W Polsce po 1956 roku zostało wykonanych 321 egzekucji (zdjęcie ilustracyjne)© Forum

"Zabiłem człowieka, matkę dzieci. I sam sobie nigdy tego nie przebaczę"

Zabili go zgodnie z procedurami. Kat miał czarny garnitur. Strażnik poczęstował papierosem, a lekarz przebadał i skinął głową: można wieszać. Opaska na oczach. Pętla na szyi. Koniec.

Autorzy: Dariusz Faron i Paweł Figurski

21 kwietnia 2023 roku mija 35 lat od śmierci Andrzeja Czabańskiego. Była to ostatnia kara śmierci wykonana w Polsce.

Ciepły czerwiec, rok 1986.

Sala sądowa pęka w szwach. Nic dziwnego, tą sprawą żyje cały Tarnów. Przy takiej zbrodni trudno powstrzymać emocje, ale na twarzy prokuratora Artura Wrony, nie drga ani jeden mięsień. Ma dopiero 28 lat, jest jednym z najmłodszych śledczych w zespole. Przydzielenie do tak głośnej sprawy to duża nobilitacja. Włączyli go na ostatnim etapie, bo poprzednik się rozchorował. Szef wiele nie tłumaczył. Rzucił tylko, że ma się tym zająć. Tyle.

Na sali sądowej Wrona wbija wzrok w oskarżonego. Mężczyzna ma łagodne rysy twarzy, ciemne oczy, czarne, nienagannie uczesane włosy. Zachowuje spokój, nie ucieka wzrokiem, a przecież wie, jaki jest najbardziej prawdopodobny finał. Wrona nie ma wątpliwości - żąda najwyższej możliwej kary.

Sędzia odczytuje wyrok: w imieniu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej skazuję pana na karę śmierci.

Na sali pomruk. Andrzej Czabański nadal nie reaguje, jak gdyby właśnie skazano na stryczek kogoś innego.

Prawie czterdzieści lat później prokurator Andrzej Wrona, tak jak na sali sądowej, nie okazuje żadnych emocji.

- To była jedyna możliwa kara. Tak mi się wówczas wydawało.

- A dziś? Dziś też uważa pan, że zasługiwał na śmierć?

TELEFON Z USA

Weronika Nowak ma 41 lat, szesnaście więcej od Andrzeja.

Mieszkają w tym samym bloku w Tarnowie. Brat Andrzeja chodzi do jednej klasy z jej córką. Po wywiadówkach szkolnych Weronika zachodzi do Czabańskich i opowiada, co mówił nauczyciel. Zapraszają się wzajemnie na imieniny, piją sąsiedzką herbatę. A gdy w 1980 roku Andrzej się żeni, Weronika i jej mąż Krzysztof przychodzą na wesele.

Krzyśka częściej nie ma, niż jest. Jest dentystą, pracuje w USA. Rozłąka boli, ale przynajmniej Weronice i dwóm córkom niczego nie brakuje. Sąsiedzi zazdroszczą, bo Nowakowa zawsze zadbana, elegancko ubrana, w uszach modne okrągłe kolczyki "koluchy". Niedawno wyremontowała mieszkanie i kupiła nowe meble. Krzysiek co chwilę przysyła dolary. Weronika trzyma je w schowku na jarzyny albo pod lodówką. Nowa, z zamrażalnikiem, za 360 dolarów.

Pamięta Andrzeja od małego.

W ostatnich latach jeździł na taksówce, potem pomagał Karolinie, swojej żonie w prowadzeniu sklepu ze sprzętem motoryzacyjnym. Sklep zamknęli, bo żona jest w zaawansowanej ciąży. Podobno Andrzej będzie handlować kwiatami, na razie żyją z oszczędności.

11 czerwca 1984 roku po pierwszej w nocy Andrzej puka do Weroniki. Od razu widać, że pił, ale jakie to ma znaczenie? Mówi, że na poczcie czeka rozmowa z USA. Weronika tak się cieszy, że wybiega z mieszkania w samych pantoflach. Mąż nie odzywał się od dłuższego czasu, zaczynała się już martwić.

Ale pani na poczcie robi wielkie oczy: żadna rozmowa z USA nie była zamawiana.

Pomyłka? Spokojnie, czas na plan B: Andrzej ma znajomego w Skrzyszowie, pracuje na poczcie, zna się na takich połączeniach. Może on wyjaśni sprawę?

Znowu maluch. Powoli zaczyna świtać. Wokół tylko pola. Nagle Andrzej rzuca, że to tutaj. A chwilę później przyznaje, że od początku kłamał. Wszystko ukartował, chodzi mu tylko o seks. Weronika próbuje się ratować. Tłumaczy najspokojniej, jak tylko potrafi:

Że przecież ma męża.

Że Andrzej jest dużo młodszy.

Że bardzo się boi.

Że ma w domu 200 dolarów.

Czabański uderza ją w twarz otwartą dłonią. Gwałci, a gdy Weronika próbuje uciekać, bierze z auta klucz do kół. Uderza w głowę bez opamiętania, ale kobieta ciągle się podnosi, więc bije podnośnikiem. Nasłuchuje chwilę, czy przestała oddychać. Przeciąga ciało dalej w pole.

A potem wsiada do malucha i jedzie na ulicę Skowronków, żeby zabić jej córki. Przecież widziały, że to on przyszedł do matki.

Nastoletnią Olę, która otwiera drzwi, dusi krawatem. Młodsza Julia biegnie siostrze na pomoc, więc uderza ją z całych sił. Gdy dziewczynki zaczynają krzyczeć, przestraszony Czabański ucieka oknem.

Jedzie pod Tarnów do domu babci. Chowa w krzakach zakrwawione ubranie. Rzuca, że trochę popił i jak gdyby nic, jedzie do sklepu po oranżadę. Kiedy wraca, z daleka dostrzega babcię w towarzystwie milicjantów.

Od razu przyznaje się do morderstwa.

RADA PAŃSTWA NIE SKORZYSTAŁA Z PRAWA ŁASKI

21 kwietnia 1988 roku. Areszt śledczy w Krakowie na Montelupich.

Andrzej Czabański przekręca się na metalowej pryczy. To dziś, ale on jeszcze o tym nie wie. Na biurku naczelnika leży krótki dokument. W nim nazwiska skazańca, prokuratora, dyrektora aresztu oraz katów. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski, wyrok śmierci ma zostać wykonany. Powieszą Czabańskiego po siedemnastej.

Jeśli chcesz zabić człowieka, musisz trzymać się procedur.

O egzekucji wie tylko kilka osób: wykonawcy wyroku, prokurator, adwokat i naczelnik więzienia, który kilka godzin przed informuje sprawdzonych strażników.

Kaci już przyjechali.

Zawsze jest ich dwóch. W dokumentach mają fałszywe dane. Ich prawdziwą tożsamość zna tylko kilka osób z Centralnego Rejestru Zakładów Karnych. Wiadomo jedynie, że to pracownicy więziennictwa. I że dorabiają w ten sposób do pensji. Mówi się, że jeżdżą po całej Polsce czarną wołgą.

Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski wobec Andrzeja Czabańskiego
Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski wobec Andrzeja Czabańskiego© WP

Czarny garnitur, czarne buty, czarny krawat, biała koszula i białe skórzane rękawiczki - zgodnie z protokołem. Mają ze sobą sznur o odpowiedniej długości (w zależności od wagi skazańca). Śmierć ma nastąpić przez przerwanie rdzenia kręgowego. Jeśli sznur będzie za krótki, Czabański będzie się dusił i skona w męczarniach.

Do egzekucji kilkadziesiąt minut.

Wyprowadzają go z celi pod pozorem spotkania z przedstawicielem Rady Państwa, która rozpatruje jego wniosek o ułaskawienie. Prowadzą do poczekalni, gdzie czeka lekarz. Żeby umrzeć na szubienicy, trzeba być zdrowym. Inaczej egzekucja zostanie przesunięta.

Nie wiadomo, kiedy Czabański orientuje się, że to już.

Skazany ma prawo do ostatniego życzenia. Według procedur nie spełnia się tych, których realizacja zajęłaby ponad godzinę, albo byłyby uznane za niemoralne. Alkohol też odpada – skazany musi być w pełni świadomy. Najczęściej proszą o papierosa. Niektórzy siadają za stołem i próbują skreślić na kartce kilka ostatnich słów.

Czabański wybiera papierosa.

Listu nie pisze. Wysłał ich już sporo.

CZEKA MNIE NAJWYŻSZY WYROK

22 września 1985 roku.

Moja najukochańsza Jadwisiu,

Na wstępie mego listu serdecznie was pozdrawiam oraz mocno, mocno całuję. Nie pisałem ubiegłej niedzieli, gdyż było to zaraz po widzeniu i po prostu nie miałem natchnienia.

Prawdę mówiąc, myślami jestem już przy następnym widzeniu, którego nie mogę się doczekać. Dni wloką się niemiłosiernie. Przestałem już wypatrywać listów od Was, bo tylko się zagnębiam. Rozumiem Ciebie, że nie masz czasu, a jestem Ci ogromnie wdzięczny za przyjazdy na widzenie. Ale kochana - widzisz - te trzydzieści minut nie zaspokoją mojej żądzy wiedzy, co robicie, jak z dziećmi, w co się bawią. Jeśli nie sprawi ci to kłopotu, to gdy znajdziesz chwilkę, czasem napisz mi o tym i w ogóle o wszystkim.

"Co poza tym?" - pewnie spytasz, kochanie. Dzień jak co dzień. Siedzę w tych czterech ścianach i gdyby doba miała 25 godzin, to i z tym bym się pogodził, gdyż oprócz trosk, nad którymi medytuję, resztę czasu poświęcona jest dla Was i o Was. Kochanie, tutaj, na tym oddziale każdy ma łóżko. Takie duże, metalowe, szpitalne. Twardo jak nie wiem co, ale do tego od dawna jestem przyzwyczajony. Okna duże. Od strony celi krata, od zewnątrz krata, a za nią zasłona z szyby zbrojonej, aby nie tyle ograniczyć pole widzenia, ale też pozbawić powietrza.

[...]

Zawsze kiedykolwiek przechodziliśmy obok więzienia, będąc z córeczką na spacerze, odczuwałem pewien lęk przed tym miejscem i pragnienie, aby nigdy do więzienia nie trafić. Lęk, a zarazem wstręt do tego miejsca, gdzie w dziewięćdziesięciu procentach przebywa sam element. I choć tutaj trafiłem i minęło sporo dni, dalej odczuwam pewien wstręt. Wielu jest tu takich, którzy nic nigdy w życiu nie mieli, łącznie ze zdrowym rozumem [...]

I tak w ten sposób ma wyglądać moje przystosowanie się do życia w społeczeństwie, które tutaj zowie się resocjalizacją. Ale właściwie to tylko niepotrzebnie piszę o wielkich sprawach, gdyż mnie resocjalizacja i tak nie obejmie. Przecież świadom jestem, jak straszny czyn popełniłem i wiem, że wyrok ten najwyższy jest mi przeznaczony. Nie ma co się okłamywać. Potrzebna jest prawda. Prawda prosto w oczy.

Naprawdę do tej pory nie mogę uwierzyć.

Lecz muszę.

Andrzej

PROKURATOR: BRAK ODPOWIEDNICH PROPORCJI

- Dziś też uważa pan, że Czabański zasługiwał na śmierć?

- Przede wszystkim nie obowiązuje już kara śmierci. Po jej zniesieniu popełniano zbrodnie o wiele cięższe - mówi prokurator Artur Wrona.

- Przywołam tylko sprawę Trynkiewicza i zabójstwo czterech młodych chłopców czy zabójstwo w Kredyt Banku, gdzie zginęły cztery osoby. Sprawcy tych mordów nie usłyszeli wyroku śmierci, a Czabański stracił życie za zabicie jednego człowieka. Niewątpliwie, dzięki zmianie przepisów, Trynkiewicz i zabójcy z Kredyt Banku uniknęli kary śmierci. Wobec takiej perspektywy można mówić w przypadku Czabańskiego o braku odpowiednich proporcji.

Wrona przypomina, że skazany po pierwszej zbrodni pojechał do mieszkania Weroniki, żeby zabić jej córki. Gdyby nie ich krzyki, byłyby trzy ofiary.

- Staram się podchodzić do tego na chłodno. Jednocześnie trzeba pamiętać, że temu człowiekowi zabrakło kilku miesięcy - przypomina prokurator.

Rok przed egzekucją Czabańskiego rozpoczyna pracę Komisja ds. Reformy Prawa Karnego. Minister sprawiedliwości Łukasz Balcer zgłasza projekt moratorium na wykonywanie kary śmierci. Ale zostaje ono wprowadzone dopiero kilka tygodni po straceniu Czabańskiego. 7 grudnia 1989 Sejm PRL ogłosi amnestię, która zmienia wyrok śmierci na 25 lat pozbawienia wolności.

A od 1996 roku do kodeksu wprowadzona zostanie kara dożywotniego pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 25 latach.

Czabański został pozbawiony życia jako ostatni. Była to 321. egzekucja wykonana w Polsce po 1956 roku.

- Myślę, że w tej sprawie dziś wymierzona zostałaby kara dożywocia. W pewnym momencie sądy szastały karą śmierci i niektóre wyroki były zbyt surowe - mówi po latach Wrona.

Ale czasem działało to w drugą stronę. Prokurator opowiada o sprawie, która dotąd nie daje mu spokoju.

Mężczyzna zabił swoje trzymiesięczne dziecko. Były wątpliwości co do przebiegu zdarzenia i ostatecznie został skazany za nieumyślne spowodowanie śmierci. Dostał 4,5 roku, wyszedł jeszcze wcześniej. Wrócił do domu i zabił drugie dziecko. Wrona, mimo upływu lat, zastanawia się, czy jako prokurator mógł zrobić coś więcej.

- Nie wstydzę się tego powiedzieć: ten człowiek zasługiwał na śmierć.

NIGDY SOBIE NIE PRZEBACZĘ

Moja najukochańsza Jadwisiu,

[…]

Zabiłem człowieka, matkę dzieci.

Sam wiem, co to jest matka, żona, co dla naszych dziewczynek znaczysz ty, kochanie. I sam sobie nigdy tego nie przebaczę.

Moja nadzieja co do wyroku jest taka, jak opisałem, bo po co się gnębić? Gdy pomyślę, że miałbym w więzieniu odsiadywać karę, to i tak dzisiaj już wiem, że nie dam rady zrobić i sam sobie wymierzę sprawiedliwość [...] Piszę to, abyś wiedziała, że nie "śpię" i abyś była w każdej chwili przygotowana na najgorsze. Przypomina mi się moje pierwsze i ostatnie golenie taty. Pamiętasz, co ci mówiłem o tym, jak spojrzał na mnie i na Bartka. Musiał nieświadomie wpatrzeć się w Bartka, na mnie zatrzymał wzrok na ułamek sekundy, bo zapewne wiedział już, że niedługo się zobaczymy.

Przygotowując się na to najbardziej, zaczynam pisać coś, co tylko ty zrozumiesz. Przedwczoraj śniły mi się węże - takie strasznie długie. I dużo koni. Starych, młodych... [...] Na celi jest tutaj taki jeden, podejrzewam, że specjalnie. Ale, kochana, taki już mój los i nic go nie odmieni.

Jeśli chodzi o mnie, to jestem obojętny na wszystko. Bardzo mocno mi ciebie brak. I oczywiście córeczek. Ucałuj je mocno ode mnie. A dla ciebie osobno moc gorących pocałunków. Do widzenia.

Tatko.

KACI W GOTOWOŚCI

Matka Andrzeja Czabańskiego do końca walczy o życie syna. Pisze listy i wnioski do władz, czeka na moratorium. Ale ani Sąd Apelacyjny, ani Sąd Najwyższy nie zmieniają wyroku.

"Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski".

21 kwietnia 1988 roku.

Krakowski areszt na Montelupich.

Dochodzi siedemnasta. Zgodnie z protokołem zawiązują Czabańskiemu oczy i prowadzą go do celi śmierci. Sala o szarych ścianach bez okien. Przy suficie stryczek, na podłodze metalowa zapadnia. Kaci czekają w gotowości.

Po latach relację jednego z nich publikuje w książce "Spowiedź polskiego kata" Jerzy Andrzejczak.

- Odruch obronny cechuje prawie każdego skazanego. Kiedy nerwy puściły, zaczął walczyć o swoje życie. Kopał. Gryzł. Szarpał się, bluźnił i wył. Strażnicy skuli mu z tyłu ręce kajdankami i ciągnęli jak worek ziemniaków - miał mówić kat.

- Wykonałem tylko swoje mechaniczne czynności. Zwolniłem zapadnię, skazany spadł w studnię jak kłoda. Ciężar spadającego ciała zerwał rdzeń szyjny.

To jedyna relacja z ostatniej egzekucji w Polsce. Czy prawdziwa? Nie wiadomo. Zastanawia, że kat cały czas odpowiada bardzo lakonicznie, podając głównie suche informacje, które są dostępne w aktach sprawy.

Andrzejczak twierdzi, że jego rozmówca nie pozwolił na rejestrowanie rozmowy.

TO NIE TA EPOKA

Temat kary śmierci co pewien czas wraca w debacie publicznej.

- Moim zdaniem kara śmierci za najcięższe przestępstwa powinna być dopuszczalna. Uważam, że to był taki przedwczesny wynalazek lat 90. czy wcześniejszych. W tym względzie również nie zgadzam się z nauką Kościoła, bo jestem zwolennikiem kary śmierci - powiedział w styczniu 2023 Mateusz Morawiecki.

Na słowa premiera zareagowało Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, podkreślając w stanowisku: "Międzynarodowe prawo karne nie przewiduje obecnie kary śmierci, nawet za najcięższe zbrodnie, takie jak ludobójstwo, zbrodnie przeciwko ludzkości czy zbrodnie wojenne".

Potem rzecznik rządu Piotr Müller tłumaczył, że szefowi rządu chodziło prawdopodobnie o dopuszczenie kary śmierci w przypadku wielokrotnego zabójstwa, zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem czy zbrodnie wojenne. Dodał, że "to nie jest elementem agendy programu politycznego w tej chwili".

Kary śmierci chce jednak współrządząca Solidarna Polska.

- Taka kara pełni funkcję zniechęcającą do przestępstwa. Sprawca kalkuluje, czy warto popełnić ohydny czyn - tłumaczył w rozmowie z Wirtualną Polską wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.

Jak wynika z sondażu IBRiS, opublikowanego w "Rzeczpospolitej", zdecydowana większość badanych (54,1 proc.) jest przeciwna obowiązywaniu kary śmierci. Z premierem Mateuszem Morawieckim zgadza się 38,7 proc. respondentów. 63 proc. zwolenników obecnej władzy jest za karą śmierci.

Prokurator Wrona nie ma wątpliwości: - To do ustawodawstwa już nigdy nie wróci i słusznie. Rozwój cywilizacyjny idzie w tym kierunku, że kara śmierci nie jest karą humanitarną. Trzeba się z tym zgodzić. Wśród wielu osób związanych z prawem jest z tyłu głowy myślenie, że za niektóre czyny aż się prosi o taką karą. To nie ta epoka.

- Kara dożywotniego pozbawienia wolności jest adekwatna do tego, co powinno się wymierzać wobec najgroźniejszych przestępców - dodaje prokurator Wrona.

20 MINUT. LEKARZ STWIERDZA ZGON

Minęło 35 lat, ale takich rzeczy się nie zapomina.

Prokurator Wrona pamięta, że 21 kwietnia szef wstąpił na chwilę i rzucił, że jedzie do Krakowa na egzekucję Czabańskiego. Wrona nigdzie się nie wybiera - istnieje niepisana zasada, że prokurator prowadzący sprawę nie uczestniczy w wykonaniu wyroku. Ale emocje i tak są bardzo dużo. Stres? Wrona nie potrafi ich dzisiaj nazwać. W głowie myśl, że właśnie w obliczu państwa pozbawia się kogoś życia. On sam tego się właśnie domagał.

Prokurator będący na miejscu opowie mu, jak przebiegała egzekucja, mimo że nie powinien tego robić, bo obowiązuje go tajemnica zawodowa. Artur Wrona woli zostawić dziś te szczegóły dla siebie.

Pętla na szyi Czabańskiego. Jeden szybki ruch kata. Koniec. Po regulaminowych dwudziestu minutach lekarz stwierdza zgon.

Kilka dni później Wrona przeczyta krótką depeszę opublikowaną przez Polską Agencję Prasową:

Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski w stosunku do Andrzeja Stanisława Czabańskiego. Sąd skazał go na karę śmierci.

Wyrok został wykonany.

Imiona bohaterów, poza Andrzejem Czabańskim, zostały zmienione

Dariusz Faron i Paweł Figurski są dziennikarzami Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (660)