Za rozporządzenia minister edukacji zapłacimy wszyscy. "Taka sytuacja będzie wspierać zaburzenia"
- Dzieci z dysfunkcjami trafią do zwykłych klas, nie dostając adekwatnego wsparcia, przez co stworzymy grupę znacznie gorzej społecznie przystosowanych osób, a pozostałym dzieciom w klasie będzie trudniej się uczyć - mówi Beata Chrzanowska-Pietraszuk, psycholog, pedagog specjalny o nowym rozporządzeniu minister Zalewskiej.
Nie tylko rodzice dzieci z wydanym orzeczeniem o niepełnosprawności mogą być zaniepokojeni nowym rozporządzeniem minister edukacji Anny Zalewskiej, ogłoszonym 31 sierpnia tego roku. O co chodzi? O nauczanie indywidualne, które przysługuje dzieciom i młodzieży, których stan zdrowia uniemożliwia lub znacznie utrudnia uczęszczanie do szkoły. Może to dotyczyć dzieci, które są po złamaniach, w trakcie długoterminowego leczenia, ale i tych z autyzmem, zespołem Aspergera czy zaburzeniami lękowymi. Zmiana dotknie również tę ostatnią wymienioną grupę, a jak podkreśla Ilona Rzemieniuk, pedagog specjalna, terapeutka, prezeska stowarzyszenia "Nie-Grzeczne Dzieci" im. Hansa Aspergera: dzieci z różnymi dysfunkcjami z roku na rok przybywa.
Zobacz też: Protest przeciwko reformie edukacji
Jednak koszty zmian w rozporządzeniu MEN i tak poniosą wszyscy rodzice i ich dzieci.
Zacznijmy jednak od wyjaśnienia, o co chodzi. W sierpniu tego roku MEN wydał rozporządzenie, z którego wynika, że nauczanie indywidualne ma odbywać się w domu ucznia, chyba że takie orzeczenie zostało wydane przed 1 września 2017. Wówczas może się ono odbywać na terenie szkoły, ale tylko przez najbliższy rok. Od 1 września tego roku dziecko może mieć nauczanie indywidualne jedynie w domu. W kropce mogą być nie tylko dzieci, które trafią do poradni po 1 września, ale także te, które korzystają z takiego toku nauczania już od jakiegoś czasu. Dlaczego? Orzeczenia o nauczaniu indywidualnym wydaje się na czas określony – miesiąc, dwa, trzy. Jeśli dziecko od lat przychodziło do poradni i stale miało przedłużane orzeczenia o nauczaniu indywidualnym, wielu rodziców, myśląc, że jest to jedynie kwestia formalności, zostawiło tę sprawę do załatwienia na sierpień. Jeśli jednak w poradni dowiadywali się, że komisja zbierze się dopiero we wrześniu, tym samym zaczynały obowiązywać ich nowe przepisy, czyli dziecko nie miało już prawa korzystać z nauczania indywidualnego na terenie szkoły.
W kolejnym rozporządzeniu jest zapis o tym, że szkoła daje możliwość przeprowadzenia części zajęć w klasie, a część indywidualnie. Nie dotyczy to jednak dzieci posiadających orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, czyli wspomnianych dzieci z autyzmem czy zespołem Aspergera. Efekt tego może być taki, że rodzice nie będą występować o orzeczenia i będą posyłać swoje dzieci do zwykłej szkoły, bo żeby zapewnić im naukę w domu, musieliby zwolnić się z pracy albo zapewnić całodzienną opiekę do dziecka, a to kosztuje. – Takie dzieci trafią do klas, nie dostając adekwatnego wsparcia, przez co stworzymy grupę znacznie gorzej społecznie przystosowanych osób, a pozostałym dzieciom w klasie będzie trudniej się uczyć - mówi Beata Chrzanowska-Pietraszuk, psycholog, pedagog specjalny i psychoterapeutka dzieci i rodzin. – Taka sytuacja będzie wspierać zaburzenia, a nie rozwój i przystosowanie społeczne. Ilona Rzemieniuk dodaje: – Do klasy ogólnodostępnej mogą trafić dzieci z zespołem Aspergera czy autyzmem wysokofunkcjonującym, bo ich IQ jest w normie, ale pozostaje pytanie, czy szkoła jest na to gotowa? Czy ma pedagogów specjalnych i psychologów przygotowanych do pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu?
Koszty pozostawienia poza klasą uczniów niepełnosprawnych dotyczą nas wszystkich, czyli całego społeczeństwa. – Dr Paweł Kubicki stworzył "Kalkulator Kosztów Zaniechania", z którego wynika, że jeśli od samego początku nie inwestujemy we włączenie osób niepełnosprawnych do systemu edukacji, to finalnie będzie nas to bardzo dużo kosztować – tłumaczy Rzemieniuk. - Musimy bowiem stworzyć ośrodki, do których trafi część z nich, opłacić ich renty, świadczenia, a tego nie chcemy? – pyta retorycznie terapeutka. – Zależy nam na tym, aby taka osoba jak najszybciej usamodzielniła się, odnalazła w życiu zawodowym, prywatnym i pracowała na wspólne PKB.
W poniedziałek wysłaliśmy mail z pytaniami do MEN zawierający najbardziej niepokojące rodziców kwestie. Między innymi, jak w praktyce miałoby wyglądać włączanie dzieci objętych nauczaniem indywidualnym w życie szkolne, czy miałyby to być poszczególne godziny danego dnia czy po prostu całe wybrane dni, a także czy szkoły będą mieć obowiązek organizacji specjalnie przystosowanych pomieszczeń? Do chwili publikacji tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi.