Zamieszanie wokół "rejestru pedofilów i gwałcicieli". Lista niedociągnięć jest długa
W sieci jest już dostępny internetowy "rejestr pedofilów i gwałcicieli". Upublicznienie wizerunku przestępców miało sprawić, by Polacy byli świadomi, że w ich okolicy przebywa osoba, która dopuściła się w przeszłości odrażającego czynu i może być niebezpieczna. Pomysł świetny, ale wykonanie... pozostawia bardzo wiele do życzenia. Co na to ministerstwo sprawiedliwości?
04.01.2018 | aktual.: 04.01.2018 14:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Z odrażającą seksualną przestępczością nie wystarczy walczyć. Trzeba jej także zapobiegać" - czytamy na stronie ministerstwa sprawiedliwości. "Nie było dotąd w Polsce metod, by – jak w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanadzie czy Francji – skutecznie kontrolować sprawców przestępstw na tle seksualnym, gdy już opuszczą więzienie" - dodają przedstawiciele resortu i wyjaśniają, że wprowadzenie rejestru zwiększy bezpieczeństwo Polaków. Każdemu z nas zależy, by móc chronić swoich najbliższych - szczególnie kobiety i dzieci. Pomysł godny pochwały, jednak na chwilę obecną Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym nie spełnia swojej funkcji. Dlaczego?
Często nie wiadomo, gdzie dana osoba przebywa
Z założenia przykładowy Jan Kowalski miał wpisać nazwę swojej miejscowości i sprawdzić, czy mieszka w niej osoba skazana za gwałt lub pedofilię. Jak jest w tej chwili? Np. po wpisaniu w wewnętrzną wyszukiwarkę nazwy "Warszawa", widzimy sylwetki tylko dwóch osób. Oczywiście baza nie zawiera (i nie musi) wszystkich skazanych za te przestępstwa ludzi, jest wiele wyjątków. Przy większości nazwisk, rubryka "Miejscowość, w której dana osoba przebywa", jeszcze w środę była pusta (przykład - poniższe zdjęcie). Po interwencji Wirtualnej Polski, w czwartek jest już nieco lepiej.
"Dane są uzupełniane na bieżąco i znajdą się w rejestrze w ciągu najbliższych dni. Rejestr publiczny został uruchomiony 1 stycznia 2018 roku i policja dokładnie weryfikuje jeszcze miejsce pobytu niektórych sprawców. Jest to konieczne, aby rejestr spełnił swoje zadanie i służył użytkownikom rzetelną, aktualną informacją. Według stanu na dziś, brak danych o miejscu pobytu dotyczy tylko nieznacznej części osób ujętych w rejestrze publicznym, a nie ich większości. Z każdym dniem liczba takich przypadków będzie maleć" - czytamy w wyjaśnieniu przesłanym Wirtualnej Polsce przez ministerstwo sprawiedliwości.
_"Zgodnie z Ustawą o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym, ujęci w rejestrze przestępcy – pod groźbą kary aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny – muszą informować policję o faktycznym miejscu swego pobytu i o każdej zmianie tego adresu. To, że takie dane nie zostały jeszcze podane do rejestru przez część ujętych w nim osób, jest podstawą do podejmowania wobec nich działań na drodze karnej. Takie kroki są i będą podejmowane" - _dodają.
Jest na wolności, czy przebywa w areszcie?
Znaczna część osób widniejących w rejestrze przebywa obecnie w zakładach karnych. Bywa więc tak, że znajdujemy informację o pięciu przestępcach, którzy pochodzą z danego miasta. Ich miejsca pobytu nie są wskazane, bo w rzeczywistości żaden z nich nie przebywa na wolności. Możemy więc niepotrzebnie obawiać się osób, które jeszcze kilka dobrych lat spędzą za kratkami?
"Miejsce pobytu sprawców przestępstw seksualnych jest wskazywane także w przypadku, gdy przebywają w zakładach karnych. Jest to podyktowane tym, że takie osoby mogą np. otrzymywać decyzją sądów penitencjarnych przerwy w odbywaniu kary, a także korzystać z przepustek" - tłumaczy resort.
Jak dodają, "w przypadku zmiany miejsca pobytu na dłużej niż trzy dni, osoby mają obowiązek poinformowania policji o nowym adresie". "Każda jednostka policji ma tego rodzaju informacje na bieżąco aktualizować w rejestrze. Zasadą jest możliwie skuteczna kontrola przestępców seksualnych. Temu służy także publikowanie ich wizerunków – taki obowiązek nakłada art. 7 ust. 4 Ustawy o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym".
Gwałciciel czy pedofil?
Gdy wyświetla się nam dana osoba, nie wiemy, czy mamy do czynienia z pedofilem czy gwałcicielem. Wchodząc w zakładkę "Szczegóły" widoczna jest podstawa prawna, która pozwoliła na wydanie wyroku. Zlokalizowanie, czy chodziło o czyn pedofilski czy gwałt, jest jednak bardzo trudne. Bez odpowiedniego wykształcenia prawniczego, graniczy to niemal z cudem.
"W rejestrze znajdują się szczegółowe informacje o rodzaju przestępstw dokonanych przez ujęte w nim osoby, a także orzeczonej wobec nich karze. (...) Osobny link prowadzi do Kodeksu karnego i umożliwia sprawdzenie, o czym mówi przepis wymieniony jako podstawa prawna wyroku" - twierdzi ministerstwo.
Gwarantujemy jednak, że bez biegłej znajomości z zakresu prawa i dostępu do odpowiednich kodeksów, jest to nie lada wyzwanie i może zająć wiele czasu. Co więcej, zdarzają się przypadki, kiedy link na stronie odsyła nas do obecnego kodeksu karnego z 1997 roku, podczas gdy dana osoba została skazana na podstawie zupełnie innego dokumentu - np. kodeksu karnego z roku 1969.
Nie wiadomo, czy zdjęcie jest aktualne
Spore utrudnienie może również stanowić rozpoznanie przestępcy ze zdjęcia. Zdarza się, że pokazane w rejestrze osoby dopuściły się złamania prawa jeszcze w latach 80. Pojawiała się więc obawa, że rozpoznanie takiego "sąsiada" na czarno białej fotografii może graniczyć z cudem.
"Zdjęcia sprawców pochodzą z Rejestru Dowodów Osobistych. Jeśli dowód zostanie wymieniony, zdjęcie będzie zaktualizowane" - zapewniają przedstawiciele resortu i dodają, że Polacy mogą liczyć na możliwie aktualne fotografie.
(Foto): Tak wygląda np. aktualna fotografia seryjnego mordercy znanego pod pseudonimem "Wampir z Bytowa", Leszka Pękalskiego.
Ogromne zainteresowanie społeczne
Inicjatywa ministerstwa sprawiedliwości cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Już pierwszego dnia strona internetowa miała 450 tysięcy wejść, a drugiego dnia już około miliona. - To pokazuje nam, że rejestr jest potrzebny - mówił w RMF wiceminister sprawiedliwości Michał Woś. Pytanie, czy urzędnicy faktycznie przyłożą się do uprawienia działania rejestru, wyjaśnią nieścisłości i uzupełnią brakujące informacje. Tylko wówczas, rejestr może pomóc w zapewnianiu bezpieczeństwa większej grupie Polaków. Skuteczne i szybkie korzystanie z niego musi być dostępne nie tylko dla służb i urzędników, ale również dla zwykłych obywateli.