Zaszczepiłam się w majówkę. Dzisiaj ostatnia szansa, by zrobić to bez rejestracji!
Jak wiele decyzji w moim życiu, także i ta była dość spontaniczna. W sobotę cały dzień pisaliśmy w Wirtualnej Polsce o akcji "Zaszczep się w majówkę". Wieczorem także i ja zdecydowałam, że w niedzielę pojadę do punktu szczepień.
Akcja jest prowadzona w kilkunastu miastach, a szczepienia są wykonywane preparatem jednodawkowym. Nic dziwnego, że chętnych jest wielu. Na Plac Bankowy w Warszawie dotarłam o 9:30. Pół godziny przed otwarciem mobilnego punktu szczepień. Nie zdziwiła mnie olbrzymia kolejka na samym placu, ale kiedy próbowałam znaleźć jej koniec, nie było mi do śmiechu.
Kolejka zakręcała w Elektoralną, a potem w Orlą. Na Orlej zakręcała wokół parkingu i wracała… w to samo miejsce. Stanęłam w ogonku, będąc dobrej myśli. Pierwsze krople deszczu przypomniały mi jednak, że wczoraj pisaliśmy też o załamaniu pogody w niedzielę. Wszystko się sprawdziło.
Nie jest źle, tylko leje i trochę nudno
Po godzinie stania w kolejce do upragnionego szczepienia podziękowałam swojemu rozsądkowi, że założyłam narciarskie skarpety, polar i puchową kurtkę. Było naprawdę zimno i mokro. Tradycyjna polska majówka, można by rzec. Naprawdę nie wiem, jak bardzo musieli marznąć ci, którzy mieli gołe łydki i dziurawe jeansy. Może to kolejny stopień twardzielstwa?
Po dwóch godzinach byłam zadowolona, że stoję już kilkanaście metrów dalej – zawsze warto być już za kolejnym zakrętem. Po trzech godzinach uznałam, że moje stawy prawdopodobnie już się nie zginają z powodu zimna i stania w miejscu, więc zaczęłam kręcić kółka stopą oraz przebierać nogami. Byłam tak zmarznięta, że było mi wszystko jedno, jak to wygląda.
Tu jest pięćset
Wzdłuż kolejki przechodził żołnierz, który liczył kolejkowiczów. Zatrzymał się i wskazując na mnie palcem, powiedział – "tu jest pięćset". Ucieszyłam się, że akurat na mnie taka okrągła liczba trafiła, ale zaraz potem zrozumiałam, co to oznacza. Przede mną stało 499 osób, które nie dostały jeszcze szczepionki.
Po czterech godzinach stwierdziłam, że naprawdę niegłupio zrobili ci, którzy mieli ze sobą składane krzesełka i książkę. Przy okazji pozdrawiam pana, który czytał Jo Nesbo. Pozdrawiam też innego pana, który stał przede mną i wyszedł na chwilę z kolejki po kawę do kawiarenki. Zszokował mnie pytaniem – "może dla pani też przynieść?". Uznałam, że moja reakcja na ten serdeczny gest obcej osoby jest dowodem odzwyczajenia od ludzi przez wszystkie lockdowny i homeofficy. Wygląda więc na to, że szczepionkowa odsiecz przybywa prawdopodobnie w ostatniej chwili.
Zobacz też: Szczepienia bez zapisów. Gigantyczna kolejka w Warszawie
Zimno, ale już coraz bliżej
Po pięciu godzinach stania w kolejce w deszczu i na zimnie przyszedł czas na atrakcje. Panie organizatorki zaczęły roznosić ankiety do wypełnienia przed szczepieniem. Uznałam to za znak, że na pewno nie zabraknie dla mnie szczepionki. Inne panie rozdawały gorącą herbatę. Przyznam, że przydała się bardzo nie tylko do picia, ale też do ogrzewania rąk.
Kiedy moja część kolejki zakręciła już na Plac Bankowy, z radością zobaczyłam, że tuż obok ustawione są dwa autobusy miejskie z napisem POCZEKALNIA i POCZEKALNIA 2. Najbardziej zmarznięte i zmęczone oczekiwaniem osoby mogły wejść, usiąść i ogrzać się w środku.
Po sześciu godzinach czekania na szczepienie byłam już naprawdę blisko celu. Nadzieję na szybkie przyjęcie na szczepienie potęgowały barierki przed urzędem i większa liczba żołnierzy. Rzeczywiście – zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy zobaczyłam pawilon ustawiony na dziedzińcu oraz dwa pomarańczowe namioty. Porządku pilnowali żołnierze WOT. W pierwszym pomarańczowym namiocie wykonywano pomiar temperatury kwalifikujący do szczepienia. Trzeba było wpisać jej wysokość do ankiety i przejść do białego pawilonu podpisanego "Punkt Szczepień przeciwko COVID-19".
Tam po przekazaniu ankiety i dowodu osobistego wystarczyło już tylko wystawić ramię do kłucia. Samo szczepienie trwało kilka sekund i nie bolało. Prawdę powiedziawszy, poczułam prawdziwą ulgę.
Na sam koniec czekała mnie jeszcze wizyta w drugim pomarańczowym namiocie. W środku rozstawionych było kilkanaście krzeseł. Był to "Punkt obserwacji po szczepieniu". "Obserwacji" to zbyt wiele powiedziane, bo dwójka funkcjonariuszy przede wszystkim pilnowała, żeby nikt nie opuścił namiotu przed upływem 15 minut. No ale to już ostatni wysiłek podczas tej wyprawy. Po opuszczeniu namiotu akcję – "Zaszczep się w majówkę" uznałam za udaną, bo szczęśliwie zakończoną. Pomimo 6 godzin w deszczu i na chłodzie, mogę z nadzieją planować wakacje. Pierwsze od półtora roku – wolne od strachu przed ciężkim zachorowaniem na COVID-19.
W poniedziałek ostatnia szansa na to, by stanąć w kolejce po szczepienie bez wcześniejszego umawiania się. Zachęcam, jeśli ktoś chce i może swoje w kolejce odstać. Jeśli nie, koniecznie umówcie się na termin do najbliższego punktu szczepień już po majówce. Więcej informacji o szczepieniach przeciwko COVID-19 na stronie naszej akcji "Szczep się, nie panikuj".