacje bliżej nieokreślonych świadków nie wymagają komentarza, bo są nieprawdziwe. Z kolei w sprawie Mirosława Ciełuszeckiego jedynym komentarzem jest zdaniem rzecznika treść wyroku Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim z 3 października 2006 r., sygn. II K 15/03, skazującego oskarżonego na karę łączną 4,5 roku pozbawienia wolności.
Dokumenty sądowe w sprawie Mirosława Ciełuszeckiego znajdują się na stronie internetowej „GP”.
Przemysław Harczuk