Ząbkowice Śląskie. Rodzinnej tragedii nic nie zapowiadało. Ludzie ułożeni. I syn, który mógł zabić© WP.PL | Daniel Gnap

Ząbkowice Śląskie. Rodzinnej tragedii nic nie zapowiadało. Ludzie ułożeni. I syn, który mógł zabić

10 grudnia 2019

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Prosta, skromna, poukładana rodzina. Ona - pani domu. On - współwłaściciel dużej firmy transportowej. Ludzie z pasją. I trójka synów - 7-letni Kacper, 18-letni Marcel i dwudziestokilkuletni Karol. W poniedziałek nad ranem osiemnastolatek miał zabić trzy osoby ze swojej rodziny.

Posesję opuszczają policyjni technicy. Ostatni funkcjonariusze wychodzą zza bramy. Odpalają silniki aut. Nie mówiąc nic do siebie odjeżdżają. Brama wolno sunie ku zamkowi. Trzaska.

O godzinie 15 na miejscu nikogo już nie ma.

Do tragedii doszło około godziny pierwszej, w nocy z niedzieli na poniedziałek. 18-letni Marcel C. z dachu jednorodzinnego domu na obrzeżach miasta zadzwonił na policję i zgłosił, że ktoś włamał się na posesję i zabił trzy osoby.

Gdy na miejsce przyjechały służby, znaleziono ciała kobiety i mężczyzny w wieku 48 lat oraz 7-letniego dziecka. Okazało się, że prawda jest zupełnie inna, niż początkowo przekazywał 18-latek. W trakcie przesłuchania przyznał się, że zamordował rodziców i swojego 7-letniego brata siekierą. Powiedział również, gdzie zakopał narzędzie zbrodni i ubrania. Został zatrzymany.

Obraz
© WP.PL

48-letni Katarzyna i Tomasz C. mieszkali tu od ponad dwudziestu lat. Ona zajmowała się domem. Spokojna, cicha kobieta. On był współwłaścicielem dużej firmy transportowej. Jego pasją były motocykle. Zjeździł nimi kawałek świata.

- Byli majętni. Spokojni. Poukładani - mówi kobieta z osiedlowego sklepu. I dodaje: - Mogli się obnosić z tym, że tyle mają. Nieraz do mnie do sklepu przychodzi jeden, drugi biznesmen. Taka okolica. I od progu widać, co to nie ja. Z nimi nigdy tak nie było.

Potwierdzają to inni sąsiedzi rodziny C. - Nigdy się nie wychylali. Żyli sami sobie. Nic nie zapowiadało tej tragedii - ocenia mężczyzna mieszkający w okolicy.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Marcel. Spokojny, zamknięty. Cichy

Marcel. Osiemnastolatek miał być w miejscowym liceum uczniem przeciętnym. Raczej tym z gorszych - przyznają jego koledzy. Chodził do klasy matematyczno-informatycznej. Dyrekcja szkoły stwierdziła, że nigdy nie sprawiał problemów, choć w pierwszej klasie zdarzało mu się opuszczać lekcje.

Jego kolega z dawnych lat mówi: - Normalny chłopak. Całą podstawówkę z nim się uczyłem. Zamknięty może trochę w sobie. Miał swój świat. Ale kto by się spodziewał. Znam go tyle lat.

- To szok. Jak to możliwe. W szkole miał wielu kolegów, nigdy go samego na korytarzu nie widziałem. Choć na imprezach bywał cichy. Może ci koledzy niekoniecznie o czyś mogą świadczyć - zastanawia się chłopak, uczeń równoległej klasy tego samego liceum, do którego chodził Marcel.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Młodszy brat Kacper. Starszy - Karol

W tym samym kompleksie budynków, w którym mieści się liceum, znajduje się szkoła podstawowa. To do niej chodził 7-letni Kacper, młodszy brat Marcela. Dzieci w szkole będą miały teraz żałobę. Zapewniono im opiekę psychologiczną.

Ostatnim członkiem rodziny jest Karol. To najstarszy syn Katarzyny i Tomka. Student mieszkający we Wrocławiu. Skończył zarządzanie na tamtejszym Uniwersytecie Ekonomicznym. Dwa lata temu zaczął kontynuować studia na tym kierunku na Politechnice Wrocławskiej. Na co dzień nie mieszka w Ząbkowicach Śląskich.

- Karol często bywał w domu, i do sklepu do nas przychodził. Rodzicom przyjeżdżał pomóc, albo dziadkowi. Też taki cichy, dużo nie mówił, ale niesamowicie grzeczny chłopak - dodaje jeszcze kobieta z lokalnego sklepu.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Motyw?

O motywie tej zbrodni spekulują sąsiedzi. Mieszkańcy. Znajomi.

- Całe Ząbkowice są w szoku. Każdy mówi, że nikt by się nie spodziewał. To przeraża, że taka spokojna rodzina i coś takiego. Co mogło się stać? – pyta sąsiadka znająca rodzinę C.

Jedni mówią: pieniądze. Na ustach okolicznych mieszkańców przewija się ten motyw. Twierdzą, że rodzice mieli chłopakowi odciąć dopływ pieniędzy. Kieszonkowe. - Podobno tego dnia, wieczorem, zażądał od nich jakiejś dużej sumy. Odmówili - mówi znajomy Marcela.

Wersja numer dwa: zazdrość. - Znam go wiele lat i od kiedy pojawił się Kacper, zaczęło się psuć. Z młodym się nie dogadywał. Zazdrosny był, że Kacper miał lepiej. Że mały jest oczkiem w głowie rodziców. A on już nie - dodaje inny kolega osiemnastolatka.

Ale to tylko domysły. Każdy w okolicy ma swoje wytłumaczenie. Śledztwo jest wciąż w toku.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Rodzinna tragedia dramatem miasta

Wieczorem dom przy ul. Powstańców Warszawy rozświetliły znicze. Samochody przejeżdżające obok zwalniają.

- Znałem tę rodzinę. Proszę mi wybaczyć, ja bym porozmawiał. Ale jest mi tak ciężko, nie dam rady - mówi przechodzący nieopodal mężczyzna. Odpala papierosa i znika za rogiem.

Małżeństwo po pięćdziesiątce podchodzi pod dom. Zapalają znicz. - Kojarzymy ich. Mieszkamy niedaleko. Naprawdę ciężko uwierzyć, że coś takiego wydarzyło się w tym domu. Szok. Każdy jest sam sobie w dzisiejszych czasach. Jeden nie zwraca uwagi na drugiego. Może my czegoś nie zauważyliśmy?

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (62)