Żart rosyjskich youtuberów. Nikt nie poniósł odpowiedzialności w Pałacu

Okazuje się, że głośna wpadka z udziałem prezydenta Polski Andrzeja Dudy, który padł ofiarą rosyjskich pranksterów, nie wywołała personalnego trzęsienia w Pałacu Prezydenckim. Jak ustaliła Wirtualna Polska, nikt z urzędników Kancelarii nie poniósł odpowiedzialności za wydarzenia z lipca.

Żart rosyjskich youtuberów. Nikt nie poniósł odpowiedzialności w Pałacu
Żart rosyjskich youtuberów. Nikt nie poniósł odpowiedzialności w Pałacu
Źródło zdjęć: © GETTY, SOPA Images/LightRocket via Gett | SOPA Images
Sylwester Ruszkiewicz

10.09.2020 16:48

W trakcie rozmowy Rosjanie gratulowali Andrzejowi Dudzie reelekcji, nawiązali do kampanii i dyskusji na temat LGBT oraz omówili relacje Andrzeja Dudy z Donaldem Tuskiem. Prezydent po kilku godzinach od opublikowania nagrania na swoim koncie na Twitterze wytłumaczył się z kompromitującej rozmowy, twierdząc iż zorientował się, że nie rozmawia z prawdziwym Antonio Guteressem.

- Telefon zweryfikowany został przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych jako prawdziwy. Nie budził podejrzeń służb w Pałacu Prezydenckim. Nie wzbudził też czujności szefa gabinetu prezydenta odpowiedzialnego za sprawy zagraniczne i szefa gabinetu prezydenta ministra Krzysztofa Szczerskiego - mówiła nam wówczas osoba znająca kulisy sprawy.

Nieoficjalnie mówiło się, że odpowiedzialność za umożliwienie rozmowy spadnie właśnie na szefa gabinetu Krzysztofa Szczerskiego. Bądź pracowników jego biura. Jednak nic takiego się nie stało.

- Sprawa w Pałacu rozeszła się po kościach. Po wygranej prezydenta w wyborach, nikt nie myślał o wyciąganiu służbowych konsekwencji. Sprawą zajęła się ABW i to w zupełności wystarczyło – mówi dzisiaj WP osoba z otoczenia Kancelarii Prezydenta.

- Prezydent całą sytuację obrócił w żart. Rozmowa nie miała negatywnych konsekwencji, poza tym, że przez kilka dni wydarzeniem żyły media. Youtuberzy mają na swoim koncie przecież nie tylko prezydenta Polski, ale prezydenta Francji Emmanuela Macrona i brytyjskiego premiera Borisa Johnsona – dodaje nasz rozmówca.

Odpowiedzialność za incydent ponieśli za to urzędnicy z wydziału politycznego polskiego przedstawicielstwa przy ONZ. Jak nieoficjalnie informował TVN24, chodziło o szefa wydziału i jego sekretarkę.

Dzień po zdarzeniu MSZ wydało w tej sprawie oficjalny komunikat. - W związku z prowokacją telefoniczną osób podszywających się pod Sekretarza Generalnego ONZ, wymierzoną w Prezydenta RP Andrzeja Dudę, Ministerstwo Spraw Zagranicznych informuje, że w zakresie kompetencji resortu dyplomacji podjęto działania mające na celu wyjaśnienie sprawy. W ich następstwie, wobec dwóch pracowników Stałego Przedstawicielstwa RP przy ONZ w Nowym Jorku wyciągnięto konsekwencje służbowe. Zostali oni odwołani z placówki ze skutkiem natychmiastowym – napisało MSZ.

Pytane o szczegóły odwołania osób z placówki, ministerstwo potwierdza, że wyciągnięto konsekwencje wobec dwóch osób.

- Uprzejmie informujemy, że w związku z zaistniałą sytuacją odwołani z placówki zostali: pracownik pełniący funkcję kierownika placówki podczas urlopu wypoczynkowego Ambasadora oraz pracownik sekretariatu. Wyżej wymienieni pozostają pracownikami resortu spraw zagranicznych - przekazało nam biuro prasowe MSZ.

Przypomnijmy, że tuż po ujawnieniu nagrania, krytycznie do zachowania urzędników odniósł się były prezydent Polski Bronisław Komorowski.

- Ewidentnie zawinili urzędnicy, którzy nie zweryfikowali osoby dzwoniącej. To prezydent za nich odpowiada, bo sam dobiera sobie współpracowników. Prośby o rozmowę z prezydentem zawsze są dokładnie sprawdzane. Trzeba oddzwonić na numer, który dana osoba podaje jako swój, potwierdzić go w bazie danych i zweryfikować tę osobę w ambasadzie. Wokół prezydenta muszą być urzędnicy, którzy przestrzegają procedur. Nie można łączyć prezydenta, jeśli się wszystkiego dobrze nie potwierdziło. Tak to można tylko z żoną – mówił WP Komorowski.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Andrzej Dudapranksterzypałac prezydencki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (300)