Zabójcy Beksińskiego to "wrażliwi chłopcy"
Oskarżeni o zabójstwo znanego malarza
Zdzisława Beksińskiego to "spokojni, grzeczni i wrażliwi chłopcy" -
tak świadkowie scharakteryzowali 20-letniego Roberta K. i 17-
letniego Łukasza K. w procesie w Sądzie Okręgowym w
Warszawie.
Według prokuratury, bezpośredni zabójca Robert K. - doprowadzony na rozprawę z aresztu - miał zasztyletować malarza w lutym 2005 r. w jego mieszkaniu. Pomagać miał mu młodszy kuzyn Łukasz K., który odpowiada z wolnej stopy. Pierwszemu grozi dożywocie, drugiemu - 25 lat więzienia.
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie zeznawał w czwartek m.in. ojciec Roberta, Krzysztof K. Syn był zawsze dzieckiem spokojnym, grzecznym, nie sprawiał problemów - powiedział. Zeznał też, że od wielu lat znał malarza - wielokrotnie pracował dla niego wykonując m.in. prace remontowe, a jego żona Grażyna sprzątała mieszkanie artysty. Kilkakrotnie zabierali do Beksińskiego syna Roberta.
Ojciec oskarżonego dodał, że w dzień zabójstwa syn pożyczył od niego samochód, miał pojechać do koleżanki. Wieczorem Beksiński zadzwonił na telefon komórkowy Krzysztofa K., ten jednak nie zdążył odebrać. Miałem taki lęk, że coś się stało, szukałem możliwości pomocy - zeznał.
Pojechał do mieszkania malarza i wybijając dziurę w ścianie dostał się do środka. Zwłoki artysty znalazł na balkonie.
Podczas zeznań ojca Robert K. ocierał łzy. Płakały również jego siostry i matka, które skorzystały z prawa do odmowy zeznań. Płaczem zanosiła się także matka Łukasza K. - Edyta.
Łukasz jest dobry, grzeczny i współczujący- powiedziała matka. Tak samo wyrażały się o 17-latku jego dwie nauczycielki. Ich zdaniem, chłopak był bardzo wrażliwy i przyjaźnił się z najlepszymi uczniami w klasie. Jedna z nauczycielek zaznaczyła, że po zatrzymaniu Łukasz napisał do szkoły list, w którym "przeprosił całe grono pedagogiczne za to, co zrobił".
W czwartek zeznawał też jeden z długoletnich znajomych zasztyletowanego malarza. Powiedział, że Beksiński skarżył mu się, iż z jego mieszkania - po wizytach Roberta K. - giną pieniądze, sumy po 100-200 zł.
Beksiński został zamordowany w lutym 2005 r. Swego zabójcę sam wpuścił do mieszkania. Robert K. wyjaśniał w śledztwie, że chciał od malarza pożyczyć pieniądze. Był jednak przygotowany na to, że w razie odmowy zabije artystę - zabrał ze sobą nóż. Malarz odmówił pożyczki, zagroził też, że powie o wszystkim ojcu 20-latka - Krzysztofowi K., zaczął do niego dzwonić. Wtedy chłopak pchnął Beksińskiego kilkakrotnie nożem.
W czasie zabójstwa - jak ustaliła prowadząca śledztwo Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów - w mieszkaniu nie było Łukasza K.; chłopak czekał przed blokiem. Gdy po morderstwie Robert K. zadzwonił po niego, ten przyszedł i pomógł mu w zacieraniu śladów; m.in. w wyniesieniu zwłok malarza na balkon. Później uciekli razem, kradnąc z mieszkania dwa aparaty fotograficzne i 100 płyt CD - wartości ok. 3 tys. zł.
Robert K. przyznał się w śledztwie do winy. Łukasz K. twierdzi, że pomógł mu ze strachu - kuzyn miał bowiem grozić, że jeśli wszystko się wyda, razem trafią do więzienia.
Proces kontynuowany będzie 22 sierpnia. Wtedy sąd zapozna się z zapisem wideo z przeprowadzonej po zabójstwie wizji lokalnej. Jak poinformował adwokat Roberta K. mec. Franciszek Burda, w następnym terminie - 24 sierpnia - można spodziewać się mów końcowych obrony i oskarżenia.
Beksiński, jeden z najwybitniejszych malarzy współczesnych, urodził się w 1929 r. w Sanoku. Ukończył Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej. Początkowo zajmował się fotografią artystyczną i rysunkiem, a następnie malarstwem i rzeźbą. Pierwszym poważnym sukcesem artystycznym Beksińskiego była wystawa zorganizowana w Warszawie w 1964 r. W latach 70. i 80. stał się popularny zarówno w kraju, jak i za granicą. Jego obrazy pokazywane były w prestiżowych galeriach całego świata.
Został pochowany w Sanoku, w rodzinnym grobowcu obok zmarłej po ciężkiej chorobie żony Zofii i syna Tomasza, dziennikarza muzycznego i tłumacza, który popełnił samobójstwo w 1999 r.