PolskaZa złamanie ciszy wyborczej grozi milion złotych kary

Za złamanie ciszy wyborczej grozi milion złotych kary

Politycy grają dziś w piłkę, robią zakupy lub po prostu odpoczywają. Pod karą do 5 tys. zł grzywny nie mogą już w żaden sposób zabiegać o nasze głosy. Od północy z piątku na sobotę do godz. 20 w niedzielę trwa całkowita cisza wyborcza. Milczą też media i ośrodki badania opinii publicznej. Za publikację sondaży przedwyborczych w okresie ciszy grozi grzywna od 500 tys. do 1 mln zł.

20.10.2007 | aktual.: 20.10.2007 12:08

Naruszeniem ciszy będzie nawet jeżdżący autobus miejski, w którym znajdą się materiały promujące któregoś kandydata: Będzie to wina danego komitetu wyborczego, nawet jeśli plakaty wyborcze znajdą się wewnątrz autobusu - mówi Beata Tokaj, szefowa zespołu prawnego i organizacyjnego wyborów Państwowej Komisji Wyborczej. Również każda agitacja zamieszczona w Internecie będzie złamaniem przepisu. W sieci może zostać wszystko to, co było wcześniej, ale już nowe fora, na których internauci będą rozmawiać o kandydatach to naruszenie prawa - mówi Tokaj. Ale już apel czy wezwanie do pójścia na wybory, bez wskazania na kogo oddać głos, naruszeniem ciszy nie będzie.

Każdy przypadek naruszenia ciszy wyborczej zgłasza się policji lub prokuraturze, potem sprawa trafia do sądu. Ciszę wyborczą wprowadzono po to, aby wyborcy mieli czas na refleksję i spokojne zastanowienie się przed podjęciem ostatecznej decyzji przy urnie. Przynajmniej tak to wymyślił ustawodawca, wprowadzając ją do ordynacji wyborczej w 1989 r. Ciszy wyborczej nie było w PRL-u, bo wtedy nie było przecież żadnych kampanii. Wprowadzono ją po to, żeby wyborcy mieli czas na przemyślenie swojej decyzji - wyjaśnia prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista.

Kampania wyborcza jest przecież oparta głównie na emocjach, dlatego potrzebny jest czas na wyciszenie i refleksję. Przed każdymi wyborami zdarza się jednak kilkadziesiąt przypadków złamania przepisu zakazującego prowadzenia kampanii wyborczej po północy w piątek. Najczęściej niedozwolona agitacja polega na zaklejaniu plakatów przeciwników swoimi, rozdawaniu ulotek pod punktami wyborczymi, organizowaniu wieców.

Sporo kontrowersji wzbudziła zeszłoroczna kampania samorządowa, ponieważ przedwyborcza sobota przypadła na święto narodowe - 11 listopada. Państwowa Komisja Wyborcza uznała, że obchody tego święta nie łamią ciszy, jeśli nie są połączone z partyjną agitacją. Dwa lata temu w sobotę przed wyborami parlamentarnymi rozpoczęła się kampania prezydencka. Politycy mogli więc przekonywać do poparcia kandydatów na prezydenta, nie mogli natomiast promować przyszłych parlamentarzystów. Z tej luki prawnej skorzystał tylko jeden komitet wyborczy - Henryki Bochniarz.

Są kraje, w których pojęcie ciszy wyborczej jest nieznane. Np. w USA czy Wielkiej Brytanii kandydaci walczą do ostatniej chwili. W Niemczech ciszy wyborczej nie regulują żadne przepisy, jednak do 2005 r. obowiązywała dżentelmeńska umowa, zgodnie z którą, po ustaleniach zainteresowanych stron, politycy kończyli kampanię w przedwyborczy piątek. Ale dwa lata temu socjaldemokrata Gerhard Schroeder i szefowa CDU Angela Merkel zapowiedzieli zgodnie - walczymy do końca, do niedzieli wieczór. Cisza wyborcza obowiązuje nadal we Francji, na Słowacji czy Ukrainie. (PAP)

Katarzyna Borowska, Agata Kondzińska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)