"Zabiłem, bo Bóg tak chciał"
- Nie żałuję, działałem z rozkazu Boga – powiedział Igal Amir podczas przesłuchania, po tym jak zastrzelił premiera Izraela Icchaka Rabina. Dlaczego z powodu wiary niektórzy ludzie są gotowi zabijać, często samemu oddając życie? I czy rzeczywiście terroryści religijni działają w imię Boga?
02.07.2009 | aktual.: 20.10.2009 15:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie ma tygodnia, żeby w Iraku nie doszło do zamachu. Atakowane są nie tylko obce wojska, które uważa się za okupantów. Bomby podkłada się również w meczetach, na zatłoczonych targowiskach, czy w kawiarniach w szyickich i kurdyjskich dzielnicach i miastach. Podobnie jest na pograniczu afgańsko-pakistańskim, gdzie w 2008 roku, według raportu misji ONZ w Afganistanie, z powodu tzw. wojny z terroryzmem zginęło ponad 2 tysiące cywilów i już ostrzega się, że przypadkowych ofiar będzie jeszcze więcej.
Jednak zabijanie motywowane religijnie nie jest jedynie „specjalnością” muzułmańskiego kręgu kulturowego. W 1995 roku członkowie japońskiej sekty Aum „Najwyższa Prawda” przeprowadzili atak na tokijskie metro. W wagonach podłożono sarin, gaz paraliżujący, który spowodował śmierć 12 osób, a prawie 6 tysięcy trafiło do szpitala z objawami zatrucia. Zamachowcami kierował Shoko Ashara, guru sekty wierzący, że posiadł prawdę absolutną niczym sam Budda.
W tym samym roku w Stanach Zjednoczonych grupa o nazwie Chrześcijańscy Patrioci podłożyła bombę pod budynek federalny w Oklahoma City. W zamachu zginęło 168 osób, również dzieci. Sprawca ataku, Timothy McVeigh, zanim został skazany na karę śmierci, tłumaczył, że był to akt zemsty za zabicie przez policję innego przywódcy sekty, „kolejnego wcielenia Chrystusa”.
Bez skrupułów działają również chrześcijańscy terroryści z Narodowego Frontu Wyzwolenia Tripury – stanu w północno-wschodnich Indiach. Organizacja, wspierana przed kościół baptystów, morduje hinduistów i plądruje ich świątynie.
Bóg nie negocjuje
Związek między przemocą a wiarą jest niemal tak stary, jak dzieje samych religii. Nie raz toczono krwawe wojny pod płaszczem świętości. Kiedy mówi się o pierwowzorach terroryzmu religijnego najczęściej przytacza się żydowskich zelotów, indyjskich thugów i islamską sektę asasynów.
Pierwsi działali na terenie obecnego Izraela w I w., prowadząc kampanię przeciwko Rzymianom. Najczęściej atakowali w zatłoczonych miejscach, w których zelota mógł podejść do swoje ofiary i ugodzić ją sztyletem. Podobną metodę stosowali w XI w. asasyni. Ich liczne polityczne mordy obrastały z czasem legendami, jak ta, że zabójcy przed atakiem byli odurzani narkotykami (hasziszijjun oznacza w języku arabskim „palących haszysz”). Thugowie natomiast terroryzowali Indie przez kilkaset lat aż do XIX wieku, zabijając i składając bogini Kali w ofierze przypadkowych podróżnych.
Tyle historia. Dlaczego jednak również współcześnie religijne motywy ogrywają tak wielką rolę w światowym terroryzmie? Zdefiniowanie terroryzmu religijnego jest wyjątkowo trudne, bo już samo pojęcie terroryzmu nie ma jednoznacznego wyjaśnienia.
– ONZ od kilkudziesięciu lat pracuje nad spójną definicją terroryzmu, którą zaakceptowałyby wszystkie kraje członkowskie organizacji – komentuje Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Ekspert określa jednak terroryzm jako metodę walki politycznej, która bazując na efekcie psychologicznym, dokładniej na strachu, stosuje przemoc lub grozi jej użyciem.
Pod koniec lat 60. ubiegłego wieku wśród znanych grup terrorystycznych żadna nie kierowała się przesłankami religijnymi, w połowie lat 90. prawie połowa organizacji terrorystycznych miała charakter religijny. Co takiego się stało, że nastąpił boom na tego typu grupy?
Pojawienie się współczesnego terroryzmu religijnego zbiegło się z dwoma wydarzeniami – rewolucją Chomeiniego w 1979 roku oraz powolnym rozpadem ZSRR i zakończeniem okresu zimnej wojny. Właśnie wyczerpanie się idei socjalizmu z jednej strony, ale także zachodniego liberalizmu z drugiej, eksperci uważają za przyczynę zwrócenia się w stronę religii, do jej fundamentów. Dodatkowo na arenie międzynarodowej pojawiło się państwo, które kreowało się na strażnika jednej z największych światowych religii – Islamska Republika Iranu. Kraj ten do dziś jest oskarżany o wspieranie organizacji uznanych przez UE za terrorystyczne, jak Hamas czy Hezbollah.
„Dzieci szatana”
W terroryzmie świeckim niezbędny jest tzw. trzeci podmiot, czyli społeczeństwo, które zastraszone naciskałoby władze na ustępstwa na rzecz terrorystów. Stąd tak istotna rola mediów, które przekazują opinii publicznej wiadomości o „ teatrze terrorystów", jak określają to niektórzy badacze.
W terroryzmie religijnym taki trzeci podmiot jest zbędny. Sami „natchnieni” zamachowcy uważają, że obserwatorem ich działań jest Bóg i to on za nie wynagradza. Kiedy więc terroryzm świecki wymaga poparcia społecznego, w terroryzmie religijnym sama przynależność do innej wspólnoty wyznaniowej usprawiedliwia przemoc wobec „niewiernych”.
Kategoria wroga definiowana na zasadzie jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam, staje się niemal nieograniczona. Co więcej, osoby spoza kręgu współwyznawców, przestają być ludźmi, a stają się „dziećmi szatana”, „wszami”.
- Nie mówi się o zabijaniu, a o męczeństwie, nie ma ofiar, są "psy", nie ma terrorystów, są bojownicy - Liedel tłumaczy, jak terroryści manipulują manipulację językiem.
Odczłowieczenie drugiej strony konfliktu sprawia, że zamachy motywowane religijnie stają bardziej krwawe. Rośnie liczba ofiar, bo terroryście jest obojętne czy zabija „niewiernych” żołnierzy czy cywilów. Sam również jest gotów oddać życie, bo czeka go nagroda w niebie. Jeśli nawet przyszły zamachowiec ma co do tego wątpliwości, wycofanie się nie wchodzi w grę. Stosuje się np. podwójne zapalniki, gdyby terrorysta miał się zawahać. Znawca zjawiska terroryzmu, Walter Laqueur, określiła takie zamachy samobójcze jako „męczeństwo w wersji de lux”.
Z uśmiechem na ustach
W 1983 roku dwie ciężarówki-pułapki były przyczyną eksplozji w Bejrucie, w której zginęło 241 amerykańskich marines i 58 francuskich żołnierzy. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się – wspominał kierowcę jednej z ciężarówek żołnierz, który stał wówczas na warcie przed koszarami.
Podobne wspomnienia z Iranu opisywał na łamach „L’Express” francuski dziennikarz Alain Louyot: „Idący na śmierć uśmiechali się do nas. Niektórzy nawet figlarnie, z przekornym mrugnięciem oka. Ci irańscy chłopcy w wieku 13-14 lat, przeznaczeni owego zimowego ranka 1984 roku na mięso armatnie dla obrony republiki islamskiej ajatollaha Chomeiniego”.
Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku sądzono, że zamachowcy-samobójcy to ubodzy fanatycy, którzy dzieciństwo spędzili w obozach dla uchodźców, często działają pod wpływem śmierci kogoś bliskiego. Twierdzono również, że muszą to być osoby chore psychicznie.
Model ten musiał ulec zmianie po atakach na WTC w 2001 roku i późniejszych w Londynie i Madrycie, gdy okazało się, że terrorystami były osoby wykształcone, a nawet z obywatelstwami krajów, w których dokonywały zamachów.
Dziś uważa się, że terroryści-samobójcy to nie psychopaci, a wręcz przeciwnie, zaskakuje ich normalność. Zamach terrorystyczny jest tak złożonym przedsięwzięciem, że osoba niestabilna mogłaby zachować się nieprzewidywalnie i narazić akcję. Jednak, jak zauważa psycholog prof. Wilhelmina Wosińska w artykule „Zabiję i pójdę do nieba”, takie osoby wykazują się silną potrzebą wyrażania gniewu w imieniu innych i mają skłonność do podejmowania ryzyka.
- Religia stawia kropkę nad „i”, gdy manipuluje się kimś, by wziął udział w zamachu – tłumaczy Krzysztof Liedel. Jednak, jak podkreśla badacz, przyszli zamachowcy nie zawsze są motywowani religijnie. – W Czeczenii zdarzały się przypadki, że filmowano gwałt na kobiecie, by szantażować ją i zmusić do zostania terrorystką. W tym kręgu kulturowym ujawnienie takiej taśmy oznaczałoby śmierć cywilną – twierdzi. W kwietniu tego roku w Iraku zatrzymano Samirę Jassim nazywaną również "matką wierzących". Podczas przesłuchania kobieta przyznała, że pomagała organizować gwałty na młodych kobietach. Zhańbione w ten sposób dziewczyny namawiała później do zostania żywymi bombami.
- Nie wszyscy zamachowcy działają z własnej woli. Do manipulacji używa się również narkotyków, szantażu, a nawet hipnozy – zauważa ekspert ds. terroryzmu.
W imię wszystkiego tylko nie Boga
Jak podkreśla Krzysztof Liedel, religia jest wykorzystywana jako usprawiedliwienie działalności organizacji terrorystycznych i najczęściej służy do propagandy. - Nazwa terroryzm religijny jest nieco mylna. Terroryzm raczej posługuje się religią do radykalizacji społecznych nastrojów przez określoną interpretację oraz rekrutacji nowych członków, gdy określona wiara staje się czynnikiem odróżniającym – tłumaczy.
Liedel podaje jako przykład walkę IRA w Irlandii Północnej, gdzie katolicyzm i protestantyzm dzieliły społeczeństwo, ale żadna ze stron konfliktu nie dążyła do stworzenia jakiegoś teokratycznego państwa opartego na zasadach ich wiary. – IRA, ETA, palestyńskie ugrupowania to ruchy separatystyczne, narodowowyzwoleńcze, walczące w obrębie jednego państwa – wyjaśnia ekspert. Podobnie jest w przypadku chrześcijańskich terrorystów w Stanach Zjednoczonych, których religijny ekstremizm był jedynie otoczką dla rasistowskich idei supremacji białych.
Z zupełnie nowym wymiarem terroryzmu religijnego mamy natomiast do czynienia po atakach 11 września na WTC. Jest to terroryzm ponadnarodowy, oparty na ideach globalnego dżihadu. Zdaniem ekspertów, fundamentalizm islamski stanowi ogromne wyzwanie, ponieważ sam islam jest religią nierozerwalnie łączącą sferę wiary i polityki, niedopuszczającą możliwość zmiany wyznania. Nie należy jednak stawiać znaku równości między islamem a terroryzmem. - Zdecydowana większość muzułmanów ma poglądy umiarkowane, a ich codziennego życia nie zajmuje „święta wojna” – podkreśla ekspert.
Co nas czeka?
- Terroryzm motywowany religijnie będzie istniał dopóki nie uda się rozwiązać problemów Iraku, Afganistanu, Pakistanu, czy upadłych krajów afrykańskich. Jednak już dzisiaj dochodzi do ataków grup antyglobalistycznych, czy antyaborcyjnych, być może przyszłość będzie należała do takich ruchów – twierdzi Liedel. – Terroryzm wszedł do kanonu walki politycznej i w nim pozostanie – dodaje pesymistycznie.
Według Liedla, najczęściej do ataków będzie dochodzić w rejonie Bliskiego Wschodu i Azji, jednak terroryści nie pozwolą o sobie zapomnieć mieszkańcom Europy Zachodniej i USA. – Polska znajduje się w orbicie zainteresowania terrorystów, ale jesteśmy póki co mało atrakcyjni ze względów strategicznych – tłumaczy znawca terroryzmu. Dodaje jednak, że ta „atrakcyjność” może się zmienić w 2012 roku podczas Mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska