Zabójstwo Pawła Adamowicza. Stefan W. próbował zerwać pagon pilnującemu go policjantowi
W trakcie trzeciej rozprawy w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza doszło do incydentu w gdańskim sądzie. Oskarżony Stefan W., który jest pilnowany przez dwóch funkcjonariuszy, próbował jednemu z nich zerwać pagon. Podczas poniedziałkowej rozprawy zeznawali świadkowie, m.in. członkowie grupy Blue Cafe.
W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku odbyła się trzecia rozprawa w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza. Proces przeprowadzany był w sali SO w Gdańsku, do której z pobliskiego aresztu, przy ul. Kurkowej, został doprowadzony oskarżony Stefan W.
Rozprawa rozpoczęła się z półgodzinnym opóźnieniem, ze względu na problemy techniczne z połączeniem z Sądem Okręgowym w Łodzi, z którego on-line zeznawali świadkowie, m.in. członkowie zespołu Blue Cafe.
Incydent na sali sądowej
W trakcie rozprawy doszło do incydentu. Stefan W. zerwał pagon z ramienia jednemu z pilnujących go policjantów.
Sędzia Aleksandra Kaczmarek zapytała funkcjonariuszy, czy oskarżony na pewno jest dobrze zabezpieczony. Policjanci odpowiedzieli, że ma założone kajdanki na ręce i nogi.
Sąd pouczył oskarżonego o możliwych karach i o tym, że przy kolejnym niewłaściwym zachowaniu zostanie wyprowadzony z sali rozpraw.
Stefan W. nadal nie wypowiedział żadnego słowa.
Gdańsk. Zeznawało czterech świadków
Na poniedziałkową rozprawę zostało wezwanych 4 świadków: kierownik techniczny zespołu Blue Cafe, managerka, kierowca zespołu oraz realizator dźwięku, który obsługiwał koncert WOŚP.
Jako pierwszy zeznawał kierownik odpowiedzialny za sprzęt muzyczny zespołu Blue Cafe.
- Po raz pierwszy zobaczyłem oskarżonego za sceną. Nie wzbudzało we mnie żadnych wątpliwości czy powinien tam być, czy nie. To było miejsce, gdzie mogły wejść tylko osoby z identyfikatorami. Poruszał się swobodnie. Nie widziałem identyfikatora ale była zima, więc mógł go mieć schowanego pod kurtką, dlatego nie wzbudzał moich wątpliwości - zeznał świadek.
I jak dodał, zobaczył oskarżonego kolejny raz, kiedy ten wbiegł na scenę. - Przebiegł przez całą scenę w kierunku pokrzywdzonego. Nie wiedziałem co się wydarzyło, bo było sporo osób na scenie. Oskarżony w jakiś sposób wszedł w posiadanie mikrofonu. Nie wiem, czy komuś go wyrwał - tłumaczył.
Świadek podkreślił, że zobaczył oskarżonego stojącego na scenie z mikrofonem i "wyrażał on swoje wątpliwości, co do różnych osób". - W jednym ręku trzymał mikrofon, w drugiej miał przedmiot - początkowo nie wiedziałem co to jest. Naturalne było podejście do niego i odebranie mu mikrofonu - dodał.
Świadek zeznawał, że po ataku na scenę wbiegł pracownik firmy nagłośnieniowej. "Oskarżony oddał mu się, pozwolił obezwładnić". Wtedy świadek podniósł nóż i wyrzucił go ze sceny.
Świadek opowiadał również o działaniach ratowników, o tym, jak dostrzegli kolejne rany od noża, próbie resuscytacji i próbach przywracania krążenia. Z zeznań świadka wynika, że pierwszy defibrylator, którego na początku użyto miał rozładowaną baterię. Sprawnego urządzenia użyto, gdy przyjechała kolejna karetka. W tym czasie ze sceny została przekazana informacja o zakończeniu imprezy.
Kolejnym świadkiem, który w czwartek był przesłuchiwany przez SO była managerka zespołu Blue Cafe.
Zeznała, że "wyszła na scenę podczas światełka do nieba". "Były piękne sztuczne ognie. Taki piękny złoty deszcz, który odbywał się w trakcie finału i dokładnie w tym samym momencie wtargnął na scenę człowiek z plecakiem, sportowo ubrany, który był na tle tych wystrzałów. Widziałam taką czarną postać w kontrze" - powiedziała.
Świadek była przekonana, że na scenę wbiegł fan zespołu. "Czasami zdarzały się takie sytuacje, że ochrona nie dopilnowała szczelności bramek. Czasami tak się zdarzało podczas naszych koncertów, że ktoś wtargnął na scenę" - tłumaczyła.
I jak dodała, "nasi ludzie wiedzą co robić w takich sytuacjach, więc poszli w kierunku tej osoby".
Managerka zespołu zeznała, że zauważyła, że mężczyzna który wbiegł na scenę trzymał w ręku mikrofon i zaczął przemawiać. - Okazało się, że podczas wystrzałów prezydent został ugodzony nożem. I w momencie, kiedy nasi ludzie i technika sceny podbiegli do niego to już było po wszystkim. Oskarżony został powalony na scenę. Został mu wybity z ręki nóż. Miałam wrażenie, że on się nie opierał. Że nie walczył z nimi, tylko leżał na scenie - dodała.
Świadek opowiedziała również o tym, jak zobaczyła osuwającego się na ziemię prezydenta Adamowicza. - Wyglądał jakby mdlał. Nikt nie miał świadomości, że został ugodzony nożem, bo był w kurtce zimowej i nie było tego na pierwszy rzut oka widać - dodała.
- Myśleliśmy, że może to zawał. Staraliśmy się pomóc przy reanimacji. Podawaliśmy butelki z wodą obsłudze pogotowia. Starałam się zasłonić miejsce, w którym leżał Paweł Adamowicz jakimś chorągwiami, żeby gapie tego nie widzieli - zeznała.
Jej zdaniem, w dniu zabójstwa Pawła Adamowicza, "ochrona była wyjątkowo dobra". - Nawet jak zespół przyjechał na próbę, przed otrzymaniem identyfikatorów każdy z nas był legitymowany. I mieliśmy wrażenie, że miejsce jest dobrze zabezpieczone - dodała.
Kolejny świadkiem, który zeznawał on-line był kierowca zespołu Blue Cafe.
Zeznał on m.in. że po ataku, reanimacja prezydenta Adamowicza mogła trwać ok. 40 min. - Defibrylator był wielokrotnie użyty, tak jakby serce pracowało i nie było akcji serca to bardzo długo trwało - dodawał.
Według niego mógł zawieść ochroniarz, który w trakcie koncertu powinien stać przy wejściu na scenę. - Zawiódł jeden człowiek, który powinien stać przy schodach. Zawsze ja stoję przy schodach, bo nie do końca ochroniarze wiedzą, co mają robić. W tym momencie tam mnie nie było, bo wcześniej wokalistka zespołu poprosiła, żebym nagrał światełko do nieba - tłumaczył świadek.
Zeznał również, że widział oskarżonego stojącego na scenie z podniesionymi rękoma. - Poza nożem trzymał mikrofon. Nie pamiętam co mówił - zeznał.
Przed SO zeznawał również realizator dźwięku, który obsługiwał finał WOŚP.
Świadek powiedział, że "postanowił zareagować, wejść i wyrwać mikron oraz usunąć oskarżonego ze sceny, bo, nie był tam proszony" - tłumaczył.
Dodał, że widział, że oskarżony ma nóż i krąży wokół dzieci, które były na scenie. - Pociągnąłem go w swoją stronę ale bez większych problemów oskarżony się poddał i praktycznie sam położył się na scenie. Wyrzucił nóż od siebie ale nóż nadal znajdował się na scenie. Poprosiłem ochronę, żeby weszła na scenę i podjęła jakiekolwiek czynności. Gdy ochrona przybyła na scenę zabrała ode mnie oskarżonego. Powiedziałem do nich, żeby założyli mu kajdanki ale oni ich nie mieli. Starałem się zlokalizować nóż, który jak się okazało, w międzyczasie technik zespołu, zrzucił ze sceny - zeznawał świadek.
W dalszej relacji świadek opowiadał, że widział, że coś dzieje się z prezydentem Adamowiczem. - Poprosiłem przez mikrofon o wezwanie służb medycznych. Poprosiłem o wyłączenie głównego światła na scenie. I po przybyciu pierwszych medyków zaczęła trwać reanimacja. Wielu medyków pojawiło się na scenie. Trwało to dość długo, aż pan prezydent został w końcu zabrany ambulansem do szpitala - kontynuował.
Po zakończonym procesie do incydentu zerwania przez oskarżonego Stefana W. pagonu jednemu z pilnujących go funkcjonariuszy odniósł się pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych adwokat Zbigniew Ćwiąkalski. Jego zdaniem to "była demonstracja". Oskarżony "chciał pokazać, że jest nieobliczalny i nie wiadomo, co może zrobić. To jest ta jego wersja, że on jest niepoczytalny. Naszym zdaniem tak nie jest" - dodawał.
Gdańsk. Stefan W. jest badany przez lekarzy przed każdą rozprawą
Stefan W. przed każdą rozprawą jest badany przez lekarzy, którzy orzekają, czy może w niej uczestniczyć. Taką decyzję podjął sąd podczas pierwszej rozprawy, ponieważ oskarżony nie wypowiedział na niej ani jednego słowa.
Ponadto, podczas drugiej rozprawy, sąd przychylił się do wniosku obrońcy Stefana W. i zdecydował o przeprowadzeniu badań przez biegłych psychiatrów, którzy wydadzą opinię, co do stanu psychicznego oskarżonego i możliwości brania przez niego udziału w kolejnych posiedzeniach. Opinia psychiatrów ma zostać wydana do 5 maja.