Za kilka lat małżeństwa tej samej płci będą w Polsce faktem
W tym tygodniu brytyjski parlament przegłosował legalizację małżeństw homoseksualnych. W zeszłym tygodniu polski parlament przegłosował, że takie pary nie mogą zawierać związków partnerskich. Jestem dumny, że w moim kraju podjęto taką decyzję i rozczarowany, że tutaj tak się nie stało, a powód mych uczuć jest prosty: decyzja parlamentu brytyjskiego uszczęśliwi wielu ludzi, a decyzja polskiego nie uszczęśliwi nikogo. Uszczęśliwianie ludzi wydaje mi się być natomiast najlepszą i jedyną rzeczą, jaką rządy krajów powinny robić - pisze specjalnie dla Wirtualnej Polski Jamie Stokes.
- Ale przecież - powiecie zapewne - ludzie, którzy głosowali przeciwko legalizacji związków partnerskich będą teraz szczęśliwi. Nie, nie będą. Ludzie, których cieszy uniemożliwianie innym ludziom robienia rzeczy, które ci chcieliby robić, nigdy nie są szczęśliwi. Towarzyszy im bowiem ciągły strach, że ktoś gdzieś robi może właśnie coś, co oni uznają za moralnie złe. Czy Polacy chcą być narodem ludzi szczęśliwych, czy narodem spiętych moralistów?
Nigdy nie rozumiałem takiego postrzegania. Obecnie małżeństwa męsko-męskie i damsko-damskie znajdziemy w połowie krajów europejskich, w Północnej Ameryce i sporej części Afryki Południowej. Nikt w Polsce nie wydaje się tym martwić. Dlaczego więc martwi ich myśl, że mogłoby to mieć miejsce także w Bydgoszczy lub Kaliszu?
Małżeństwa tej samej płci są legalne w Argentynie, Belgii, Kanadzie, Danii, Islandii, Holandii, Norwegii, Portugalii, RPA, Hiszpanii, Szwecji, Stanach Zjednoczonych, Meksyku (w Meksyku, na Boga!), a wkrótce także w Wielkiej Brytanii. Związki partnerskie osób tej samej płci są legalne w tak wielu krajach, że lista wypełniłaby mi resztę tego tekstu.
Ale nie w Polsce. Polska utrzymuje się w czystości. Cokolwiek mówi nam Google, „małżeństwo“ nie znaczy to samo co „marriage“, „matrimonio“, „huwelijk“ czy „hjonaband“. Brytyjczycy, Hiszpanie, Holendrzy i Islandczycy uznali, że definicja małżeństwa nie potrzebuje uwzględniania frazy „między kobietą i mężczyzną“ – Polska trzyma się jednak twardo poglądów średniowiecznych.
Najbardziej denerwującą rzeczą w buntowaniu się przeciwko legalizacji związków tej samej płci jest to, że bunt ten nie ma sensu. Za pięć, dziesięć lub ileś tam lat małżeństwa tej samej płci będą w Polsce faktem. Fundamentalne prawa dotyczące samostanowienia i wolności jednostki leżące u podstaw tego, co nazywamy „cywilizacją zachodnią“ uczynią to nieuniknionym. Dlaczego więc przedłużać unieszczęśliwianie ludzi?
Jeśli czytasz ten tekst i jesteś Polakiem, prawdopodobnie nie zgadzasz się z moją opinią. Ostatnie sondaże wskazują bowiem, że około 75 procent Polaków jest przeciwna legalizacji małżeństw homoseksualnych. Zaskoczyły mnie one. Polacy z dumą opowiadają mi wszak o czasach, kiedy Polska słynęła w Europie z tolerancji i otwartości. Dlaczego teraz jest jednym z najmniej tolerancyjnych europejskich krajów?
Co stało się z ideą, że mężczyzna i kobieta mają prawo do decydowania o swym życiu? Akceptowanie polityków dyktujących, co można, a czego nie można robić, nie pasuje mi do wyobrażenia o Polakach, jakie mam. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby za 30 lat wasze wnuki mogły pochwalić się moim wnukom, że na początku 21. wieku Polska przewodziła w Europie w tolerancji i wolności tak samo, jak to robiła w wieku 16.?
Specjalnie dla WP.PL Jamie Stokes