Wysłannik Korei Płn. przedłuża pobyt w Szwecji. Nie o kontakty ze Sztokholmem tu jednak chodzi
Lawina spekulacji ruszyła. Szef dyplomacji Korei Płn. pozostanie Szwecji dłużej niż planował. Nikt nie wierzy w oficjalne wyjaśnienia. Skandynawowie wielokrotnie pośredniczyli w wielkich negocjacjach, a szczyt Trump - Kim gdzieś musi się odbyć.
16.03.2018 | aktual.: 16.03.2018 11:29
Z dyplomatycznych komunikatów wynika, że szef dyplomacji Korei Północnej Ri Yong Ho przyleciał do Sztokholmu, aby rozmawiać o "stosunkach dwustronnych i kwestiach, które interesują obie strony". Według szwedzkiej telewizji wizyta była planowana od dawna, rozmowy dotyczą Amerykanina uwięzionego w Korei Północnej, a gospodarze postarają się też poruszyć kwestię rozbrojenia nuklearnego.
O ile kontakty dwustronne pomiędzy Sztokholmem a Pjongjangiem nie wywołują szczególnych emocji, o tyle perspektywa przedłużonych rozmów o kwestiach nakręca spekulacje na temat możliwego szczytu Trump–Kim, który mógłby odbyć się właśnie w Szwecji. Przedłużenie wizyty Ri Yong Ho w Sztokholmie sugeruje, że ma o czym rozmawiać z gospodarzami.
Poszukiwanie dyskretnego miejsca do rozmów
Wiadomo, że szczyt Kim–Trump nie może odbyć się ani w Korei ani w USA. Miejscem spotkania mógłby być pokład jakiegoś okrętu na wodach międzynarodowych, ale tutaj sprawy techniczne i bezpieczeństwa będą trudne do rozwiązania. Przecież nie będzie to amerykański lotniskowiec, czy nawet okręt japoński. Znalezienie jednostki neutralnej nie będzie proste.
Zawsze istnieje szansa spotkania w Panmundżom w strefie zdemilitaryzowanej między państwami koreańskimi czy na granicy chińskiej, ale to też nie są miejsca idealne. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się właśnie Sztokholm lub inne miejsce w neutralnej Szwecji, która od lat pośredniczy w relacjach między Waszyngtonem a Pjongjangiem.
Szwedzi już od lat 70. mają ambasadę w stolicy Korei Północnej. Jest tym ważniejsza, że to jedna z niewielu, zachodnich placówek w tym kraju. W razie potrzeby to właśnie szwedzcy dyplomaci reprezentują interesy Waszyngtonu i w razie potrzeby, na przykład, pośredniczą w uwalnianiu obywateli USA, którzy wpadli w ręce Północy.
Islandia i Norwegia już miały swoje chwile sławy
Państwa skandynawskie nie raz były już sceną historycznych spotkań. Budynek byłego konsulatu Francji w Rejkiawicku, stolicy Islandii, był miejscem szczytu, który przyczynił się do zakończenia zimnej wojny. W stojącej w odosobnieniu wilii na wyspie "na końcu świata" w październiku 1986 r. spotkali się prezydent USA Ronald Reagan i pierwszy sekretarz komunistycznej partii ZSRR Michaił Gorbaczow. Spotkanie nie zakończyło się sukcesem, ale było krokiem w kierunku porozumienia ograniczającego zbrojenia nuklearne.
Ważną rolę w historii tajnej, międzynarodowej dyplomacji odegrała też Norwegia. W latach 90. w lasach wokół Oslo toczyły się rozmowy pomiędzy Izraelem a Palestyńczykami. Początkowo negocjacje nie mogły być jawne, gdyż wszelkie kontakty z przedstawicielami OWP były w państwie żydowskim zakazane. Rozmowy doprowadziły do zawarcia dwóch porozumień.
Paradoksalnie oba "Porozumienia z Oslo" podpisano poza Szwecją, czyli w Waszyngtonie i egipskiej Tabie, ale izraelsko – palestyński proces pokojowy nazywany jest właśnie "procesem z Oslo". Nie zakończył niestety konfliktu pomimo tego, że trzej kluczowi rozmówcy spotykający się w stolicy Norwegii, czyli palestyński przywódca Jaser Arafat oraz Szymon Peres i Icchak Rabin po stronie izraelskiej, uhonorowani zostali Pokojową Nagroda Nobla także wręczaną w Oslo.
Teraz Szwecja ma szanse przejść do historii skandynawskich sukcesów dyplomatycznych, choć droga jest jeszcze bardzo długa i niepewna. Pomijając nieprzewidywalność przywódców i ich humory, nie wiadomo, czego Korea Północna oczekuje w zamian za rezygnację z programu nuklearnego, ani co USA gotowe są zaproponować. Nie mniej historia fiaska z Rejkiawicku pokazuje, że nawet rozmowy zakończone pozornych niepowodzeniem potrafią doprowadzić do przełomu. Optymizmem nastraja już sam fakt, że Donald Trump i Kim Dzong-Un mają szansę spotkać się zamiast obrzucać się obelgami lub strzelać do siebie rakietami z głowicami nuklearnymi.