Z Sycowa do Brukseli. Polityczna kariera minister od uchodźców
Zgłosiła weto prezesowi Trybunału Konstytucyjnego, nie bała się zaśpiewać na partyjnym wiecu, by ratować opóźniające się wystąpienie prezesa PiS. Beta Kempa, to jedna z tych kobiet w polityce, która budzi dwie skrajne emocje: podziw albo złość.
24.05.2019 | aktual.: 24.05.2019 14:16
- Znamy się od połowy lat dziewięćdziesiątych. – wspomina Renata Wojciechowska, sąsiadka Beaty Kempy z Sycowa. – Nasze córki chodziły do jednej klasy. Więc znam po prostu Beatę, nie poseł czy minister Beatę Kempę.
Oczkiem w jej głowie jest wnuk Mikołaj. I wszyscy wiedzą, że gdy jest z wnukiem, to lepiej do niej nie dzwonić. Z Beatą i jej mężem mieszka również jej teść. Mają ze sobą świetną relację.
Poglądy po matce
Beata Kempa jest rodowitą sycowianką. To niewielkie miasteczko na Dolnym Śląsku, które po wojnie zasiedlili polscy osadnicy. Ojciec, urodzonej w 1966 roku, Beaty Płonki był dyrektorem Sycowskich Zakładów Przemysłu Terenowego, oddziału Ligi Obrony Kraju oraz kierownikiem Wojewódzkiej Spółdzielni Transportu Wiejskiego. Jeszcze w szkole lotniczej w Dęblinie zaprzyjaźnił się z gen. Hermaszewskim.
Kempa przyznaje, że poglądy córki nie były jednak poglądami ojca. Po ojcu miała odziedziczyć jedynie charakter. Poglądy ma po mamie.
- Matka twierdziła, że pseudokomuniści rozkradają Polskę, nie wierzyła w ich dobre intencje. Ojciec, kiedy wiedział, że ona ma po swojej stronie argumenty, obracał to w żart. Czasem milcząco przyznawał jej rację. Ojciec uważał, że z ludźmi trzeba dobrze żyć i każdemu pomagać”. – mówiła z rozmowie z „Polityką” Beata Kempa.
To ona rozjechała Kalisza
Kempa w ostatnich wyborach parlamentarnych dostała w swoim okręgu blisko 30 tysięcy głosów. Ale to w tym samym Sycowie w grudniu 2017 roku – jak się potem okazało niepoczytalny mężczyzna - podpalił jej biuro poselskie.
Posłanki nie było wtedy w biurze, ale Sebastian K., zdaniem prokuratury, sprowadził niebezpieczeństwo na 15 osób, m.in. pracowników jej biura i mieszkańców kamienicy, w której się ono mieści.
- Tyle mówi się o tym, że ludzie nie lubią polityków, a ja wtedy poczułam prawdziwe i realne wsparcie. Przekonałam się, że społeczność w której żyję na co dzień, jest ze mną – mówi posłanka.
Polityczna kariera Beaty Kempy, dziś minister ds. pomocy humanitarnej, rozpoczęła się właśnie w sycowskim samorządzie. Najpierw ukończyła administrację na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego, a w latach 1998-2005 była radną Sycowa.
W 2005 roku zdobyła mandat posłanki. Rok później została wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, ministrem był wtedy Zbigniew Ziobro.
- Nie znaliśmy się wcześniej. Pierwszy raz zobaczyłem ją w telewizji, gdy dosłownie rozjechała Ryszarda Kalisza, później widziałem jak przemawiała na sali sejmowej. Zaproponowałem jej współpracę, bo już wtedy widziałem, że nie boi się ani ciężkiej pracy, ani trudnych zadań – wspomina ówczesny i obecny szef resortu sprawiedliwości.
Szara eminencja
O Beacie Kempie zrobiło się głośniej, gdy zasiadała w sejmowej komisji śledczej ds. afery hazardowej. W wyborach w 2011 rozbiła wyborczy bank, poparło ją ponad 70 tysięcy osób. Sukcesu nie udało się powtórzyć w 2014 roku i Beata Kempa nie została. Europarlamentarzystką.
Po wyborach 2015 roku znów weszła do rządu, była szefową kancelarii premier Beaty Szydło. To wtedy zyskała największy medialny rozgłos ostatnich lat. Poinformowała ówczesnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego o wstrzymaniu publikacji w Dzienniku Ustaw wyroku dotyczącego ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Był to pierwszy taki przypadek w historii tego urzędu. Dziś w rządzie premiera Mateusza Morawieckiego Beata Kempa odpowiada za pomoc humanitarną.
– Mimo iż nie jest już szefową kancelarii, to nadal jest tam szarą eminencją. Podobno boi jej się nawet jej następca, minister Michał Dworczyk, a pan premier też wyraźnie czuje respekt – mówi nam osoba z KPRM.
Czy równe dobrze poradzi sobie w europarlamencie, do którego jest kandydatką z ramienia PiS w swoim macierzystym okręgu.
- Jak znam panią Beatę Kempę, jestem spokojny, że tam, gdzie to tylko będzie możliwe, by twardo walczyć o interes Polski, to na pewno tak. – mówi poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. - Na zewnątrz, przynajmniej tak wiele osób ją odbiera, wpisuje się w bardzo ostrą retorykę PiS-u, i wydaje się, że jest taką osobą niezbyt przyjazną, ale w rzeczywistości, przy takim bezpośrednim kontakcie, okazuje się, że jest to dobry rozmówca – opowiada Kłopotek.
– To jest po prostu dobry i pomocny człowiek – mówi poseł Tadeusz Cymański. - Oczywiście, jesteśmy w jednej formacji politycznej, ale nawet wcześniej, bo pamiętam ją z wcześniejszych czasów, to ona zawsze taka była – dodaje Cymański.
Kempa ratuje Kaczyńskiego
Do dziś po internacie krąży film z kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego z 2010 roku, gdy Beata Kempa pokazała swój nieprzeciętny talent wokalny. Nieoficjalnie wiadomo, że tak naprawdę to ratowała wtedy wiec wyborczy w Łomży, kiedy prezes Kaczyński, dotarł później na spotkanie i trzeba było czymś wypełnić czas oczekiwania. Beata Kempa wskoczyła na scenę i brawurowo śpiewała hit „Zabrałaś serce moje”.
Z prezesem PiS współpraca nie zawsze układała się tak łatwo. W listopadzie 2011 roku, gdy Beata Kempa została członkiem klubu parlamentarnego Solidarna Polska, musiała pożegnać się z PiS. Do porozumienia doszło dopiero kilka lat później, a przed Beatą Kempą kolejny polityczny egzamin. Już 26 maja wyborcy zdecydują, czy dać jej mandat do reprezentowania Polski w Parlamencie Europejskim.
– Trwa kampania, ciężko pracuję. Chciałabym być w Brukseli rozsądnym głosem Polaków. Wszystkich, także tych, którzy nie będą na mnie głosować. – podsumowuje Beata Kempa.