Żakowski: "PiS załatwi wam program Smród+. I się nie obronicie"© PAP | Wojciech Pacewicz

Żakowski: "PiS załatwi wam program Smród+. I się nie obronicie"

Jacek Żakowski

Alarm! Jeśli macie piękne widoki, to się z nimi żegnajcie. Jeśli w domu macie zdrowe powietrze, to się odzwyczajajcie. Jeśli przeszkadza wam smród, to go pokochajcie. PiS wam to załatwi. I już się nie obronicie!

Sejm dziewiętnastego lipca błyskawicznie uchwalił, a senat ma w przyszłym tygodniu błyskawicznie klepnąć ustawę ustanawiającą w Polsce raj dla wszystkich śmierdzieli i trucicieli z całej Europy. Ściągną do Polski jak muchy do miodu. Bo nigdzie w Europie nie funkcjonuje prawo tak życzliwe dla biznesów psujących środowisko.

Komisja senacka ma o tym rozmawiać we wtorek. Jak pisze "Rzeczpospolita", na dyskusję o sejmowej nowelizacji prawa dotyczącego tak zwanej "Oceny Oddziaływania na Środowisko" senatorowie przewidzieli półtorej godziny.

Niezbyt dużo, zważywszy, ze swoją obecność już zapowiedział Rzecznik Praw Obywatelskich, a problem dotyczy - i to bardzo poważnie - literalnie każdego, kto mieszka lub chce mieszkać w Polsce.

Będzie śmierdzieć. I nic z tym nie zrobimy

Gdyby ta ustawa weszła w życie w swoim obecnym kształcie, to, po zalewie rosyjskiego węgla i niemieckich śmieci co roku płonących na polskich składowiskach, będziemy niebawem mieli wielką inwazję wszelkiego paskudztwa pod naszymi oknami.

Dotychczas jako potencjalni sąsiedzi mogliśmy protestować przeciw tak zwanym "uciążliwym inwestycjom". Teraz to się skończy. I to definitywnie.

Wystarczy, że teren inwestycji (nie działki, na której się znajduje) będzie od waszej działki oddalony o przynajmniej 100 metrów, żebyśmy zgodnie z nowelizacją nie mieli już prawa przeciw niej protestować.

Pod nowym pisowskim prawem będziemy więc mogli tylko bezradnie patrzeć, jak sto kilka metrów od naszych wypieszczonych okien rośnie cuchnąca góra, która zatruje nie tylko powietrze, ale też wody gruntowe.

Ale może być to także ubojnia lub hodowla „dużej jednostki przeliczeniowej” zwierząt (do 300 świń, 10 tysięcy kur, 40 tysięcy szynszyli), tartak impregnujący drewno trującą substancją, centrum handlowe, przetwórnia mączki rybnej lub azbestu, magazyn paliwa, grzebowisko zwłok zwierzęcych, garbarnia, zakład testujący silniki lub turbiny itp.

Jeśli to się PiSowi uda, refren piosenki Mazowsza trzeba będzie zmienić na "Piękna nasza Polska cała, lecz śmierdząca to zakała". Albo "Piękna nasza Polska cała - cuchnąca i odpychająca".

Brudna kasa

Oczywiście nie cała Polska będzie zaraz truła i śmierdziała. Ale nie sposób wątpić, że nowa zaraza rozniesie się po kraju błyskawicznie. Bo kiedy tak łatwo będzie w Polsce truć i smrodzić, wszystkie trujące i śmierdzące geszefty z całej Unii bardzo szybko tu ściągną. Na początku może to nawet być niezły biznes, który przyspieszy nam wzrost PKB i zwiększy podatkowe dochody budżetu.

Minister finansów może się jakiś czas cieszyć. Ale potem dość szybko się okaże, że reputacja śmierdziela Europy ma jednak swoje słabe strony. Nie tylko dlatego, że będzie tu coraz trudniej mieszkać, ale dlatego, że inwestowanie w Polsce stanie się bardziej ryzykowne. Luksusowy hotel albo szpital stojący 100 metrów od śmierdzącej fermy lub wyjącej hamowni silników będzie przecież stał pusty.

Wyobraźcie sobie, że jesteście deweloperem, siecią hotelarską, że inwestujecie w szpitale, szkoły, podmiejskie centra handlowe.

I że nie jesteście w stanie przewidzieć, czy za płotem waszej inwestycji rok po jej oddaniu ktoś nie zbuduje fermy na 10 tysięcy kur, czyli że nie możecie być pewni, ani w żaden sposób sobie zagwarantować, że wasze sklepy, szpitale, hotele nie utoną w odpędzającym potencjalnych klientów smrodzie.

Czy zaryzykujecie taką inwestycję? Ja bym nie ryzykował. Wiele potencjalnych biznesów z wielu branż przez taki hazard do Polski nie przyjdzie, więc początkowe korzyści z przyciągnięcia do kraju śmierdzieli i trucicieli szybko zamienią się w straty nie tylko moralne, lecz także materialne.

To wszystko jest dość oczywiste. I jeśli chodzi o bezradność zwykłych ludzi w Polsce wobec smrodów, trucizn i innych uciążliwości mogących pojawić się pod naszymi prywatnymi oknami, i w odniesieniu do wielu inwestycji, których rentowność będzie obciążona dodatkowym ryzykiem.

Nie trzeba być Einsteinem, żeby to rozumieć. Trudno więc uwierzyć, że mogli tego nie rozumieć posłowie głosujący za nowelizacją. I trudno racjonalnie przyjąć, że nie wiedzieli, iż takie nowe prawo zaniepokoi/wkurzy/rozgniewa dużą grupę wyborców.

Zwłaszcza wyborców PiS mieszkających na wsiach i w mniejszych miejscowościach, gdzie uciążliwe (śmierdzące, trujące, hałasujące) inwestycje najczęściej są lokalizowane.

Tu dochodzimy do arcyciekawego pytania: dlaczego PiS, który jak lew walczy w tej kampanii o większość konstytucyjną, na kilkanaście tygodni przed wyborami parlamentarnymi wchodzi na ryzykowną ścieżkę rozeźlenia swojego elektoratu?

Odpowiedzi oczywiście nie znamy. Ale ogólnie nie trudno się domyślić, że ktoś musiał mieć w tym jakiś ważny interes. Kto - tego też nie można być pewnym, chociaż pewne tropy same się nasuwają.

Kto na tym zarobi?

Nie można oczywiście z całą pewnością stwierdzić, kto całą nowelizację wylobbował. Wiele związanych z obozem władzy firm na niej skorzysta. Ale można z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że stracą na niej niemal wszyscy.

Nie tylko ci, którym już coś wokół ich domów śmierdzi, ale też ci, którym teraz będzie mogło śmierdzieć niemal bezkarnie. I którzy staną się wobec przyszłych śmierdzieli oraz trucicieli bezsilni. Czyli Pani, Pan i ja także.

Dla wielkich ferm zwierzęcych nowelizacja jest oczywiście niezwykle wygodna. Nie tylko zabiera większości potencjalnych przeciwników – samorządowców czy sąsiadów wielkich zakładów hodowli i przetwórstwa mięsa - prawo do sprzeciwu na przyszłość, ale też zamyka toczące się sprawy, jeśli nie zakończą się prawomocnym wyrokiem przed wejściem nowego prawa w życie.

Trudno o bardziej luksusowe wyjście z narastających kłopotów.

To się jeszcze nie stało. Ale może się stać, jeżeli w przyszłym tygodniu pisowski senat klepnie sejmową ustawę i jeśli ją podpisze prezydent. Dlatego warto się trochę zmobilizować i wpływać na senatorów, żeby się nie ugięli przed smrodem. A potem warto będzie dochodzić, jak, kto i u kogo lobbował za takim prawem.

Bo to bardzo źle pachnie.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)