Zamach bombowy w Hilli - 12 zabitych
Co najmniej 12 osób zginęło, a 47 zostało rannych wskutek wybuchu samochodu-pułapki na targu warzywnym w Hilli, 100 km na południe od Bagdadu.
Zamachu dokonano kilkanaście godzin po serii zamachów bombowych w Baladzie na północ od Bagdadu. Według najnowszych informacji zginęło tam 99 osób, w tym 35 kobiet i 25 dzieci, a 124 odniosły rany.
Zamach w Hilli nastąpił w porze porannych zakupów, dokonywanych w piątki tradycyjnie przed południowymi modłami w meczetach. Na targu panował tłok. Po ataku policja i wojsko otoczyły kordonem miejsce eksplozji, a ratownicy wnosili do karetek rannych i ciała zabitych.
Zarówno w Hilli, jak i Baladzie, bomby zabiły przypadkowych cywilów, w większości szyitów, bo przeważają oni wśród ludności obu tych miast.
Zrozpaczeni i oburzeni mieszkańcy Baladu obwiniają o ataki "zagranicznych bojowców", od dawna oskarżanych przez wojska amerykańskie o przenikanie do Iraku z Syrii i dokonywanie zamachów terrorystycznych.
"Dlaczego ci Jordańczycy, Palestyńczycy i Saudyjczycy mieszają się w nasze sprawy? To wstyd i hańba!" - wołał Abu Walid, właściciel hotelu, który w zamachu stracił siedmiu swoich gości.
"Dlaczego tak się dzieje? Dopuszczają się zbrodni! Nie uda się im jednak utrącić konstytucji" - dodał Walid, mając na myśli zapowiedziane na 15 października referendum, w którym Irakijczycy mają zatwierdzić albo odrzucić projekt nowej konstytucji państwa.
Napięcie w Iraku rośnie od kilku tygodni w miarę przybliżania się referendum. W ciągu minionych pięciu dni zginęło co najmniej 190 osób, w tym 13 żołnierzy amerykańskich.
Rebelianci wzmogli zamachy terrorystyczne i inne ataki w nadziei na storpedowanie referendum i obalenie rządu, w którym przeważają szyici i Kurdowie. W połowie września iracka Al-Kaida ogłosiła, że rozpoczyna "wojnę totalną" przeciwko szyitom - za to, iż "kolaborują z amerykańskim okupantem".
Rebelianci rekrutują się prawie wyłącznie spośród arabskiej mniejszości sunnickiej, która rządziła Irakiem w czasach dyktatury Saddama Husajna i wcześniej, a teraz obawia się, że nowa konstytucja utrwali dominującą pozycję szyitów.
Szyici stanowią 60 procent ludności Iraku, ale za Saddama byli dyskryminowani.
Od początku września rebelianci przeprowadzili wiele krwawych ataków, choć dowództwo wojsk USA twierdzi, że wygrywa wojnę z "terrorystami i zagranicznymi dżihadystami", których obwinia o masakrowanie ludności cywilnej.
Dwa tygodnie temu przeszło 100 robotników dniówkowych zginęło na jednym z placów w szyickiej dzielnicy Bagdadu, gdy fałszywy przedsiębiorca obiecujący im pracę zdetonował mikrobus wypełniony materiałem wybuchowym. Ogółem w serii prawie 20 zamachów bombowych w Bagdadzie i miejscowościach podstołecznych zginęło wtedy w ciągu trzech dnia przeszło 250 osób.
Przywódca irackiego skrzydła al-Kaidy, Abu Musab Zarkawi, przyznał się do tamtych zamachów, oznajmiając, że jest to zemsta za wspólny amerykańsko-iracki atak na rebeliantów w 200-tysięcznym mieście Tal Afar w pobliżu granicy syryjskiej.
Waszyngton i Bagdad oświadczyły, że Tal Afar był bastionem partyzantów i obcych dżihadystów, przenikających z Syrii przez nieszczelną granicę. Syria zaprzecza, aby z jej terytorium przedostawali się do Iraku terroryści.
Dowództwo wojsk USA uznało, że operacja w Tal Afar zakończyła się sukcesem: zabito lub schwytano w jej trakcie przeszło 500 domniemanych rebeliantów. Mimo to i mimo zastrzelenia w niedzielę w Bagdadzie zastępcy Zarkawiego, Abu Azzama, rebelia trwa z niesłabnącą siłą.
Do zamachów w Baladzie, w których trzy samochody-bomby eksplodowały w ciągu 40 minut, i do eksplozji w Hilli na razie nikt się nie przyznał, ale przypominają one wcześniejsze akcje terrorystyczne Zarkawiego.