Zamach pod Moskwą. Prowokacja Kremla czy narastający problem Rosji?

Ponad 100 osób zginęło, a ponad 120 zostało rannych w strzelaninie, do jakiej doszło w sali koncertowej Crocus City Hall w Krasnogorsku w rejonie moskiewskim. - Wygląda to na operację "fałszywej flagi" - ocenia dla Wirtualnej Polski ppłk rez. Maciej Korowaj. Innego zdania jest jednak gen. Waldemar Skrzypczak. - Rosja ma problem - twierdzi.

Strzelanina w hali koncertowej w Krasnogorsku
Strzelanina w hali koncertowej w Krasnogorsku
Źródło zdjęć: © East News
Tomasz Waleński

23.03.2024 | aktual.: 23.03.2024 12:12

W piątek przed koncertem zespołu Piknik do sali Crocus City Hall w Krasnogorsku na obrzeżach Moskwy wtargnęli uzbrojeni mężczyźni. W budynku doszło do eksplozji, w następstwie czego wybuchł pożar.

Materiały z miejsca zdarzenia praktycznie natychmiast pojawiły się w sieci. Było na nich widać uzbrojonych w broń automatyczną zamaskowanych mężczyzn, którzy metodycznie, z zimną krwią, strzelali do nieuzbrojonych cywilów.

W nocy z piątku na sobotę tzw. Państwo Islamskie stwierdziło, przez powiązaną z ISIS agencję informacyjną Amaq, że to ono odpowiada za atak. Terroryści nie przedstawili jednak dowodów na poparcie tego twierdzenia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Operacja "fałszywej flagi"?

Ppłk rez. Maciej Korowaj, analityk specjalizujący w zagadnieniach bezpieczeństwa oraz taktyce i operacji wschodniej wojskowości, twierdzi, że mamy do czynienia z operacją "fałszywej flagi", przy czym zaznacza, że mimo rzekomej deklaracji IS, cały czas poruszamy się w sferze spekulacji.

- Wydarzenia pod Moskwą mogą mieć na celu pokazanie "ukraińskiej bezwzględności", żeby świat "współczuł" Rosji, jak współczuł Izraelowi, gdy ten został zaatakowany przez Hamas - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską.

Ekspert wskazuje tutaj na kilka czynników, które mają potwierdzić takie założenie. - Już zareagował Miedwiediew, który idzie w narrację, że teraz trzeba "iść w wojnę" i rzuca oskarżenia w stronę Ukrainy - mówi.

Do tej pory w Rosji wojnę w Ukrainie nazywano specjalną operacją wojskową, jednak nieoczekiwanie w piątek rzeczy po imieniu nazwał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który otwarcie przyznał, że "Rosja jest w stanie wojny".

Ukraina już odcięła się od oskarżeń płynących z Moskwy i ustami Andrija Jusowa z ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) zarzuciła Rosji, że to "świadoma prowokacja reżimu Putina, przed którą ostrzegała wspólnota międzynarodowa".

- W ślad za Miedwiediewem pójdą zapewne kolejni propagandyści - dodaje ppłk Korowaj. I faktycznie, długo nie trzeba było czekać na kolejne głosy. Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, wydarzenia w Moskwie określiła mianem "krwawego ataku terrorystycznego, rozgrywającego się na oczach całej ludzkości" i wezwała do jego potępienia przez ONZ.

Zamach pod Moskwą. "Koronkowy sposób przeprowadzenia operacji"

Analityk wskazuje także na sposób przeprowadzenia operacji. - Sam sposób przygotowania operacji był koronkowy. Dobór obiektu, wyjście z obiektu, realizacja. Dostępne w mediach społecznościowych nagrania wskazują, że są to ludzie po przeszkoleniu wojskowym, atakują bardzo spokojnie i metodycznie. Wykorzystują element związany z paniką, która wybuchła na miejscu. Wykorzystali go zapewne także do ewakuacji - mówi.

- Jakość i szybkość pojawiania się w rosyjskiej sieci materiałów z miejsca zdarzenia mocno mi przypomina coś, co nazywamy "informacyjną kaskadą". To sposób promowania informacji przez rosyjskie służby - wylicza.

Ppłk Korowaj podkreśla, że obraz dopełni zapewne znalezienie "winnych". - Jeszcze znaleźć dziuplę zamachowców, w której znajdą się Ukraińcy. Wtedy klocki trafią na swoje miejsce, a na koniec wyjdzie Putin. Wydaje mi się, że to szyte przez Rosjan. Możemy się teraz spodziewać bardzo długiej eskalacji - zaznacza nasz rozmówca.

"Rosja ma problem"

Z tezą ppłk. Korowaja nie zgadza się natomiast gen. Waldemar Skrzypczak, który wskazuje na fakt, że przed ewentualnym zamachem w Rosji dwa tygodnie temu ostrzegali Amerykanie, co Moskwa potraktowała jako próbę szantażu i zastraszenia.

- Skłaniam się ku temu, że Rosja ma problem wewnętrzny - mówi wojskowy w rozmowie z Wirtualną Polską. - Wiele narodów, które są zniewolone przez Moskwę, poczuło szansę dla siebie i szuka drogi do wolności. Spośród nich rekrutują się samobójcy, którzy gotowi są poświęcić się sprawie. Ludzie, którzy zdecydowali się na taki ruch, przypieczętowali swój los. Moim zdaniem, to - porównując do historii - są jak żuawi śmierci z Powstania Styczniowego, którzy byli gotowi oddać życie za sprawę. Wydaje mi się, że są to właśnie tacy ludzie - przekonuje.

Ekspert odrzuca przy tym tezę o prowokacji rosyjskich służb czy też ewentualnym zaangażowaniu zachodnich wywiadów. - Wydaje mi się, że nie jest to prowokacja. To pokazałoby słabość systemu, a nie jego siłę. Putin mógłby przez to za wiele stracić - podkreśla, odrzucając przy tym porównania do innych rosyjskich prowokacji, które służyły za pretekst, m.in. do wojny w Czeczenii.

- Problemy wewnętrzne w Rosji narastają. Rosjanie przestają sobie z nimi radzić. Stąd też odrzucam działania rosyjskiego wywiadu. Tych ruchów odśrodkowych w Rosji będzie coraz więcej. Skoro operacja pod Biełgorodem się udaje - oni nie muszą wygrać, ale wysyłają sygnał innym, że można. Rosja nie jest na to gotowa - mówi wojskowy.

Na pytanie, czy spodziewa się w takim razie eskalacji działań ze strony Moskwy, gen. Skrzypczak odpowiada jednak krótko: - Moim zdaniem, jeśli ta próba jest udana - a moim zdaniem jest - to Rosjanie mają problem. To będzie eskalować.

Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski

Zobacz także