Polska"Zabił sierżanta, by z naszej władzy zrobić palanta"

"Zabił sierżanta, by z naszej władzy zrobić palanta"

21 listopada 1955 roku w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie wykonano wyrok kary śmierci na Jerzym Paramonowie – bandycie i idolu ulicy, którego historię utrwalała na bieżąco powszechnie znana ballada podwórzowa. Ten pospolity przestępca stał się symbolem sprzeciwu wobec władzy ludowej. Skąd wzięła się jego popularność opiewana nawet przez współczesnych wykonawców?

"Zabił sierżanta, by z naszej władzy zrobić palanta"
Źródło zdjęć: © WP.PL

21.11.2010 | aktual.: 21.11.2010 23:41

Długi orli nos, wysokie czoło, odstające uszy, pociągła twarz, delikatne rysy, ciemne włosy. 24-letni Jerzy Paramonow ubrany w ciemną marynarkę i białą koszulę nie wyglądał na bandytę i mordercę. A jednak – oskarżony był o zabicie milicjanta, trzy usiłowania zabójstwa, kilkanaście napadów rabunkowych oraz nielegalne posiadanie broni. Paramonow spokojnie przyznał, że napadał i kradł, bo nie miał pieniędzy, a jak je miał to wydawał na wódkę, prostytutki i inne przyjemności. Na sądowych korytarzach kłębił się podekscytowany tłum pragnący zobaczyć oskarżonego, a kto nie był w sądzie, mógł przeczytać pełną relację w „Expressie Wieczornym”. Na ulicach i w barach powstawały zaś kolejne, ostatnie już zwrotki „Ballady o Paramonowie”:

Kiedy go w sądzie na śmierć skazali,
Charakterniacy nawet płakali
Na Rakowieckiej jest szubienica
I Paramonow na niej już zwisa.
Warszawa cała chodzi w żałobie,
Bo Paramonow leży już w grobie

Jerzy Paramonow ukończył sześć klas szkoły podstawowej. Przestępczą karierę rozpoczął jako nastolatek od drobnych kradzieży i bójek. Kiedy wiosną 1955 roku po raz kolejny wyszedł z więzienia, przyjechał do Warszawy i zamieszkał u szwagra Zdzisława Gadaja na Marymoncie. Zaczął pracować w Wytwórni Płyt Gramofonowych „Muza” jako strażnik, a potem jako magazynier w Domu Książki. Jednak długo tam nie zagrzał miejsca, bo już 19 sierpnia 1955 roku po wyjściu z pracy wieczorem napadł na milicjanta. Na miejscu zdarzenia znaleziono – jak donosiła prasa – łom ważący 22 kg! Starszy sierżant Stanisław Lesiński stracił w bójce oko, a Paramonow wyposażony w broń, którą mu ukradł zajął się bardziej intratnym zajęciem – napadami na sklepy i restauracje. Wkrótce miał już wspólnika – Kazimierza Gaszczyńskiego, z którym kradł i hulał w swoim ulubionym nocnym lokalu w hotelu Polonia:

A pod „Polonią” banda morowa
Chwali robotę Paramonowa.
Kazik Gaszczyński to tęga głowa,
To prawa ręka Paramonowa.

Po zdarzeniu jakie miało miejsce 22 września 1955 roku nad ranem milicja rozesłała za Jerzym Paramonowem list gończy. Około 4 rano Paramonow wyszedł z restauracji Stolica w towarzystwie szwagra oraz prostytutki. Wsiedli do taksówki i kazali zawieźć się na ulicę Pankiewicza pod sklep nocny. Stamtąd, popijając alkohol w aucie, zajechali na ulicę Wspólną, gdzie dostrzegł ich milicjant Zdzisław Łęcki. Funkcjonariusz wylegitymował mężczyzn i kazał taksówkarzowi dowieźć podejrzanych na pobliski komisariat przy Wilczej. Sam ruszył za nimi rowerem. Pod komendą zasapany Łęcki podszedł do taksówki, z której wysiadł podchmielony Paramonow. Z kieszeni na chodnik wypadł mu magazynek pistoletu. Paramonow strzelił trzy razy do milicjanta, zabijąc go na miejscu. Rozpoczyna się akcja jak z amerykańskiego filmu policyjnego. Paramonow ucieka i strzela do kilku mundurowych, którzy go gonią. Na placu Konstytucji terroryzuje taksówkarza i urządza rajd przez miasto. Milicję ma na ogonie, ale tylko do momentu, w którym tramwaj nie
oddzieli ścigających od ściganego. Każe się wieźć na Dworzec Zachodni, wskakuje do pociągu podmiejskiego, a po kilku stacjach wysiada i wraca do Warszawy. Ostatecznie jedzie na Pragę do Kazimierza Gaszczyńskiego. Razem uciekają z miasta. Po niecałych dwóch tygodniach wracają do stolicy. Ukrywają się i nocują w stogu słomy na tyłach Dworca Wschodniego. Paramonow codziennie się goli, żeby nie wyglądać na zbiega.

Poszukiwania milicji przyniosły skutek i 2 października 1955 roku dwóch funkcjonariuszy odnalazło Paramonowa i Gaszczyńskiego. Ich głośny proces rozpoczął się niecały tydzień później. Wyrok mógł być tylko jeden: kara śmierci. Gaszczyńskiemu Rada Państwa zmieniła wyrok na dożywocie, a Paramonowa powieszono 21 listopada 1955 roku.

Przetrwała jednak spontanicznie tworzona „Ballada o Paramonowie”, którą w latach 50. XX wieku śpiewano na zakraplanych imprezach i bazarach. W powszechnym odbiorze Paramonow był bandytą, ale i wrogiem władzy ludowej, malowniczym watażką idącym pod prąd socjalistycznej rzeczywistości:

Bo Paramonow zabił sierżanta,
By z naszej władzy zrobić palanta.

Legenda o Paramonowie przetrwała do naszych czasów. Pod koniec lat 90. XX wieku „Balladę o Paramonowie” w nowej wersji nagrał zespół Transmisja, w 2005 roku – Vavamuffin, a w czerwcu 2010 roku – Apteka.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (232)