Prawda o baranie. Donald Trump najwyraźniej o niej zapomniał [OPINIA]

Trump rozumie amerykański interes w ekstremalnie krótkoterminowy sposób. W filmie "Hazardziści" bohater grany przez Matta Damona – zawodowy gracz w pokera – tłumaczy swojemu koledze po fachu, zbyt agresywnie próbującemu zedrzeć pozostałych graczy przy stole: "barana można ostrzyc wiele razy, ale oskórować tylko raz". Można niestety odnieść wrażenie, że ta prosta prawda umyka obecnemu prezydentowi USA - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Polityka Donalda Trumpa budzi kontrowersje nawet wśród państw sojuszniczych
Polityka Donalda Trumpa budzi kontrowersje nawet wśród państw sojuszniczych
Źródło zdjęć: © pap | Aaron Schwartz / POOL
Jakub Majmurek

Donald Trump już w kampanii w 2016 roku obiecywał, że uczyni Amerykę znów wielką, zarówno w wewnętrznym, jak i międzynarodowym wymiarze. "Będziemy tak często wygrywać, że zmęczycie się wygrywaniem" – przekonywał. Jego pierwszą kadencję trudno jednak uznać za pasmo spektakularnych sukcesów. Druga jak na razie przynosi szok i chaos.

W ciągu niecałego miesiąca Donald Trump zrobił więcej zamieszania niż niejeden prezydent w rok, a może i w całej kadencji. Praktycznie każdy dzień przynosi nowe sensacyjne doniesienia z Waszyngtonu.

Ta hiperaktywność niekoniecznie służy jednak amerykańskich interesom. Polityka, jaką zaprezentował w ostatnich tygodniach, zamiast uczynić Amerykę znów wielką, na razie zraża do niej sojuszników, podważa jej wiarygodność na arenie globalnej oraz uruchamia procesy, które długofalowo mogą zachwiać podstawami obecnej amerykańskiej hegemonii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trump i Putin razem 9 maja? Ekspert: To realny scenariusz

Czy Stany są wiarygodnym sojusznikiem?

Polityka Stanów nigdy nie budziła takich kontrowersji w sojuszniczych państwach co najmniej od czasu wojny w Iraku, gdy administracja George’a W. Busha poróżniła się mocno w tej sprawie z rządami Francji i Niemiec. Bush jr. nigdy jednak nie groził sojusznikom tak, jak robił Trump, "żartując" z aneksji Kanady albo składając publiczne deklaracje, że nie może wykluczyć użycia siły wobec Danii, bo Stany potrzebują Grenlandii.

Oczywiście, zachodnie społeczeństwa, tak jak w większości kwestii, są podzielone także w ocenie Trumpa i jego polityki. W każdej zachodniej demokracji mamy jakąś bliską ideologicznie ruchowi MAGA partię, która z podziwem patrzy na to, co Trump robi dziś w Stanach. Jednocześnie nawet najbliższe ideologicznie Trumpowi siły polityczne nie mogą w nieskończoność racjonalizować polityki amerykańskiego prezydenta, zagrażającą interesom ich krajów.

Tymczasem dziś poważne elity polityczne wszystkich partyjnych barw obserwując to, jak Trump ponad głowami Europy i Ukraińców otwiera negocjacje z Putinem i zadają sobie mniej lub bardziej otwarcie pytanie: czy Stany Zjednoczone są jeszcze wiarygodnym sojusznikiem?

Już samo to, że odpowiedź na pytanie przestaje być oczywista, radykalnie zmienia relacje transatlantyckie, długofalowo osłabiając amerykańskie wpływy w tej części świata. Wszystko wskazuje, że druga kadencja Trumpa wytworzy w Europie przekonanie, że nie można już dłużej liczyć na amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa i należy się w tej kwestii usamodzielnić. Jeśli Europa wejdzie na tę drogę, to stanie się o wiele bardziej asertywna w różnych spornych kwestiach ze Stanami, w których do tej pory państwa Europy ustępowały Waszyngtonowi w imię wzajemnych relacji bezpieczeństwa.

Trump nie wierzy w sojusze oparte na wzajemnych partnerstwie, współpracy szanującej odmienne interesy, wspólnotę wartości. Można przypuszczać, że amerykański prezydent zakłada, że jeśli Stany będą dostatecznie silne lub bogate, to nie muszą martwić się tym, co sądzą o nich ich partnerzy – będą im bowiem w stanie narzucić swoje stanowisko z pozycji siły.

Mocarstwa, które opierają się wyłącznie na sile i przymusie, które ignorują kwestie soft power i legitymacji dla swojej dominującej pozycji, płacą jednak za to w końcu cenę. Najlepiej widać to po tym, w jaki sposób państwa z najbliższego otoczenia Rosji postrzegają reżim Putina.

Otwarcie dla Chin

Trump podważa wiarygodność Stanów nie tylko wśród sojuszników z NATO, ale także w państwach i społeczeństwach obywatelskich globalnego południa, które były największymi beneficjentami pomocy z Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Agencja założona w czasach administracji Johna F. Kennedy’ego stanowiła tradycyjne narzędzie budowania amerykańskiej soft power i wpływów na świecie. Dziś została praktycznie zlikwidowana przez Departament Efektywności Rządu Elona Muska.

Musk, trumpowska propaganda i powtarzająca za nią polska prawica przekonują, że Agencja marnotrawiła pieniądze amerykańskiego podatnika na finansowanie "skrajnie lewackich" ideologicznych projektów. Tylko te rzekomo "lewackie" projekty to np. finansowanie niezależnych lokalnych mediów w państwach, gdzie były one jednymi z ostatnich instytucji zdolnych postawić niewygodne pytania zmierzającym w autorytarną stronę rządom.

Poza tym agencja odpowiadała za kluczową pomoc humanitarną i medyczną, istotną nie tylko dla przyjmujących ją państw, ale także dla stabilności całych wielkich obszarów globu. Jak na łamach "Guardiana" pisała niedawno ekspertka ds. zdrowia publicznego z Uniwersytetu w Edynburgu Devi Sridhar, to właśnie pomoc USAID była kluczowa dla opanowania wybuchu epidemii eboli w Afryce Zachodniej w 2014 roku, z którą nie mogły poradzić sobie dotknięte nią państwa. Rozlanie się epidemii na cały region oznaczałoby humanitarną, społeczną i gospodarczą katastrofę o globalnym zasięgu.

Jak donoszą media, Chiny już myślą, jak wejść w lukę pozostawianą przez likwidację amerykańskich programów pomocowych. Zwłaszcza w regionie Azji Południowo-Wschodniej, w obszarze rozciągającym się od Mjanmy do Wietnamu, kluczowym dla chińsko-amerykańskiej rywalizacji.

Trump wykończy dolara?

Amerykański prezydent zniechęca też sojuszników Stanów swoją agresywną polityką handlową, która jak wszystko wskazuje, będzie polegać na nieustannych szantażach celnych. Wierzy, że sojusznicy zbyt długo wykorzystywali słabość Stanów, w wyniku czego amerykańska gospodarka notuje deficyty handlowe z Unią Europejską, a państwa takie jak Niemcy zarabiają na eksporcie swoich produktów na amerykański rynek.

Jak jednak ostrzega niemiecko-brytyjski publicysta Wolfgang Münchau, polityka celna Trumpa – jeśli prezydent faktycznie wprowadzi ją w najbardziej radykalnej wersji – może zagrozić jednemu z kluczowych fundamentów obecnej hegemonii Stanów. Chodzi o rolę dolara jako globalnej rezerwowej waluty, co pozwala Stanom używać dostępu do dolara jako potężnego źródła nacisku na praktycznie wszystkich aktorów światowych.

Dolar z kolei, przekonuje dalej Münchau, może być rezerwową walutą między innymi dlatego, że Stany są gotowe zaakceptować duży deficyt z takimi partnerami jak Chiny czy Niemcy. Państwa te sprzedają swoje produkty na amerykański rynek, zostają z nadwyżką dolarów, które następnie używane są do rozliczeń z innymi partnerami lub inwestowane ponownie w amerykańską gospodarkę.

Jeśli jednak Stany ograniczą dostęp do swojego rynku wysokimi cłami, to państwa eksportujące będą szukać dla siebie innych partnerów, z którymi niekoniecznie będą musiały rozliczać się w amerykańskiej walucie.

Trump wydaje się też być najbardziej przyjaznym krytpowalutom prezydentem w amerykańskiej historii. Korzystne regulacje dotyczące kryptowalut połączone z wysokimi cłami i ogólną niestabilnością towarzyszącą amerykańskiej polityce, może skłonić inwestorów, aby zamiast na dolara stawiać na inne aktywa, takie jak np. bitcoin.

"Barana da się oskórować tylko raz"

Zwolennicy Trumpa przekonują, że amerykański prezydent jest po prostu wybitnie pragmatyczny i jako były biznesmen chce tylko zdecydowanie zabezpieczyć amerykańskie interesy. Problem w tym, że to, co jest, a co nie jest w interesie danego kraju, nigdy nie jest oczywiste, choćby dlatego, że czasem krótko i długoterminowe interesy wchodzą ze sobą w konflikt.

Trump rozumie amerykański interes w ekstremalnie krótkoterminowy sposób. W filmie "Hazardziści" bohater grany przez Matta Damona – zawodowy gracz w pokera – tłumaczy swojemu koledze po fachu granemu przez Edwarda Nortana zbyt agresywnie próbującemu zedrzeć pozostałych graczy przy stole: "barana można ostrzyc wiele razy, ale oskórować tylko raz". Można niestety odnieść wrażenie, że ta prosta prawda umyka obecnemu prezydentowi USA.

Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (367)