Zapisy rozmów Jelcyn-Clinton. Polska aneksja Białorusi, tańce z dziewczynami i rosyjska szczerość
"Bill, Bill... proszę cię o jedną rzecz. Daj Europę Rosji" - prosił Borys Jelcyn Billa Clintona w 1996 roku. To jeden z wielu "smaczków" z odtajnionych rozmów obu prezydentów z lat 1993-1999. Są też i polskie wątki, bo Jelcyn skarżył się na polskie ambicje względem Białorusi.
31.08.2018 | aktual.: 31.08.2018 13:49
Bill Clinton i Borys Jelcyn od dawna byli znani ze swoich ciepłych osobistych relacji. Było to wyraźnie widać podczas ich słynnych wspólnych wystąpień. Wrażenie to potwierdzają też odtajnione i opublikowane przez Bibliotekę Clintona zapisy rozmów prezydentów z lat 1993-1999. Zapisy pełne są wzajemnych wyrazów troski ze strony obu polityków, żartów i anegdot. Oraz momentów takich jak ten z 1996 roku, kiedy obaj byli w trakcie kampanii wyborczej.
Dwaj kumple
JELCYN: Czuję się cokolwiek zmęczony. Sam z doświadczenia wiesz, jakie to trudne.
(...)
CLINTON: Tak. Widziałem twoje zdjęcie, jak tańczysz z dziewczynami z zespołu [muzycznego] i wyglądałeś wspaniale. Jestem zawiedziony, że nikt nie organizuje dla mnie dla mnie takich w mojej kampanii.
JELCYN: (Ogromny śmiech) Rozumiem cię
Ze stenogramów jasno widać też, że Clinton był mocno zainteresowany wyborczym losem swojego partnera i starał się mu pomóc. W jednym przypadku zapowiedział nawet, że tak przekieruje środki amerykańskiej pomocy finansowej, by w większym stopniu docierały do regionów wspierających Jelcyna. Z kolei rosyjski prezydent nieustannie ostrzegał przed powrotem komunistów do władzy. Jednym z jego argumentów było to, że komuniści będą starali się odzyskać Krym, a nawet i Alaskę. Zarówno jednemu, jak i drugiemu zależało też na podtrzymaniu złudzenia, że Rosja - mimo ogromnych problemów - wciąż jest uważana za równorzędne mocarstwo.
Bill, oddaj mi Europę
W rozmowach obu liderów nie brakowało trudnych tematów. Przez cały okres ich prezydentury głównym powodem tarć było postulowane przez Clintona rozszerzenie NATO o Polskę, Czechy i Węgry. Jelcyn wielokrotnie dawał do zrozumienia, że ma wątpliwości co do planów swojego partnera. Czasem wysuwał jednak kuriozalne argumenty. Kiedy w lipcu 1994 roku Clinton zapowiedział, że podczas wizyty w Warszawie zamierza poruszyć temat Partnerstwa dla Pokoju - przejściowego programu dla państw ubiegających się o członkostwo w Sojuszu - Jelcyn nie był zadowolony. I stwierdził, że Polska dążyła do...przyłączenia Białorusi.
- Muszę ci szczerze powiedzieć, Bill, że jeśli chodzi o Polskę, to jej podejście nie bardzo pasuje do naszego. Bill, wiem, że w Polsce była wielka kampania propagandowa, aby skłonić Białorusinów do zjednoczenia z Polską. Ciągle mówią, że przedtem Białoruś należała do Polski. W dodatku słyszę, że zachęcają migrantów ze wschodu do Polski - mówił Jelcyn. I dodał: - Ludzie mówią, że chcą przyłączyć się do NATO, aby stać się coraz silniejsi. Mówią o zagrożeniach. Ale Rosja nie jest zagrożeniem dla nikogo.
Rok później, rosyjski prezydent jeszcze mocniej sygnalizował swój sprzeciw.
- Chcę, żebyś jasno wytłumaczył mi twoje zrozumienie rozszerzenia NATO, bo teraz nie widzę nic poza upokorzeniem dla Rosji, jeśli pójdzie tak dalej. (...) Jak myślisz, jak to dla nas wygląda, jeśli jeden [zimnowojenny] blok nadal istnieje podczas gdy Układ Warszawski został zlikwidowany? To nowa forma osaczania - skarżył się. Kiedy Clinton pozostawał niewzruszony, Jelcynowi pozostały jedynie prośby, by USA zaczekały z procesem NATO, tak by sprawa nie nadszarpywała jego szans w wyborach prezydenckich w 1996 roku.
- Jeden fałszywy ruch może zrujnować wszystko. Więc proszę odłóż ten problem, jeśli nie do 2000 roku, to przynajmniej kilka kolejnych lat, dopóki ty i ja nie przebrniemy przez wybory. (...) Wtedy możemy to wszystko wyjaśnić wschodnim i środkowym Europejczykom; powiemy im, że czas na rozszerzenie przyjdzie później - namawiał Clintona Jelcyn.
Amerykanin nie dał za wygraną, tłumacząc Rosjaninowi, że NATO nie jest skierowane przeciwko Rosji. Ostatecznie Polska i jej sąsiedzi zostali oficjalnie zaproszeni do Sojuszu w 1997 roku. Mimo to, Jelcyn później wciąż poruszał temat. Pod sam koniec prezydentury, w 1999 roku podczas szczytu w Stambule, w przypływie szczerości - Jelcyn był znany z częstego picia - złożył pod adresem prezydenta USA rozbrajająco naiwną prośbę.
JELCYN: Bill, Bill (...) Nie przestałem w ciebie wierzyć. Proszę cię o jedną rzecz. Po prostu daj Europę Rosji - wypalił rosyjski prezydent. - USA nie są w Europie. Europa powinna być interesem Europejczyków. Rosja jest pół europejska i pół azjatycka
CLINTON: A więc chcesz też jeszcze Azję?
JELCYN: Pewnie, pewnie, Bill. W końcu będziemy musieli uzgodnić wszystko.
CLINTON: Nie sądzę, by Europejczykom to się za bardzo spodobało.
JELCYN: Wszystkim nie. Ale ja jestem Europejczykiem. Mieszkam w Moskwie. Moskwa jest w Europie i mi się to podoba. Możesz wziąć wszystkie inne państwa i zadbać o ich bezpieczeństwo. Ja wezmę Europę i zadbam o jej bezpieczeństwo. No, nie ja. Rosja. (...) Bill, mówię poważnie. Daj Europę Europie. Europa nigdy nie czuła się tak blisko Rosji jak teraz - argumentował Jelcyn.
Twardy demokrata Władimir Putin
Spotkanie w Stambule było jedną z ostatnich rozmów obu przywódców. Tuż przed swoim odejściem, Jelcyn zapewniał - mimo pewnych wątpliwości Clintona - że wybrany przez niego następca - Władimir Putin - będzie dobrym partnerem dla Zachodu.
- Za kilka dni będziesz miał spotkanie z panem Putinem. (...) Długo mi zajęło myślenie, kto mógłby być następnym prezydentem Rosji. Niestety nie mogłem znaleźć żadnego aktywnego kandydata. Ale w końcu natrafiłem na niego, Putina (...) Okazało się, że to bardzo solidny człowiek, będący na bieżąco ze wszystkim co ma pod kontrolą. Jest skrupulatny i silny, bardzo towarzyski - chwalił Putina jego poprzednik. W innym miejscu zapewniał, że zrobi wszystko, co tylko może - "oczywiście legalnie" - by wygrał wybory w 2000 roku.
- To demokrata i dobrze zna Zachód. Jest twardy. Ma w środku stalowy pręt - zapewniał Jelcyn.