Zabraknie lekarzy w szpitalu dziecięcym? "Atmosfera jest bojowa" - mówi rezydentka
– Dyżury wpisane są w pracę lekarza. To jest wręcz ich obowiązek, jeśli są zatrudnieni w szpitalu na etacie, choć niewątpliwie, pod kątem prywatnej praktyki, lekarze specjaliści będą stratni - mówi nam dyrektor warszawskiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego, w którym już 79 lekarzy wypowiedziało klauzulę opt-out.
79 lekarzy w mazowieckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym złożyło wypowiedzeń klauzuli opt-out. To pisemny zapis, w którym lekarze dyżurujący wyrazili zgodę na pracę w wymiarze przekraczającym przeciętnie 48 godzin tygodniowo. Dzięki klauzuli opt-out pacjenci mieli zapewnioną ciągłość opieki, a sami lekarze mieli możliwość dorobienia w innych placówkach.
Pierwszy wysyp wypowiadanych klauzul nastąpił pod koniec października i na początku listopada. Objęte były miesięcznym okresem wypowiedzenia, więc zaczną obowiązywać od grudnia i stycznia. – W październiku i listopadzie grafik nam się jeszcze jakoś zepnie – mówi nam Natalia Bilińska, lekarka rezydentka w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym. – Chciałabym tylko podkreślić, że na moim oddziale w szpitalu jest w tej chwili zatrudnionych 20 rezydentów, ale fizycznie do pracy przychodzi 7 osób. Pozostali są na zwolnieniach lekarskich, urlopach wychowawczych, macierzyńskich albo mają dzieci do 4. roku życia, co automatycznie zwalnia z obowiązku dyżurowania i mamy też 2 koleżanki w ciąży. Kiedy kilka miesięcy temu z tych 7 osób jedna zachorowała na ospę, druga skręciła kostkę a dwie dziewczyny w tym samym czasie zaszły w ciążę, wszystkie dyżury spadły na pozostałych lekarzy. Wszystko to były wypadki losowe, które zdarzyły się, kiedy jeszcze byli dostępni rezydenci, którzy dostali dodatkowe dyżury. Teraz proszę wyobrazić sobie, że to się dzieje, kiedy rezydentów już nie ma – dodaje Bilińska.
W feralnym miesiącu, o którym opowiadała rezydentka, pozostali rezydenci dostali po 7 dyżurów miesięcznie. Po wypowiedzeniu klauzuli opt-out będą mogli mieć maksymalnie tzw. 1,5 dyżuru miesięcznie. Jeden 24-godzinny, np. w weekend i jeden 16-godzinny w tygodniu, maksymalnie 40 godzin w miesiącu.
Dyrektor placówki Robert Krawczyk, mimo wszystko, nie załamuje rąk. – Zaczną dyżurować lekarze specjaliści, którzy są zatrudnieni w szpitalu – mówi, a gdy pytam, czy nie boi się buntu lekarzy, którzy będą musieli zostawać w szpitalu na dyżurach, zamiast mieć czas na pracę w prywatnych placówkach, odpowiada: – Dyżury wpisane są w pracę lekarza. To jest wręcz ich obowiązek, jeśli są zatrudnieni w szpitalu na etacie, choć niewątpliwie, pod kątem prywatnej praktyki, lekarze specjaliści będą stratni.
Do tej pory lekarze specjaliści byli z rzadka obsadzani na grafikach dyżurowych, a cały ten obowiązek przeszedł na lekarzy rezydentów. - Dziś miałem spotkanie ze Związkami Zawodowymi i Radą Ordynatorów, czyli kierownikami wszystkich naszych klinik i nie zauważyłem cienia buntu – dodaje dyrektor Krawczyk. - Wyczuwałem raczej zrozumienie i troskę o dobro szpitala.
Słowa o panującym wśród specjalistów zrozumieniu wobec decyzji rezydentów potwierdza Natalia Bilińska. – Bardzo nas wspierają i ta solidarność środowiska jest teraz bardzo odczuwalna. Atmosfera jest wręcz bojowa i wszyscy walczą o to samo. Starsi lekarze są już zmęczeni tym, że od wielu lat nic się nie zmienia. Z drugiej strony wyczuwalna jest niepewność przed tym co będzie, bo tryb pracy lekarzy specjalistów może się zmienić i będą musieli zacząć za nas dyżurować. A wcale im się nie dziwię, że nie chcą tego robić, bo to jest potwornie ciężka praca, a do tego całkowicie zaburza się sen. Sama po takim dyżurze czuję się przez trzy dni jakbym była nieprzytomna albo bardzo pijana, można to porównać do mega kaca. A gdy ma się 50-55 lat, jak niektórzy lekarze specjaliści, to takie nieprzespane na dyżurze noce znosi się znacznie gorzej i każdy chce uciec od tego fizycznego obciążania organizmu. Niemniej, jedność środowiska jest teraz zauważalna i stanowimy coraz większą siłę – dodaje Bilińska.
- Musimy dać sobie radę, szpital musi funkcjonować – mówi dyrektor Krawczyk. - Tak samo było w dniu bez lekarza, kiedy nie wydarzyło się nic złego i myślę, że 95 proc. pacjentów w ogóle nie odczuło, że w tle coś się działo - dodaje.
- Dzień bez lekarza był naszym sygnałem ostrzegawczym dla rządu, żeby władza zobaczyła co może się stać, jeśli nic się nie zmieni – doprecyzowuje Natalia Bilińska. – To był moment, kiedy nasi pacjenci rzeczywiście poczuli, że może przyjść taki dzień, gdy nas zabraknie. Chcę zauważyć, że moment kiedy miną okresy wypowiedzenia klauzuli opt-out zbiegnie się z końcówką tego roku i początkiem przyszłego, czyli szczytem zachorowań wśród dzieci, a już teraz nie jest łatwo dostać się z dzieckiem do specjalisty – podsumowuje Bilińska, dodając, że gdy rozmawiała z rodzicami pacjentów dziecięcego Szpitala Klinicznego spotkała się ze zrozumieniem z ich strony.
Dziecięcy Szpital Kliniczny jest jedyną tego typu placówką w Warszawie i na chwilę obecną liczy 190 rezydentów. Lekarz pracujący w normalnym wymiarze godzin powinien odbyć 160 godzin dyżuru miesięcznie. W praktyce, rezydenci pracują po 300 godzin. Klauzula opt-out miała być rozwiązaniem tymczasowym, a polski rząd miał zwiększyć liczbę dyżurujących lekarzy, co jednak nie nastąpiło.