Z posady na posadę
Wielu radnych, burmistrzów, wójtów chce
zostać posłami lub senatorami, choć nie upłynęła połowa kadencji
samorządowej - pisze "Dziennik Polski".
23.07.2005 | aktual.: 23.07.2005 08:57
Tacy politycy porzucają sprawy, którymi się zajmowali. Lekceważą wyborców, którzy im zaufali. To łamanie nie tylko kontraktu politycznego, ale także moralnego - ocenia prof. Marek Bankowicz politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
O miejsce w parlamencie ubiega się m.in. Bogdan Borusewicz, radny sejmiku pomorskiego, Julia Pitera, radna warszawska, szefowa Transparency International Polska, czy Arkadiusz Rybicki, radny z Pomorza. Rok temu aż 36 parlamentarzystów ubiegało się o mandat do Parlamentu Europejskiego. Pięciu senatorów chciało zostać członkami świetnie opłacanej Rady Polityki Pieniężnej.
Pięć lat temu posłowie i senatorowie zrezygnowali z mandatów, by stanąć na czele kilku instytucji, m.in. Narodowego Banku Polskiego czy Instytutu Pamięci Narodowej. Warto pamiętać, że rezygnacja z mandatu obciąża budżet państwa, gdyż w razie wybrania senatorów oraz części radnych konieczne jest przeprowadzenie dodatkowych wyborów, które w jednym okręgu czy mieście mogą kosztować nawet 3 mln zł.
Prof. Bankowicz twierdzi, że normą w krajach demokratycznych jest, że samorządowi politycy nie aspirują do innego stanowiska czy funkcji, nim dobiegnie końca ich mandat. Według krakowskiego politologa należałoby rozważyć, czy ze względu na naganną praktykę nie powinno się sięgnąć po rozwiązania prawne. Polegałyby one na wyłączeniu z możliwości kandydowania do parlamentu tych ludzi, którzy sprawują pewne funkcje we władzy lokalnej.
"Moim zdaniem ordynacja wyborcza powinna pozbawiać takie osoby biernego prawa wyborczego" - mówi prof. Bankowicz. "Zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie miałoby wielu przeciwników, którzy twierdziliby, iż narusza prawa obywatelskie. Ale skoro są pewne zawody, od których wymagana jest apolityczność, to w ten sam sposób myślenia wpisywałoby się rozumowanie, że ludzie wybrani nie powinni przed upływem kadencji zabiegać o mandat w innej instytucji. Nie ma przecież przymusu kandydowania" - dodaje.
Prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, przypomina, że prawo nie zabrania kandydowania radnym i parlamentarzystom na inne wybieralne urzędy. Rozmówca dziennika podkreśla, że wprowadzenie dla takich osób zakazu korzystania z biernego prawa wyborczego byłoby możliwe jedynie po zmianie konstytucji. "Patrząc na to w jaki sposób wielu polityków traktuje posady radnych, należałoby się poważnie zastanowić, czy nie powinno się zmienić konstytucji" - przyznaje prof. Winczorek. (PAP)