Wyrok TSUE może wywrócić sądowe reformy PiS. Rząd go zignoruje?
We wtorek Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej może podważyć jeden z filarów reform wymiaru sprawiedliwości i wywołać skutki w całej Unii. Rządzący otwarcie sugerują, że nie wykonają wyroku, jeśli pójdzie nie po ich myśli. - Polski premier igra z ogniem i może otworzyć puszkę Pandory - komentuje ekspert prawa europejskiego z Anglii.
Wtorkowy wyrok w Luksemburgu może być jednym z najważniejszych i najbardziej brzemiennych w skutkach decyzji unijnego trybunału. Choć centralnym punktem sprawy jest niezależność nowej izby dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, tak naprawdę pod trybunałem stanęła cała "zreformowana" Krajowa Rada Sądownictwa (KRS).
Jeszcze w maju rzecznik generalny Trybunału Ewgeni Tanchew stwierdził w swojej opinii, że nowa izba SN nie spełnia wymogów niezawisłości sędziowskiej, właśnie z racji upolitycznienia KRS, która współdecyduje o jej obsadzie. A to dlatego, że "sposób powoływania członków KRS ujawnia nieprawidłowości, które mogą zagrozić jej niezależności od organów ustawodawczych i wykonawczych".
Trybunał zazwyczaj - choć nie zawsze - zgadza się z opinią rzecznika. Jeśli tak będzie tym razem, skutki mogą być dramatyczne.
- Trudno jednoznacznie ocenić, co się stanie, ale pośrednie i bezpośrednie konsekwencje każdego niekorzystnego dla Polski wyroku mogą być ogromnie znaczące. Potencjalnie mogą oznaczać, że każda decyzja KRS mogłaby zostać zakwestionowana. Potencjalne skutki są tym bardziej znaczące dla sądów, gdzie zasiadają sędziowie nominowani przez "splamioną" KRS - mówi WP prof. Laurent Pech, ekspert prawa UE z Uniwersytetu Middlesex w Anglii.
Jak dodaje, podobne konsekwencje mogą czekać izbę dyscyplinarną Sądu Najwyższego, która zostanie uznana za "ciało udające sąd".
Rząd zignoruje wyrok TSUE?
PiS doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. I dlatego jeszcze przed wyrokiem sugeruje, że może go zignorować.
- Polska wykona każdy wyrok, który będzie zgodny z traktatami i Konstytucją RP - stwierdził premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla PAP. Sęk w tym, że premier uznaje ingerencję TSUE w polskie sądownictwo za niezgodną ani z traktatami, ani Konstytucją.
Czy to oznacza, że niekorzystny dla rządu wyrok zostanie zignorowany?
- To bardzo duże uproszczenie. Istotne jest nie to, czy wyrok będzie "zgodny z oczekiwaniami rządu", tylko czy będzie mieścił się w traktatowych kompetencjach TSUE i czy będzie do pogodzenia z naszą Konstytucją - odpowiada WP doradca premiera Paweł Jabłoński. Ale jednocześnie sugeruje, że wyrok zgodny z opinią rzecznika generalnego TSUE byłby wręcz niemożliwy do wykonania przez Polskę.
- Przykładowo: jeśli z wyroku wynikałoby, że przepisy dot. KRS są wg TSUE niezgodne z prawem UE - to żeby rozwiązać KRS w obecnym składzie, trzeba byłoby złamać Konstytucję, która mówi o 4-letniej kadencji wybieranych członków Rady. Tak samo jeśli wg TSUE należałoby usunąć sędziów SN - to naruszałoby konstytucyjną zasadę nieusuwalności sędziów - mówi Jabłoński.
Jak dodaje, powstały w ten sposób problem prawny mógłby rozwiązać "chyba tylko polski Trybunał Konstytucyjny". Według doradcy premiera, taki wyrok miałby też reperkusje poza Polską.
- Jeśli TSUE to powtórzy, to otworzy furtkę do kwestionowania wyroków wydawanych przez sądy w kilkunastu krajach UE, w których albo nie ma w ogóle rad sądownictwa, albo one są, ale nie spełniają tego kryterium - twierdzi urzędnik KPRM.
Fałszywe argumenty
Z tymi ocenami kompletnie nie zgadza się jednak prof. Pech, specjalista prawa europejskiego z Uniwersytetu Middlesex.
- To fałszywe argumenty. To PiS wielokrotnie łamał Konstytucję. Łamał ją też powołując atrapę KRS. Nonsensem jest też porównanie do innych krajów, bo one swoich konstytucji nie łamały - mówi prawnik. - Polski premier igra z ogniem. Jeśli rzeczywiście zignoruje wyrok w tak fundamentalnej dla porządku prawnego w UE sprawie, otworzy puszkę Pandory i będzie za to osobiście odpowiedzialny - dodaje.
Przeczytaj również: Mateusz Morawiecki o możliwym wyroku TSUE: UE ma obowiązek szanować tradycje prawne państw
Jakie konsekwencje zignorowania TSUE?
Co się stanie, jeśli Polska zlekceważy postanowienie luksemburskiego trybunału? Jak tłumaczył w rozmowie z WP prof. Robert Grzeszczak z Uniwersytetu Warszawskiego, takiej sytuacji jeszcze w Unii nie było. O ile wiele krajów długo zwleka lub ignoruje z realizacją wyroków, dotyczy to spraw technicznych, dotyczących np. regulacji ochrony środowiska, co często kończy się karami rzędu dziesiątek milionów euro. W sprawie polskiej chodzi natomiast o kwestie fundamentalne - ustrojowe.
- Niewykonanie wyroku w takiej sprawie byłoby tak ordynarnym lekceważeniem prawa unijnego, że trudno przewidzieć, czym to mogłoby się zakończyć. Jeśli Polska nie tylko nie uzna orzecznictwa TSUE, ale i nie będzie płacić kar zarządzanych po wnoszonych przez Komisję skargach, możliwe będzie zajęcie unijnych funduszy. Nie mówiąc już o możliwości "przeciągnięcia" artykułu 7 i unijnych sankcji - mówił WP Grzeszczak ostatnim razem, kiedy rządzący straszyli zlekceważeniem wyroku TSUE. - Ten proces oczywiście może zająć kilka lat. Ale jest nieuchronny, i prędzej czy później ktoś będzie musiał za to zapłacić i po tym posprzątać - dodał.
Przeczytaj również: TSUE w sprawie sądów powszechnych. "Polska złamała prawo unijne"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl