Wyrok za przekroczenie uprawnień ws. śmierci policjantów
Na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata
skazał sąd b. wysokiego rangą urzędnika MSWiA Tomasza
Serafina. Taki sam wyrok wydał wobec b. szefa stołecznego
komisariatu kolejowego Waldemara P. Obaj byli oskarżeni o
przekroczenie uprawnień.
W tle tej sprawy jest śmierć dwojga policjantów, którzy na polecenie komendanta komisariatu odwozili Serafina z Warszawy do Siedlec, gdy ten spóźnił się na pociąg.
Sąd podzielił zdanie prokuratury, iż doszło do działania na niekorzyść interesu publicznego. Według sądu polegało ono na tym, że odwołanie dwóch policjantów, którzy pełnili służbę na dworcu i wysłanie radiowozu mogło uniemożliwiać wykorzystanie tego patrolu w razie konieczności interwencji.
Sędzia Monika Łukaszewicz podkreśliła, że oskarżonych nie można jednak obarczać odpowiedzialnością za śmierć policjantów. - Słusznie obrońcy podkreślali, że nie możemy w tej sprawie podlegać emocjom - dodała.
Polecenie odwiezienia urzędnika, według sądu, wykraczało poza uprawnienia, jednak "wypadek, który miał miejsce, był nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności".
Odnosząc się do winy Serafina sąd wskazał, iż wprawdzie urzędnik zwracał się do szefa komisariatu jedynie z prośbą o pomoc, ale kluczową kwestią, w opinii sądu, pozostaje "jak sobie tę pomoc wyobrażał".
- Serafin był na komisariacie (...) widział, że dyżurny zawezwał patrole (...) nawet zakładając, że w momencie telefonu nie wiedział jak ma wyglądać pomoc, to dalszy przebieg wypadków wskazuje na sposób pomocy, na co Serafin nie reaguje i korzysta z pomocy - uzasadniała sędzia.
Jak zaznaczył sąd w uzasadnieniu, w naszym kraju "istnieje społeczne przyzwolenie" na zachowania, za jakie zostali skazani oskarżeni. - Jeśli ktoś pełni funkcję publiczną, to pojawia się pytanie co ty możesz, co możesz załatwić dla siebie, znajomych, rodziny - mówiła sędzia. Dodała, że zwykle "nikt nie zastanawia się, że pełnienie funkcji publicznej to ogromna odpowiedzialność i ogromne ograniczenia".
- Gdyby nie doszło do wypadku śmiertelnego, większość osób, które bardzo potępiały zdarzenie uznałyby, iż nie doszło do naruszenia - zaznaczył sąd.
Obrońca Serafina mec. Andrzej Urbański powiedział, że będzie rekomendował swojemu klientowi wniesienie apelacji. - W takiej sytuacji naturalna jest tendencja, aby ktoś odpowiedział, ale moim zdaniem mój klient nie jest winny przestępstwa - powiedział dziennikarzom.
Obrońca P., mec. Jarosław Majewski zaznaczył, że decyzje o apelacji podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku, ale orzeczenie o karze uważa "za bardzo surowe".
Do tragedii doszło w grudniu 2006 roku. Sierżant Justyna Zawadka i mł. aspirant Tomasz Twardo z komisariatu na Dworcu Centralnym zginęli wracając z Siedlec, gdy ich nieoznakowany radiowóz wpadł do rozlewiska. Zaginionych funkcjonariuszy poszukiwano w całym kraju ponad trzy doby. Serafin mówił w czasie procesu, że był przekonany, iż ma prawo skorzystać z samochodu, a do szefa komisariatu kolejowego - znajomego, z którym kiedyś pracował w komisariacie - zwrócił się z koleżeńską prośbą o odwiezienie do domu.