Wyroki dla kibiców za pobicie Meksykanów na plaży w Gdyni
Sąd Rejonowy w Gdyni wydał wyrok na kibiców Ruchu Chorzów, oskarżonych o pobicie w sierpniu 2013 r. na plaży w Gdyni meksykańskich marynarzy. Jednemu sąd wymierzył karę 2 lat i 2 miesięcy więzienia, sześciu - kary roku i 10 miesięcy.
Zgodnie z wnioskiem prokuratora sąd zdecydował, że oskarżeni mają zapłacić po 3 tys. zł zadośćuczynienia każdemu z dwóch pokrzywdzonych obywateli Meksyku. Wyrok nie jest prawomocny.
Rodziny i znajomi oskarżonych zareagowały na treść wyroku głośnymi okrzykami "skandal".
Jak powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Bartosz Kahsin, żaden z zebranych w sprawie dowodów nie potwierdził, aby to cudzoziemcy pierwsi sprowokowali bójkę na plaży. Niektórzy oskarżeni twierdzili bowiem, że wzięli udział w bójce po tym, jak jeden z kibiców krzyknął "biją naszych".
Sąd podkreślił, że była możliwość zastosowania wobec oskarżonych kar w zawieszeniu, ale warunkiem tego musiałoby być "zrozumienie zła, jakie wyrządzili" oraz szczera skrucha.
- Plaża miejska oraz sama Gdynia jest miejscem szczególnym. Miasto jest wizytówką i symbolem gościnności, tolerancji i otwartości Polski. Dokonanie takiego przestępstwa, niezależnie od tego, czy grupą pokrzywdzoną byłaby grupa obywateli tego, czy innego państwa, niezależnie od ich koloru skóry, w miejscu, gdzie ludzie wypoczywają, byłoby karane tak samo - mówił sędzia.
Wobec jednego z oskarżonych, Łukasza Z., sąd zastosował surowszy wymiar kary, ponieważ mężczyzna ten ma już dwa prawomocne wyroki oraz toczą się przeciwko niemu sprawy dotyczące zakazu stadionowego oraz znieważenia policjanta.
Po ogłoszeniu wyroku obrońca jednego z oskarżonych Wojciech Cieślak zapowiedział, że złoży apelację. Jego zdaniem, gdyby sprawa była mniej nagłośniona, takich wyroków by nie było. - Nie chodzi o to, że kibice są aniołkami. Chodzi o to, że to była bójka, starcie dwóch grup. Jedną grupę w ciągu trzech dni puszcza się wolno, a drugiej robi się proces mający cechę procesu pokazowego - powiedział.
Na sali rozpraw adwokat zarzucił prokuraturze, że prowadziła sprawę jednostronnie i stronniczo. Argumentował też, że na oskarżonych urządzono polityczną nagonkę. - Były przecież wypowiedzi prezydenta Gdyni, który już w drugim dniu wiedział, kto jest winny. Były wypowiedzi ministra spraw wewnętrznych (Bartłomieja Sienkiewicza)
tego kraju o powierzchowności księgowego z PGR-u, który też wiedział, kto jest winny - mówił.
Prokurator żądał dla pięciu oskarżonych po 1,5 roku więzienia; dla dwóch, którzy byli już wcześniej karani - po 2 lata więzienia. - Stroną atakującą byli niewątpliwie oskarżeni, obywatele Meksyku zachowywali się spokojnie. Żadne dowody nie wskazują, aby doszło do prowokacji ze strony pokrzywdzonych i tym samym nieprawdziwe jest tłumaczenie, że obcokrajowcy są niejako sami sobie winni. I stało się to wszystko na oczach setek ludzi, także osób młodych i dzieci - argumentował.
Obrońcy wnioskowali o uniewinnienie, a w przypadku dwóch oskarżonych, którzy wcześniej przyznali się do zarzutów o kary łagodne lub w zawieszeniu.
Przed ogłoszeniem wyroku zeznawali jeszcze ostatni świadkowie. - Ruch Chorzów zaczął bić Meksykanów, to była banda. Pili piwo. Meksykanie uciekali. Jednego bili tak, że aż zemdlał, był zakrwawiony - powiedział przed sądem 13-letni Marcin z Gdyni. Zeznawali też dwaj policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni. - Widziałem tę bójkę na monitoringu miejskim. W trakcie rozprawy odtworzono kilka zapisów z kamer monitoringu miejskiego oraz dwa filmy z telefonów komórkowych plażowiczów.
18 sierpnia na plaży w Gdyni grupa Polaków - głównie kibiców Ruchu Chorzów, którzy tego samego dnia wieczorem mieli kibicować swojej drużynie w meczu z Arką Gdynia - pobiła, zdaniem prokuratury, członków załogi szkolnego żaglowca Akademii Marynarki Wojennej Meksyku "Cuauhtemoc". Poszkodowanych zostało dwóch marynarzy.
Proces siedmiu kibiców Ruchu Chorzów rozpoczął się przed gdyńskim sądem 23 grudnia ub. roku. W tym czasie odbyły się trzy rozprawy. Dwóch oskarżonych na początku procesu chciało dobrowolnie poddać się karze; sąd się na to jednak nie zgodził. Jednocześnie sąd uchylił wobec nich areszt i byli sądzeni z wolnej stopy. Reszta przebywała w areszcie.
Pozostali oskarżeni nie przyznali się do pobicia marynarzy, a dwóch wyjaśniło, że sami zostali zaatakowani przez obywateli Meksyku rozbitą butelką.