"Najbardziej bałem się, że stracimy kontrolę"
- Najbardziej się bałem, że stracimy kontrolę w momencie, kiedy samolot będzie się ślizgał po pasie - powiedział Wrona. - Zdziwiłem się, że samolot tak gładko sunie po płycie - podkreślił.
- Niekontrolowane rozpadnięcie, czyli jakieś tam rozczłonkowanie w jakichś poszczególnych kwestiach czasowych, mogło doprowadzić do poważnych konsekwencji - powiedział kapitan Tadeusz Wrona, który szczęśliwie sprowadził samolot Boening na ziemię.
- Że możemy w którymś momencie - gdy samolot będzie już ślizgał się po pasie - stracić kontrolę nad nim. Że konstrukcja samolotu nie wytrzyma do końca nacisku - czyli 126 ton - i że któraś z części tego samolotu, jak po prostu się oderwie, może spowodować dalsze niekontrolowane przemieszczanie się lub obracanie tego samolotu. To był pierwszy moment. No i drugi, kiedy wiedzieliśmy, co nastąpi - czy po prostej, czy bokiem, to na pewno rozgrzeje się do tego stopnia, że powstanie pożar - na miejscach styku między pasem a elementami kadłuba, który właśnie dotyka tego pasa - dodał kapitan.